Dość niechętnie położyłam się po drugiej stronie łóżka.
Ułożyłam się na boku, podciągając kocyk pod same ramiona. Wymieniliśmy parę
zdań. Chłopak był zauważalnie zmęczony. Przyglądałam się jego twarzy, która
skierowana była w moim kierunku. Z niewiadomych mi przyczyn lekko się
uśmiechał.
- Ja za to uwielbiam kolor twoich, można wyczuć w nich
głębię. – szepnęłam podsuwając się nieco bliżej. Chłopak położył się na
brzuchu, widocznie tak było mu wygodniej. Ręce włożył pod poduszkę, zaś głowę, która
wciąż skierowana była w moim kierunku wtulił w jej miękki puch.
- Śpij już… -wyszeptałam, gładząc go delikatnie po policzku.
Spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem. Odpowiedziałam uśmiechem, szczerym, choć
może nie do końca szerokim. Przymknął oczy, a po kilku minutach jego oddech
wyrównał się. Jeszcze chwilę patrzyłam na niego. Był takie uroczy, nawet
podczas snu. Ziewnęłam po czym podkuliłam nogi i starałam się usnąć. Niestety
bezskutecznie. Cały czas wsłuchiwałam się w ględzenie Lavi, która najwidoczniej
nie lubiła mej osoby. Z czasem kotka również usnęła, a mi zostało wsłuchiwać
się w głuchą ciszę. Czas dłużył mi się niemiłosiernie, więc koło czwartej
podniosłam się z łóżka. Bez celu chodziłam po pokoju, aż w końcu zdecydowałam
się zapalić. Podkradłam jednego papierosa ze spodni chłopaka, po czym włożyłam
jedną z jego bluz i podeszłam do okna. Owijając się dodatkowo kocem przysiadłam
na parapecie i zapaliłam. Moją głowę ponownie zasypywały ponure myśli. Tylko
śmierć, ból, strata i tak w kółko. Długo po spaleniu papierosa siedziałam
wgapiona w srebrzysty księżyc. W końcu, odczuwając jak przymarzają mi palce
otrząsnęłam się z transu. Szybko zamknęłam okno i z zimna byłam zmuszona wkraść
się pod kołdrę do chłopaka. Położyłam głowę na jego plecach i rozmyślałam. Po ogrzaniu znów
wylazłam, gdyż nie mogłam pozostać w bez ruchu. Błądząc po pomieszczeniu
czekałam, aż w końcu się obudzi. Przysiadłam na krześle, oparłam głowę o
oparcie i przyglądałam się Jossy’emu, póki nie otworzył oczu.
- Dzień Dobry…- szepnęłam cicho.
- Spałaś choć trochę? – spytał podnosząc się do siadu.
- Ani trochę..
Jossy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz