poniedziałek, 9 stycznia 2017

Od Hailey C.D Joshuy

Chłopakiem mocno targały emocje. Ja również czułam wewnętrzne rozdarcie, tak mocne, że skuliłam się obejmując kolana ramionami. Dawno nikt nie podniósł na mnie głosu, nie mówił aż takim tonem. W tym momencie całej naszej „rozmowy” czułam się najgorzej. Nie z powodu wyrzutów sumienia, bo owakich nie miałam, ale ze strachu. Sytuacja, która właśnie miała miejsce nie zdarzyła się pierwszy raz. Przypomniało mi się jak Chase krzyczał na mnie podobnie, gdy byłam młodsza tyle że z tą różnicą, że swoje emocje przekazywał również przez rękoczyny.  Na szczęście po tym jak zyskał posadę profesora i rozdzieliśmy się, koszmar ten zaniknął na jakiś czas. Kiedy Jossy zdzierał gardło, aby przemówić mi do rozsądku i wszcząć poczucie winy, zaobserwowałam jak jego oczy na zmianę łzawią, by po chwili zapłonąć ponownie ogniem. To było nie do zniesienie, a ja czułam, że jeśli tylko mu przerwę dostanę prosto w twarz. Kiedy nieco już się uspokoił, do pokoju weszło coś małego. Zolin. Nie ciężko było mu prześlizgnąć się przez otwarte drzwi. Zaraz myślami wróciłam do wydarzeń sprzed chwili. Te wrzaski, potem ni stąd ni zowąd to wyznanie i cisza trwająca aż do teraz. Czułam jak moje ciało przechodzą niepowstrzymane drgawki. Kiedy usiłował mnie objąć wstałam gwałtownie z łóżka i odeszłam na drugi koniec pokoju. Stając tyłem przeczesałam włosy dłonią po czym szybko przetarłam napływające do oczu zły. Z westchnieniem założyłam ręce za głowę, by po chwili cicho pociągnąć nosem. Nie lubiłam takich chwil, nienawidziłam wręcz. Przeszłam wolno na drugą stronę pokoju, przecierając twarz. I co ja miałam mu powiedzieć? Rzucić się na szyję i powiedzieć, że go kocham? Nie czułam tego, jedyne czego byłam pewna to to, że jest mi bliski, ale nie do tego stopnia. Na pewno też nie powinnam odpłacać mu się krzyczeniem, ani wymądrzaniem, bo to nie zaprowadzi do niczego. W końcu stanęłam przy drzwiach i otworzyłam je na oścież, schodząc z przejścia. Wystarczyło tylko spojrzenie, on już wiedział, że nie mam ochoty z nim przebywać. Powoli wstał z łóżka i bardzo mozolnie podszedł do mnie. Szybkim ruchem ściągnęłam z siebie bluzę, złożyłam ją na pół po czym zawiesiłam na ramieniu chłopaka.

- Wracając. Masz rację.- zaczęłam spokojnie, wręcz szeptem.
- Nigdy nie brałam, nigdy nie byłam na głodzie, nie straciłam bliźniaka, a moich rodziców nie pochłonęła nienawiść. Nigdy tego nie zrozumiem i nie mam prawa mówić, że przechodzę coś gorszego. Mnie pochłonęła choroba, która wcale nie jest lekka, tak jak sobie to wyobrażasz, i jak o tym mówisz. Zewnętrznie tego nie widać, ale wyżera mnie w środku. Nie mówię Ci, że mam gorzej, bo to nie prawda, ale też nie mam łatwo… Ja nie wybierałam Ci losu ćpuna, a ty nie wybierałeś mi losu ze śmiertelną chorobą. To po prostu jest. Poza tym, wracając do tematu moich występków, jeśli myślisz, że chciałam się poprzez to skazać na śmierć, to jesteś w wielkim błędzie. Nie mam zamiaru się z tobą o to kłócić, bo nie wiesz o niczym co mi chodzi po głowie. Nie mam także zamiaru obiecywać i powtarzać „ to się nie powtórzy” bo emocje przejmują górę nad każdym, tak jak nad tobą przed paroma minutami. Jeśli będę chciała coś rozwalić – rozwalę to, jeśli będę chciała krzyknąć – krzyknę, to są moje decyzje i ja będę podejmować za nie konsekwencję a nie inny. Jestem samolubną egoistką i dobrze o tym wiem, ale bycie właśnie taką jest o wiele lepsze i bardziej godne niż życie strachliwej, zgadzającej się na wszystko potulnej dziewczynki. – skończyłam tym samym tonem co zaczęłam. Chłopak wlepiał we mnie swój pusty wzrok, jakby oczekując na więcej. Ponownie ręką przetarłam łzawiące oczy. Jossy przestąpił przez próg, postawił parę kroków i odwrócił się.
- Wiem, nie zamierzasz przepraszać, ja również. – rzekłam powoli domykając drzwi, jednak zaraz dodałam ostatnią rzecz, która leżała mi na sercu. – Co do tych rokowań, o których zacząłeś, Pax najwidoczniej Cię okłamał.
- Skąd ta pewność? – spytał marszcząc brwi.
- Bo znając prawdę zareagowałbyś inaczej…
- Nie rozumiem. – Chłopak całkowicie odwrócił się w moim kierunku, widocznie zaniepokojony.
- Innym razem Josh. Innym razem..- Szepnęłam po czym zamknęłam drzwi, przekręcając zamek. Czy doktor naprawdę go oszukał? Zdradził mu nieprawdziwe liczby? Nie wiem, ale jeśli tego nie zrobił, to na pewno nie zdradził mu CAŁEJ prawdy. Rozdarta wpełzłam do łóżka i zakopałam się pod kołdrą, przytulając do siebie rysia.
Przez następne parę dni unikałam go. Jeśli już się gdzieś widywaliśmy to na papierosie, albo na korytarzu. Czasem wymienialiśmy spojrzenia, czasem słowa, innym razem mijaliśmy się obojętnie w ciszy. Podczas tego czasu miały miejsce kolejne nieprzyjemne wydarzenia – sprzeczka Ari z Leo oraz Selene, nieporozumienie z chłopakiem Ariany, które doprowadziło do kolejnego uszczerbku na moim zdrowiu, Jego próba samobójcza, która notabene sprowadziła na strefę bardzo ponurą atmosferę, fala szczepień i badań, których obejść się nie dało i jeszcze wiele innych rzeczy.. Właśnie krzątałam się po bibliotece, szukając na półkach czegoś ciekawego. Co raz odruchowo pocierałam szyję, na której widniał siny ślad, po próbie powstrzymania mojego zachowania duszeniem. Mimo, że usiłowałam zakryć to pudrem, siniec zawsze pozostawał widoczny, nawet w najmniejszym stopniu. Zastanawiałam się jako to jest możliwe, kiedy obok mnie spadła jakaś książka. Po chwili mój wzrok skupił się na dobrze znanej twarzy.
- Cześć.. – mruknął, podnosząc z ziemi książkę.
- Hej.. – szepnęłam. Chwilę patrzyliśmy na siebie, nieco niepewnie, nie do końca wiedząc jak się zachować.
- Wyglądasz…- zaciął się na chwilę, a jego wzrok spoczął na nowym odznaczeniu na mojej szyi. – lepiej…Twoja twarz nie jest już tak bardzo..- dokończył półszeptem.
- Czarna? Racja, siniaki zanikają.. – mruknęłam kiwając nieco głową. Kiedy wychwyciłam na co patrzy otworzyłam usta żeby coś powiedzieć, ale ten pokręcił tylko głową.
- Nie chcę wiedzieć..- szepnął odwracając wzrok.
- W porządku. – wzruszyłam ramionami.
- Mogę z Tobą.. um..- podrapał się nerwowo po karku.
- Poczytać książki? – spytałam uśmiechając się promiennie.
- Dokładnie, właśnie, poczytać.

- Nie widzę przeszkód. – posłałam mu lekki, uśmiech i poszłam w głąb pomieszczenia, by rozgościć się na kanapie. Jossy zajął miejsce obok. Postanowiłam zachowywać się nieco milej w stosunku do niego, a na pewno zachować całkowity spokój, nawet jeśli znów wyprowadzi mnie z równowagi.

Jossy? Teraz takie na spokojnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty