Siedziałam z Leo w moim pokoju, była już dwunasta, ale my dalej leżeliśmy półnadzy w łóżku. Dyskutowaliśmy akurat nad skutecznością mleka w walce z bakteriami, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Daeron podniósł ostrzegawczo głowę.
Szybko wstałam i otworzyłam drzwi, oczywiście zapominając, że mam na sobie tylko dół od bielizny i bluzkę nie zakrywającą nawet pępka.
W drzwiach stał Seth, chociaż na początku miałam trudność z rozpoznaniem go, ponieważ twarz miał jakąś...inną. To chyba ten nos. Ale te oczy poznam wszędzie.
- Hej. – przywitał się, drapiąc się po karku – Chciałem przeprosić za moje szczeniackie zachowanie.
Wzrok miał z początku skierowany w sufit, po chwili jednak przeniósł go na mnie.
- Może wrócę kiedy indziej?- wysyczał przez zęby
Mogłabym nu zrobić awanturę. O wszystko. Jednak widok jego zmasakrowanej twarzy i sińców rozczulił mnie, nie mogłam się dłużej na niego gniewać.
Złapałam go delikatnie za twarz.
- Aż tak źle?
- Bywało gorzej
Ma złamany nos, tors obwinięty bandażami i wciąż zgrywa twardziela?
Pokręciłam z rezygnacją głową.
- Więc...wybaczasz mi? - znów podrapał się po karku, wyraźnie przełykając dumę
To jego odruch bezwarunkowy?
- Zastanowię się, panie Woods. Ale muszę widzieć znaczną poprawę...i zadośćuczynienie mile widziane - uśmiechnęłam się
[Seth? Troszkę wena uciekła]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz