Poczułem ulgę, że jest cała, ale zarazem byłem tak strasznie wściekły, aż cały się trząsłem kiedy niosłem ją do pokoju. Położyłem Hailey na łóżku i przykryłem. Nadal była w mojej bluzie... Widząc to poczułem przypływ ciepła, tak bardzo chciałem położyć się obok niej, ale po chwili wszystko minęło. Nie chodziłem po pokoju, nie szeptałem, nic nie robiłem. Usiadłem tylko na podłodze przy łóżku, ręce ułożyłem na materacu i położyłem na nich głowę. Patrzyłem jak śpi, tak spokojnie.
Nie wiem, o której się obudziła i ile tam siedziałem.
- Czemu się tak patrzysz? - zapytała w końcu. Nie słysząc odpowiedzi zaczęła - Joshua ja...
- Nic do mnie nie mów - odparłem spokojnie, łamanym głosem.
- Jossy?
- Wiem co chciałaś zrobić. Pokazać, że nie jesteś słaba... Rozumiem cię, też chciałem tak zrobić.
- Ale to nie ty masz raka - rzuciła oskarżycielsko. A ja wstałem.
- Ale to nie ty jesteś tykającą bombą zegarową! - krzyknąłem. - Ty masz szansę, a mnie może zabić wszystko! Mówisz o raku, a nie masz pojęcia jak przesranie jest zacząć brać! Nie wiesz jak to jest przestać brać, żeby udowodnić, że jesteś silny i obudzić się o pierwszej w nocy z takim głodem, że bierzesz adidasy i bluzę, i przy minus kilkunastu stopniach biegniesz sprintem przez całe miasto, bo masz wrażenie, że on cię wyżera od środka! Nie zrozumiesz jak to jest mieć siostrę, która mówi, nie dam ci wziąć wszystkiego i to ona przedawkowuje! - coraz bardziej zacząłem się łamać.
- Jossy...
- Nie, nie przestanę się wydzierać! - uciszyłem ją. - Kiedy mi kurwa mać lekarz po obudzeniu powiedział, że ona nie żyje, to gdyby mnie ojciec nie złapał w ostatniej chwili to bym się spierdolił z tego jebanego piętra i wszystko byłoby proste! Tylko Nick przyszedł do mnie, bo rodzice nie chcą mnie znać! A ja go pocieszyłem, żeby nie płakał. Wtedy coś rozumiałem. Myślisz, że to wszystko to tylko twoja decyzja i na nikogo nie wpływa? Gówno kurwa prawda! A Ari, Leo, Sebastian!... ja? Nie pozwolę ci się zabić tylko przez twoje beznadziejne rokowania, bo to tylko liczby do jasnej cholery. Przeżyłaś rozłącznie, nikomu nie jest potrzebny dowód twojej siły.
- Skąd wiesz o moich rokowaniach?
- Bo dorwałem Paxa. Unikał mnie jak ognia, ale nie ma tak prosto.
- Dlatego masz pokaleczone ręce?
- Nie... to akurat ściana... ale i tak wsadzili mnie do izolatki.
- Kiedy wyszedłeś?
- Nie ważne! Później każdego dnia kręciłem się przy wyjściu, żeby cię zabrać stamtąd.
- A Zolin?
- Jak wyszedłem, to go wziąłem do mnie. Mam dosyć. Słyszysz? Jakby choroba miała oznaczać śmierć to bym się kurwa położył i na nią czekał.
- Ja nie chce czekać...
- Dlatego chcesz jak przyspieszyć? Żeby pozbyć się resztek szansy? - wziąłem kilka wdechów. - Nie zostawiaj mnie tutaj samego... zakochałem się w tobie... i nie chcę umrzeć w samotności przez jakieś durne przeziębienie. A cuda się zdarzają. A nawet jeśli nie, to ten czas który ci został może nim być. I jeszcze coś...
- Co? - podszedłem do łóżka, usiadłem obok niej i ją przytuliłem do siebie.
- Nie zmuszaj mnie żebym krzyczał. Nienawidzę tego.
Hailey?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz