sobota, 7 stycznia 2017

Od Hailey C.D Jossy'ego

Słyszałam, jak puka. Nie miałam najmniejszej ochoty słuchać jego monologu. Mimo to, skanowałam w głowie każde wypowiedziane przez niego słowo. W jego wypowiedzi wyczułam skruchę, ale nawet to, nie skłoniło mnie do refleksji. Podeszłam do drzwi, po czym odwracając się do nich tyłem, zsunęłam się na ziemię.
 - Wiesz, Josh, masz racje. – rzekłam podpalając papierosa. – Jestem irytującą pesymistką, która pochłania swoją ciemnością ostatnie płomyki nadziei w ludziach. I wiesz co Ci powiem? Nie jest mi przykro, ba nawet nie czuję, żeby było to coś złego. Taka się urodziłam, bo wiesz, bez złych ludzi, świat byłby nudny i całkowicie nieciekawy. Rozumiem twój ból, i twoje słowa również, ale nie czuję żadnej potrzeby do zmiany. Nikt mnie nie polubi? Cóż, może tak ma być, a może mylisz się, i znajdę sobie przyjaciela. Nie zrozum mnie źle Josh, twój monolog lekko mnie tknął, ale nie na tyle, bym zrozumiała jego przekaz. Głupia jestem, wiem, ale dobrze mi z tym. Idź już sobie, nie chcę, żebyś miał kłopoty.- mruknęłam, gasząc papieros w panelu podłogowym , wypalając tym samym okrągłą dziurkę.
- Nigdzie mi nie śpieszno. – odezwał się głos zza drzwi. Westchnęłam ciężko podnosząc się na równe nogi.
- Jossy, spadaj, jutro pogadamy. – sapnęłam opierając głowę o drzwi.
- Wciąż wolę zostać. – jego głos był cichy, i smętny, jak gdyby pusty.
- Lubię Cię ok? Nie chcesz tego spierdolić, to sobie idź…- szepnęłam. Dłuższą chwilę nasłuchiwałam, jak również obserwowałam cień, który wlewał się do mojego pokoju, przez niewielką szparę między drzwiami a posadzką. W końcu odpuścił i odszedł. Wiedząc, że przynajmniej nie zostanie złapany na noc runęłam na łóżko z zamiarem zaśnięcia, i tak też uczyniłam.
Nad ranem stała się rzecz przeze mnie niezamierzona. Chcąc zjeść śniadanie po ludzku, przez przypadek wdałam się w małą potyczkę na stołówce. Moje intencje były jasne i czyste, chciałam tylko rozdzielić dwóch okładających się po mordach panów, a wyszło jak zwykle. Poza mną i dwoma idiotami, była tam jeszcze jedna dziewczyna i każdy z nas ucierpiał. Na przeglądzie wszystko wyszło na jaw. Chłopak, który całkiem przypadkiem przyłożył mi pięścią twarz połamał nos, oraz porządnie podbił lewe oko. Na szczęście opuchlizna zniknęła tak szybko jak się pojawiła, ale mimo to, połowa mojej twarzy była sino czarnego koloru. Poza tym, w lewym oku, na które wymknęła się pięść chłopaka, po uderzeniu mnie w nos, pękło naczynko, przez co całe białko zmieniło swój kolor na kolor krwi. Kiedy po całym zajściu wylądowaliśmy w izolatce, mogłam przyjrzeć się mojemu odbiciu w kafelkach. Cóż, nie sądziłam, że wyglądam aż tak potwornie…

Wypuścili nas po dobie. Wymieniliśmy krótkie spojrzenia i każdy ruszył w swoją stronę. W drodzę do pokoju, która swoją drogą była jedną z najbardziej irytujących dla mnie przeżyć, gdyż każdy się na mnie patrzył, musiałam trafić akurat na niego, dlaczego nie na strażnika, tylko akurat na chłopaka, który zaraz na mnie naskoczy?! Zaklęłam pod nosem i szybko odwróciłam się na pięcie. Niestety, byłam za wolna. Po korytarzy rozeszło się głośne „ Hailey?!” I już wiedziałam, że mam przejebane. Odetchnęłam, powtarzając sobie, że będzie git, i odwróciłam się do chłopaka, który nawet nie wiem kiedy, zdążył podejść na odległość metra.
- Co to…Co to jest?!- warknął pokazując palcem na moją twarz.
- Daruj sobie, nie przy wszystkich. – sapnęłam. Byłam zmęczona, głodna i do tego ból z twarzy rozpowszechniał się na połowę mojego ciała. Chłopak podszedł do mnie i obejmując mnie ramieniem, niemal siłą zaprowadził do pokoju. Na miejscu posadził mnie na łóżku, a sam desperacko zaczął krążyć po pokoju. Już zamierzał się do pytania, gdy się mu wcięłam.
- Możesz pożyczyć mi bluzę..? W izolatce było koszmarnie zimno…- szepnęłam kuląc się nieco na łóżku. Joshua bez większego protestowania wyjął z szafy ciemną kangurkę i wciągnął mi ją na głowę. Poczułam się jak dziecko, które potrzebuje pomocy w ubieraniu. Kiedy przez przypadek trącił mój nos warknęłam. –Ała. – rzekłam cicho, przesadzając głowę, przez dziurę na szyję. Chłopak spojrzał na mnie troskliwym wzrokiem po czym kucnął przede mną i łapiąc mnie za dłonie spytał.
- Co się stało do cholery…? – uciekałam od jego wzroku tak długo, jak tylko było to możliwe. Opowiedziałam mu wszystko po kolei, jak zobaczyłam bójkę, postanowiłam ingerować i przypadkiem oberwałam, a że mój organizm reaguje nieco inaczej to hm, cóż, wyglądam jak wyglądam. Gdy skończyłam chłopak wciąż wgapiał się w moją twarz, lecz w końcu rzekł


Jossy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty