Uśmiechnęłam się szerzej, widząc, że udało mi się ją
rozweselić. Po chwili usiadłam w drugim z rogów kanapy, a dziewczyna przytuliła
się do mnie.
Objęłam ją ramieniem i ucałowałam w czubek głowy.

- A poza tym, mam już faceta, po co mi następny. – zaśmiałam
się, gładząc dziewczynę po aksamitnych włosach.
- Masz rację, zapomniało mi się. – mruknęła cicho.
Delikatnie gładziłam ją po włosach, dopóki nie zorientowałam się, że dziewczyna
po prostu zasnęła w moich ramionach. Biedactwo, cała ta sytuacja przytłaczała
ją do granic możliwości, a ja nie potrafiłam jej pomóc. Do dupy z taką przyjaciółką. Wcisnęłam się w oparcie
nieco mocniej i odchyliwszy głowę do tyłu zaczęłam oglądać sufit, nasłuchując
także oddechu dziewczyny. Przez cały okres mojego pobytu w strefie, Ariana była
moją pierwszą przyjaciółką. Czułam, że mogę jej powiedzieć wszystko i to dosłownie, a ona zachowa to dla siebie i
w razie potrzeby spróbuje doradzić. Chyba właśnie na tym opiera się przyjaźń,
nie? Przymknęłam oczy i pogrążyłam się w myślach.
Gdy się ocknęłam dziewczyny nie było już obok. Szybko
zamrugałam oczami. Pokój pochłaniała wszechogarniająca ciemność. Dopiero po
kilku chwilach zorientowałam się, że jestem otulona kocem. Kiedy moje oczy nieco
bardziej przywykły do panującego mroku, od razu w oczy rzuciła mi się karteczka
pozostawiona na stoliku obok kanapy.
„Słodkich snów aniołeczku. Gdy
się obudzisz wpadnij do mnie. Pogadamy. ~Ariana.”
Przeciągnęłam się, lecz od razu tego pożałowałam. Poczułam
jakby w tym momencie każdy mięsień moich rąk został rozerwany. Szybko skuliłam
się do pozycji embrionalnej. Stawy strzeliły by po chwili zadań mi kolejną falę
bólu. Jęknęłam, próbując podnieść się na nogi. Kolana latały mi na boki, kiedy
stawiałam krok do przodu, musiałam podpierać się o wszystko co było w zasięgu
ręki, żeby nie wyrżnąć orła na zimną posadzkę. Dwa kroki przerwa, kolejne dwa,
przerwa. Miałam wrażenie, że ktoś powbijał w moje ciało stalowe wkręty. Z każdą
minutą coraz ciężej było nabrać mi powietrze do płuc. Poziom mojej paniki
podwyższył się o kolejne czterdzieści procent. Kompletnie nie wiedziałam co właśnie
się zaczęło. Nareszcie dotarłam do drzwi. Całym ciałem oparłam się o nie i
wcisnęłam klamkę. Po korytarzu rozległ się tylko głuchy dźwięk, gdy moje ciało
runęło prosto na podłogę. Gdy uderzyłam głową w posadzkę, zamroczyło mnie na
parę minut. Przez ten czas próbowałam się podnieść, starałam się krzyczeć o
pomoc, ale nie mogłam wydobyć tyle oddechu z płuc. Podczołgałam się pod ścianę.
Czułam jak po twarzy ściekają mi wodospady łez. Miałam wrażenie, że każda część
mojego ciała rozrywana jest na pojedyncze kawałki.
- Pomocy.. – jęknęłam najgłośniej jak mogłam. Nic. Musiało
być już naprawdę późno, gdyż po korytarzu nie pałętała się żadna żywa dusza.
- Niech ktoś mi… - mruknęłam, a po chwili moje plecy zsunęły
się ze ściany na podłogę. I leżałam jak kłoda, nie mogąc wykonać jakiegokolwiek
ruchu. Czy tak właśnie to się miało zakończyć? Bóle doprowadzają mnie do
niewładności, a potem śmierć przez brak tlenu? Może brzmi poetycko, ale nie
zamierzam umierać, na pewno nie teraz! Kiedy podczołgałam się parę metrów dalej
urwał mi się film. Po prostu.
***
***
Jasne światło zmusiło mnie do zmrużenia oczu. Wciąż czułam
ból, choć był on nieco mniejszy, jakby stłumiony. Wiedziałam, że jeśli się
ruszę, zacznę rzewnie ryczeć. Minęło parę minut, zanim przestało dzwonić mi w
uszach. Obok mnie pikała jakaś aparatura, zaś w nosie wyraźnie czułam rurki
tlenowe. Podniosłam się nieco na łokciach, lecz od razu została z powrotem „wepchnięta”
w plusz materaca. To była Ariana
przyglądała się mi z szeroko otwartymi oczami.
- Nie rób mi tak więcej. – wycedziła przez zęby. Dlaczego
miałam wrażenie, że zaraz rzuci się na mnie i udusi?
- Co ja tu robię..? – wyszeptałam z trudem. Dziewczyna
poprawiła poduszkę pod moją głową, po czym poprawiła również kołdrę. W pewnej
chwili poczułam nieprzyjemne ukłucie w rękę, spojrzałam od razu w tym kierunku.
To był Pax. Wprowadzał do umieszczonego na wierzchu mej dłoni wenflonu jakąś
substancję.
- Dzieliły cię minuty, najwięcej godzina. Udusiłabyś się
własnymi płynami. Kiedy ostatni raz brałaś leki, dziewczyno, dobrze wiesz, że
specjalnie dla Ciebie je przemycam. – wyszeptał marszcząc brwi. Był wyraźnie
niezadowolony moim występkiem.
- Szczerze..? Wyszły mi jakieś dwa tygodnie temu.
Wiedziałam, że ryzykujesz. Nie prosiłam.
- Jesteś głupia. Chodzi o Twoje życie O’Conner. - mruknął,
poklikał coś w aparaturze i chowając ręce do kieszeni dodał. – Nie siedźcie
długo, oszczędzaj siły młoda. – po tych
słowach ruszył prosto do gabinetu. Nie zdążyłam przenieść wzroku na Arianę, gdy
lekarz zniknął, od razu wybuchnęła.
- Dlaczego mi nic nie mówiłaś do cholery! Mogłaś umrzeć! Nie
zniosłabym czegoś takiego kolejny raz, słyszysz?! Nie zniosłabym!. – Dziewczyna
szamotała na boki rękoma, a oczy zeszkliły jej się nieco. Przynajmniej tyle
zobaczyłam.
- Mam raka Ariano. Stwierdzono go u mnie gdy miałam
czternaście lat. Zejdę prędzej czy później.- wydukałam a z moich oczu pociekły
łzy. Nie przypominało mi się, żebym jej kiedykolwiek wspominała o mojej „przypadłości” a innego momentu mogło nie być. Dłuższą
chwilę wpatrywała się we mnie z lekko rozchylonymi wargami.
- Nie chciałam Cię martwić, w ostatnim czasie przeszłaś już
za dużo, kolejna dawka takich informacji mogłaby mieć tragiczne skutki. Postaw
się w mojej sytuacji, jako przyjaciółki, która nader wszystko pragnie rozumieć
i być zrozumiana. Pomagać i otrzymywać pomoc. – wlepiłam w nią swoje zielone
oczy. Nie odpowiedziała, uśmiechnęła się delikatnie, po czym przejechała dłonią
po mojej ręce.
- Idź spać Ari.. Dam radę.. – zdobyłam się na słaby uśmiech.
Dziewczyna wahała się przez moment, lecz zaraz podniosła tyłek z krzesełka,
ucałowała mnie w czoło, rzuciła krótkie „dobranoc” i opuściła salę. Westchnęłam
ciężko zastanawiając się, jak bardzo nie-grzeszę inteligencją.
Ari? Tylko nie wyjmuj jej ze szpitala bo to jest plan !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz