sobota, 14 stycznia 2017

Od Hailey C.D Josha

Kiedy wyznał wszystko to, co leżało mu na sercu, poczułam ulgę, choć sama nie wiem dlaczego akurat to uczucie towarzyszyło mi podczas słuchania jego zwierzeń. Czyżbym czuła coś podobnego i bała się odrzucenia z jego strony? Nie wiem. Chwilę myślałam nad jego słowami, wpatrując się w jego ciemne tęczówki. Podniosłam rękę, na co chłopak zareagował tym samym. 
Złapałam delikatnie jego dłoń i przejechałam po niej palcami. Nie chcę go zranić, a może to nastąpić w każdej chwili, bo sama nie jestem pewna swoich uczuć co do jego osoby. Ale przecież, gdy się kogoś lubi, to wewnętrzne ciepło nie ogarnia całego organizmu. Podczas tylko „lubienia” nie czujesz motylków w brzuchu, nie czekasz na spotkanie z tą osobą jak na cud, nie śnisz o niej noc w noc. Osoby tylko lubianej nie chcesz całować, dopóki nie zabraknie Ci w piersi tchu. Nie chcesz jej dotykać ani czuć. Wniosek nasuwał się jeden, moja relacja z Joshem to nie było „koleżeństwo” ani „przyjaźń” tylko coś o wiele, wiele poważniejszego.
- Też coś do Ciebie czuję Jossy, ale nie jestem do końca pewna, czy jest to te same uczucie, którym darzysz mnie ty. – wyszeptałam, ponownie wbijając wzrok w jego oczy. Nie oczekiwałam nie wiadomo czego, chciałam tylko, żeby to zrozumiał i nie nastawiał się na cuda..
- Rozumiem.. Chcesz zostać sama? Pomyśleć? – pokiwałam tylko głową. Definitywnie potrzebowałam samotności, żeby poukładać sobie te życiowe puzzle.
- W porządku. – szepnął uśmiechając się. Złożył na moim czole pocałunek, a po chwili kompletnie zniknął z pokoju. Resztę dnia spędziłam na przemyśleniach, którym towarzyszył nie raz śmiech i płacz. Zakłopotanie, rozpacz i szczęście targały mną całą.

 ***

Stał tam, jak zawsze. Ubrany w grubą bluzę i ciemne jeansy. Jak zwykle z kapturem na głowie i fajką w zębach, opierał się o barierki przy schodach. Najciszej ja potrafiłam zaszłam go od tyłu, by po chwili opleść ręce wokół jego torsu. Drgnął lekko, spoglądając za siebie.
- Dzień Dobry. – uśmiechnęłam się szeroko, wtulając policzek w linię jego kręgosłupa. Chłopak zabrał moje ręce ze swojego torsu i obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. Uśmiechnął się szeroko.
- No witam. – wypuścił nosem dym papierosowy. Zabrałam mu fajkę, zaciągnęłam się dwa razy, po czym grzecznie ją oddałam. Zmarszczył brwi w grymasie.
- Może się przespacerujemy? – uśmiechnęłam się łapiąc go za rękę. Delikatnie splotłam nasze palce i pociągnęłam go  na śnieg. Specjalnie się nie opierał z dotrzymaniem mi kroku, dopóki ni stąd ni zowąd odbiegłam od niego, a po chwili na jego twarzy nie wylądowała zimna i mokra śnieżka.
- Tak się chcesz bawić? – wysyczał ścierając z twarzy śnieg. Jego nos i policzki momentalnie zrobiły się czerwone, a zaraz potem śnieżka rozbryzgnęła się na moim ramieniu. Zachichotałam, lepiąc kolejną śnieżną bulwę. Josh dostał w klatę, lecz długo nie pozostał mi dłużny. Po krótkiej wymianie ognia schowałam się za drzewo. Gdy wyskoczyłam, chłopak po prostu zniknął. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Nieco zmieszana podeszłam bliżej „areny”, na której rozpoczęła się nasza walka. No i gdzie on się podział? Parsknęłam, marszcząc brwi w niezadowoleniu.
- To nie fair! – krzyknęłam. Josh w jednej chwili wybiegł zza pobliskiego dębu i łapiąc naokoło moje uda, podniósł mnie wysoko ponad ziemię. Obojgu nam towarzyszył śmiech, kiedy chłopak zaczął kręcić się ze mną jak na karuzeli. Nagle stracił równowagę i wpadł prosto w ogromną zaspę białego puchu, przygniatając mnie własnym ciałem. Kiedy zorientował się co dokładnie się przed sekundą stało raptownie strącił śnieg z mojej twarzy.
- Boże, nic się nie stało? Przepraszam. – wymamrotał szybko, otwierając szeroko oczy. Chyba zląkł się, że mogła stać mi się krzywda, po tym jak przygniotło mnie jego masywne ciało. Mimo, że moja twarz zrobiła się czerwona od zimna, parsknęłam głośnym śmiechem. Zdezorientował się biedaczek.
- Kocham Cię głuptasie!- wykrzyczałam przez śmiech. Po sekundzie przyciągnęłam chłopaka za szyję, łącząc nasze wargi w czułym pocałunku.

Josh? W końcu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty