niedziela, 15 stycznia 2017

Od Hailey C.D Ariany - Minuty.

Uśmiechnęłam się szerzej, widząc, że udało mi się ją rozweselić. Po chwili usiadłam w drugim z rogów kanapy, a dziewczyna przytuliła się do mnie.
Objęłam ją ramieniem i ucałowałam w czubek głowy.
- A poza tym, mam już faceta, po co mi następny. – zaśmiałam się, gładząc dziewczynę po aksamitnych włosach.
- Masz rację, zapomniało mi się. – mruknęła cicho. Delikatnie gładziłam ją po włosach, dopóki nie zorientowałam się, że dziewczyna po prostu zasnęła w moich ramionach. Biedactwo, cała ta sytuacja przytłaczała ją do granic możliwości, a ja nie potrafiłam jej pomóc. Do dupy  z taką przyjaciółką. Wcisnęłam się w oparcie nieco mocniej i odchyliwszy głowę do tyłu zaczęłam oglądać sufit, nasłuchując także oddechu dziewczyny. Przez cały okres mojego pobytu w strefie, Ariana była moją pierwszą przyjaciółką. Czułam, że mogę jej powiedzieć wszystko  i to dosłownie, a ona zachowa to dla siebie i w razie potrzeby spróbuje doradzić. Chyba właśnie na tym opiera się przyjaźń, nie? Przymknęłam oczy i pogrążyłam się w myślach.
Gdy się ocknęłam dziewczyny nie było już obok. Szybko zamrugałam oczami. Pokój pochłaniała wszechogarniająca ciemność. Dopiero po kilku chwilach zorientowałam się, że jestem otulona kocem. Kiedy moje oczy nieco bardziej przywykły do panującego mroku, od razu w oczy rzuciła mi się karteczka pozostawiona na stoliku obok kanapy.

 „Słodkich snów aniołeczku. Gdy się obudzisz wpadnij do mnie. Pogadamy. ~Ariana.”


Przeciągnęłam się, lecz od razu tego pożałowałam. Poczułam jakby w tym momencie każdy mięsień moich rąk został rozerwany. Szybko skuliłam się do pozycji embrionalnej. Stawy strzeliły by po chwili zadań mi kolejną falę bólu. Jęknęłam, próbując podnieść się na nogi. Kolana latały mi na boki, kiedy stawiałam krok do przodu, musiałam podpierać się o wszystko co było w zasięgu ręki, żeby nie wyrżnąć orła na zimną posadzkę. Dwa kroki przerwa, kolejne dwa, przerwa. Miałam wrażenie, że ktoś powbijał w moje ciało stalowe wkręty. Z każdą minutą coraz ciężej było nabrać mi powietrze do płuc. Poziom mojej paniki podwyższył się o kolejne czterdzieści procent. Kompletnie nie wiedziałam co właśnie się zaczęło. Nareszcie dotarłam do drzwi. Całym ciałem oparłam się o nie i wcisnęłam klamkę. Po korytarzu rozległ się tylko głuchy dźwięk, gdy moje ciało runęło prosto na podłogę. Gdy uderzyłam głową w posadzkę, zamroczyło mnie na parę minut. Przez ten czas próbowałam się podnieść, starałam się krzyczeć o pomoc, ale nie mogłam wydobyć tyle oddechu z płuc. Podczołgałam się pod ścianę. Czułam jak po twarzy ściekają mi wodospady łez. Miałam wrażenie, że każda część mojego ciała rozrywana jest na pojedyncze kawałki.
- Pomocy.. – jęknęłam najgłośniej jak mogłam. Nic. Musiało być już naprawdę późno, gdyż po korytarzu nie pałętała się żadna żywa dusza.
- Niech ktoś mi… - mruknęłam, a po chwili moje plecy zsunęły się ze ściany na podłogę. I leżałam jak kłoda, nie mogąc wykonać jakiegokolwiek ruchu. Czy tak właśnie to się miało zakończyć? Bóle doprowadzają mnie do niewładności, a potem śmierć przez brak tlenu? Może brzmi poetycko, ale nie zamierzam umierać, na pewno nie teraz! Kiedy podczołgałam się parę metrów dalej urwał mi się film. Po prostu.

***

Jasne światło zmusiło mnie do zmrużenia oczu. Wciąż czułam ból, choć był on nieco mniejszy, jakby stłumiony. Wiedziałam, że jeśli się ruszę, zacznę rzewnie ryczeć. Minęło parę minut, zanim przestało dzwonić mi w uszach. Obok mnie pikała jakaś aparatura, zaś w nosie wyraźnie czułam rurki tlenowe. Podniosłam się nieco na łokciach, lecz od razu została z powrotem „wepchnięta” w  plusz materaca. To była Ariana przyglądała się mi z szeroko otwartymi oczami.
- Nie rób mi tak więcej. – wycedziła przez zęby. Dlaczego miałam wrażenie, że zaraz rzuci się na mnie i udusi?
- Co ja tu robię..? – wyszeptałam z trudem. Dziewczyna poprawiła poduszkę pod moją głową, po czym poprawiła również kołdrę. W pewnej chwili poczułam nieprzyjemne ukłucie w rękę, spojrzałam od razu w tym kierunku. To był Pax. Wprowadzał do umieszczonego na wierzchu mej dłoni wenflonu jakąś substancję.
- Dzieliły cię minuty, najwięcej godzina. Udusiłabyś się własnymi płynami. Kiedy ostatni raz brałaś leki, dziewczyno, dobrze wiesz, że specjalnie dla Ciebie je przemycam. – wyszeptał marszcząc brwi. Był wyraźnie niezadowolony moim występkiem.
- Szczerze..? Wyszły mi jakieś dwa tygodnie temu. Wiedziałam, że ryzykujesz. Nie prosiłam.
- Jesteś głupia. Chodzi o Twoje życie O’Conner. - mruknął, poklikał coś w aparaturze i chowając ręce do kieszeni dodał. – Nie siedźcie długo, oszczędzaj siły  młoda. – po tych słowach ruszył prosto do gabinetu. Nie zdążyłam przenieść wzroku na Arianę, gdy lekarz zniknął, od razu wybuchnęła.
- Dlaczego mi nic nie mówiłaś do cholery! Mogłaś umrzeć! Nie zniosłabym czegoś takiego kolejny raz, słyszysz?! Nie zniosłabym!. – Dziewczyna szamotała na boki rękoma, a oczy zeszkliły jej się nieco. Przynajmniej tyle zobaczyłam.
- Mam raka Ariano. Stwierdzono go u mnie gdy miałam czternaście lat. Zejdę prędzej czy później.- wydukałam a z moich oczu pociekły łzy. Nie przypominało mi się, żebym jej kiedykolwiek wspominała o mojej „przypadłości”  a innego momentu mogło nie być. Dłuższą chwilę wpatrywała się we mnie z lekko rozchylonymi wargami.
- Nie chciałam Cię martwić, w ostatnim czasie przeszłaś już za dużo, kolejna dawka takich informacji mogłaby mieć tragiczne skutki. Postaw się w mojej sytuacji, jako przyjaciółki, która nader wszystko pragnie rozumieć i być zrozumiana. Pomagać i otrzymywać pomoc. – wlepiłam w nią swoje zielone oczy. Nie odpowiedziała, uśmiechnęła się delikatnie, po czym przejechała dłonią po mojej ręce.
- Idź spać Ari.. Dam radę.. – zdobyłam się na słaby uśmiech. Dziewczyna wahała się przez moment, lecz zaraz podniosła tyłek z krzesełka, ucałowała mnie w czoło, rzuciła krótkie „dobranoc” i opuściła salę. Westchnęłam ciężko zastanawiając się, jak bardzo nie-grzeszę inteligencją.

Ari? Tylko nie wyjmuj jej ze szpitala bo to jest plan !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty