Nędzna biura. Brakuje mi tutaj ograniczonej niczym przestrzeni i możliwości pójścia ot tak po prostu przed siebie i zatrzymania się dopiero nad oceanem. Ludzie tutaj mnie męczą. Wpadają w skrajności zbyt szybko niż powinni i równie zbyt emocjonalnie reagują, ale co ja tam wiem o emocjach. Trzeba by jakiekolwiek mieć. Jedynym pozytywem było to że na razie mieliśmy spokój z Alarimią.
Jak codziennie po obiedzie stałem na zewnątrz wypalając papierosa po papierosie. Nie odprężały mnie, niczego nie zapełniały... po prostu je paliłem. Potrafiłem na jednym wyjściu wypalić pół paczki, bo miałem ochotę. Nikt nigdy mi ich nie zakazał. Nawet się nie rozglądałem tylko patrzyłem się na ziemię metr ode mnie. Inni palący mnie średnio odchodzili. Mniej ludzi obok to mniej kłopotów i głupot na głowie.
- Nie za dużo tych papierosów? - zapytała jakaś dziewczyna.
- Nie sądzę - wyciągnąłem w jej kierunku paczkę. Wzięła jednego i zapaliła. - Zresztą za długo palę żeby je liczyć. Po kilku latach takiego palenie przestajesz to kontrolować.
(Valerie?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz