Zbił mnie nieco z tropu pytając o tatuaże. Chwilę się
zastanawiałam, układałam w głowie historię, którą chciałam im przypisać żeby
miała jakikolwiek sens. Podrapałam się lekko po głowie, za co zostałam skarcona
cichym „nie ruszaj się”. Westchnęłam przewracając oczami.
- No więc, mam cztery tatuaże. – nie zdążyłam zacząć a już
mi przerwano.
- A nie dwa? – chłopak spojrzał na mnie wzrokiem pełnym
zdziwienia, marszcząc przy tym czoło.
- Nie, nie dwa. Teraz cichaj, opowiadam. Pierwszy, zrobiłam
sobie jak miałam czternaście lat. Tak wiem, bardzo wcześnie, ale już wtedy
byłam o wiele bardziej dojrzalsza niż moi rówieśnicy. Wtedy też wyszła na jaw
moja choroba. Było mi ciężko, jako dziecko wciąż rosłam, a nowotwór tylko
uprzykrzał mi życie. Często budziłam się z takim bólem, że nie mogłam się w
ogóle ruszać. Opuściłam się w nauce, bardzo dużo czasu spędzałam w szpitalu,
któregoś razu lekarze stwierdzili, że został mi niecały rok życia. Wiesz, dla
czternastolatki, przepełnionej marzeniami była to wstrząsająca wiadomość. No
więc gdy wróciłam do domu, pierwsze co to poszłam się spotkać ze znajomymi i
jakoś tak wyszło, że wróciłam do domu z opatrunkiem na baraku. Trochę się
obawiałam bo był to typowy tatuaż, robiony struną od gitary, jeśli wiesz o co
mi chodzi. – zaśmiałam się.
- Mogę zobaczyć?- spytał cicho odkładając na bok notatnik.
Skinęłam głową i szybkim ruchem ściągnęłam razem bluzę i koszulkę. Pod spodem
miałam biustonosz, więc nie miałam się co peszyć. Odwróciłam się do niego
bokiem, odgarniając włosy i spuszczając z ramienia jedno ramiączko. Tatuaż
znajdował się na lewym barku, był to napis „ Every breath is a second chance”
wytatuowany bardzo dokładnie i estetycznie, jak na warunki w których powstawał.
Po chwili poczułam, jak chłopak przejeżdża po nim opuszkami palców.
- Nie wygląda na domową robotę. – rzekł z cicha,
przyglądając się napisowi.
- Racja, choć towarzyszyło mu wiele bólu. – zaśmiałam się.-
Ma dla mnie ogromne znaczenie. Zawsze gdy widzę go w lustrze powtarzam te
słowa, by dziękować Bogu, za to, że daje mi szansę.
- Głębokie.- zaśmiał się chłopak, wracając na swoje
poprzednie miejsce.
- Racja. Drugi był ten. – wyprostowałam się, ukazując
kolejną dziarę, która tym razem znajdowała się na żebrach, nieco poniżej lewej
piersi. „ I’m the hero of this story, I don’t need to be saved”0.
– Zrobiłam go sobie
nie cały tydzień przed trafieniem tu. Jak każdy, przechodziłam też przez te
gorsze dni. Pewnego razu uświadomiłam sobie, że to życie, jest tylko moje, to
ja kreuje otaczający mnie świat, to ja wybieram przyjaciół, ja popełniam błędy,
za które będę musiała zapłacić i nikt mi w tym nie pomoże. – skończyłam zakładając
z powrotem koszulkę i bluzę. Po chwili kontynuowałam swój wywód.
- Zaraz po trafieniu do strefy, miałam szesnaście lat.
Wszyscy byli ode mnie o wiele starsi. Wytłumaczyli mi, że jestem inna, gdyż
zazwyczaj Daemony dzieci w moim wieku, były jeszcze nie usytuowane w jednej
formie. Zolin zaś był stale Rysiem, od moich jedenastych urodzin. Od wtedy nie
zmienił swojego oblicza, ani jeden raz. Właśnie wtedy powstało to – wskazałam na
swoje przedramię, na którym wzdłuż widniało zdanie „The world is iniquitous”.
-Do dziś
pamiętam jak wierciłam się na krześle, gdy Simon mi go dziarał. Ten bolał
najbardziej, ale idealnie przedstawia całokształt życia. Świat Jest Niecny..
jest ponury i przepełniony obłudą, a szczęście to tylko chora mrzonka. Nic nie
dzieje się bez przyczyny, i wszystko ma swój cel.
- A Ryś?-
Spytał kierując wzrok na ostatni z moich tatuaży.
- Ryś był
prezentem na osiemnastkę, od tego samego gościa. Nie bolał już tak bardzo jak
jego poprzednik. Miał zawsze mi przypominać mojego kociaka, nawet jeśli
zostaniemy poddani zabiegowi i On nie przeżyje. Myślę też, że nie będzie
błędem, gdy powiem, że przedstawia mnie samą.- po tych słowach uśmiechnęłam się
czule do chłopaka, który odwzajemnił to taką samą miną.
- No, taka historyjka. Skończyłeś już? –
spytałam zniecierpliwiona.

- To jest
genialne.. – rzekłam spoglądając na chłopaka. – perfekcyjne wręcz,
powiedziałabym.
- Dzięki. –
uśmiechnął się lekko. Widać było, że lubi być chwalony. Jeszcze dobre parę
minut przyglądałam się rysunkowi, doszukując się w nim choć jednej
niedoskonałości. Nie znalazłam nic. Zaraz chłopak zaczął rozmowę. Trochę pytał,
trochę opowiadał, z resztą ja czyniłam podobnie i czas nie ubłagalnie szybko nam
zleciał. Koło południa pożegnałam go. Musiałam wziąć prysznic, inaczej
zwariowałabym. Po kąpieli był czas na posiłek. Zeszłam na parter, po porcję
swojego pudełkowego obiadu i na jakiś
czas zaszyłam się w bibliotece. Pochłaniałam tekst „ Draculi” zagryzając przy
okazji schabowego. I tak czas upłynął mi do samego wieczora. Oczy piekły, przez
światło świecy, która towarzyszyła mi już od paru ładnych godzin. Leniwie
powlokłam się do pokoju, gdzie od razu zakopałam się pod ciepłą kołdrą.
Zerwałam się
z wrzaskiem do siadu, cała zalana potem i łzami. Chwilę błądziłam po pokoju, uświadamiając sobie, że
to już definitywnie jawa. W spokoju policzyłam palce u dłoni, upewniając się,
że to na pewno nie jest kolejny z moich koszmarów. Odetchnęłam, podkulając nogi. Koszmary śniły
mi się codziennie, ale nie w aż tak realnym wydaniu. Powoli poszłam do
łazienki. Obmyłam twarz i ręce. Ponownie wrzasnęłam, gdy zobaczyłam w lustrze
ciemną, wysoką postać. Gdy się odwróciłam, nikogo tam nie było. Spojrzałam w kierunku
świecących oczu Zolina. To też było przerażające, ale nie napawało mnie wielkim
strachem. Przeniosłam wzrok na zegarek. Trzecia piętnaście. Diabeł właśnie
wypuścił swoje demony. Opatuliłam ramiona kocem, pewna tego, co chcę zrobić.
Przekręciłam klucz w drzwiach i pewnie wyszłam na korytarz. Zaczęłam
przemierzać ciemny hol, aż do męskiego skrzydła. Zolin stąpał dzielnie obok
mnie, odstraszając wszystkie złe demony. Po niecałych pięciu minutach biliśmy
na miejscu. Zapukałam w drewniane drzwi, oznaczone tabliczką z nazwiskiem „Miller”.
Nic. Ponowiłam pukanie. Nadal nic. Kurwa, musiałam wyglądać jak jakaś
desperatka. Po trzecim razie usłyszałam chrzęst zamka. Drzwi otworzyły się, najpierw lekko, potem na
całość. Chłopak przetarł oczy, lecz widząc moją zapłakaną twarz, przybrał
pytający wyraz twarzy.
- Możemy
wejść? Miałam straszliwe koszmary.. – zrobiłam minę zbitego psiaka. Wciąż
miałam lekkie drgawki i zapowietrzałam się, zaś z oczu płynęły strumienie.
Chłopak zszedł z przejścia, wpuszczając mnie tym samym do środka. Zolin od razu
położył się pod biurkiem. Jossy zamknął drzwi i momentalnie porwał mnie w
ramiona. Przysiadł na łóżku, sadzając mnie na swoich kolanach. Jego ramiona wciąż oplatały moją sylwetkę, nie miał
zamiaru puszczać. Próbowałam uspokoić ciało i oddech, chociaż trochę, by nie
wyjść na mazgaję.
- Hej, to był tylko sen Rubi..Nie masz się czego bać, jestem
obok. – szepnął pieszczotliwie, stykając się ze mną czołem. Biło od niego
niesamowite ciepło, a ja czułam, że mówił rację. Nie musiałam się bać, nie przy
nim, nie teraz, kiedy obejmował moje ciało swoimi silnymi ramionami.
- Nie mam się czego bać.. – powtórzyłam cicho jego słowa,
przymykając oczy. Powieki opadały mi już samoistnie. – Przepraszam, że Cię
obudziłam..
- Tak budzić możesz mnie codziennie.- zaśmiał się. – Połóż się,
nie myśl o tym, spróbuj zasnąć.. –
szepnął sadzając mnie na materacu. Sam położył się po jednej stronie,
wyciągając rękę w moją stronę. Uczyniłam
podobnie, zajmując miejsce tuż obok. Ponownie otoczył mnie ramieniem. W
tym momencie, kiedy w ciszy mogłam usłyszeć wyłącznie jego oddech oraz bicie
serca uświadomiłam sobie jedną, bardzo ważną rzecz. Zadarłam głowę do góry,
kładąc jedną dłoń na policzku chłopaka.
- Hej, Josh..- wyszeptałam. Jak na zawołanie zniżył nieco
głowę, wbijając we mnie pytający wzrok. Podsunęłam się bliżej jego twarzy, i
podnosząc się lekko na łokciu delikatnie połączyłam nasze wargi. W pierwszej
chwili poczułam dziwne w ciepło, ogarniające całe moje wnętrze. To był ten, a
bynajmniej tak podpowiadało mi moje czarne serce. Odwzajemnił pocałunek równie
delikatnie, nieco bardziej przytulając mnie do siebie. Po chwili odsunęłam
głowę, z powrotem chowając ją pod jego podbródek.
- Już nie mam się czego bać…- szepnęłam , wtulając się w
niego jeszcze bardziej. Będąc w półśnie poczułam, jak musnął wargami moje
czoło. A potem nastał sen.
Josh? :33333
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz