sobota, 7 stycznia 2017

Od Ariany CD Leo

Minęło parę dni od nocy u Leo. Parę długich, cichych dni. Wiele się wydarzyło, chyba cała Strefa wie o bójce Seth'a i Leo w stołówce. Dzień przed bójką dowiedziałam się od Seth'a, że Leo spędził noc z Selene...nie powiem, zabolało mnie to. Gdybym nie okłamała go w sprawie śniadania, może nie doszłoby do tego wszystkiego. W dodatku ucierpiała jeszcze Hailey i ja, kiedy próbowałyśmy ich jakoś rozdzielić. Na koniec trafiliśmy wszyscy do izolatki, w której spędziłam najgorsze dwadzieścia cztery godziny mojego życia. Miałam tyle do powiedzenia Seth'owi i Leo...to mnie niemal rozsadzało od środka, chciałam na nich nawrzeszczeć, dać im w twarz...ale kiedy w końcu wyszłam na wolność, byłam bezuczuciową skorupą niezdolną nawet do gniewu.
Przez cały czas unikam zarówno jednego, jak i drugiego. Wiedziałam jednak, że rozmowa mnie w końcu nie ominie...i pewnego pięknego poranka Leo Alves przyłapał mnie na śniadaniu o dziewiątej, kiedy celowo przyszłam tak późno...
- To, co się wydarzyło...nie chciałem, żeby coś ci się stało. Tak bardzo cię przepraszam.
"Wysłuchałam" tego wszystkiego w milczeniu, ale myślami byłam gdzieś indziej...wyłączyłam się na jego słowa. Usłyszałam tylko końcowe, ciche "Przepraszam Ari". Nawet na niego nie spojrzałam. Przełknęłam słone łzy, które zapiekły mnie w przełyku, i wyszłam. Nie miałam mu nic do powiedzenia. Słowo może zabić, słowo może dać życie...ale najgorsze w tym wszystkim jest milczenie.
***
Siedziałam na parapecie, wyglądając przez okno. Zbliżała się dopiero siedemnasta, ale już było ciemno jak w środku nocy. Uroki zimy. Zabawy na śniegu, ostatnio też jazda na lodzie i szybko zapadający zmierzch to jedyne, co lubię w tej porze roku. Zawsze lubiłam mrok. W mroku nie widać cierpienia. Delikatne płatki śniegu, niczym nie zmącone, spadały powoli na glebę. Nagle zauważyłam w ciemnościach jakiś ruch, męska sylwetka pojawiła się w kręgu światła rzucanym przez latarnię. Owy jegomość potknął się o własne nogi, mało nie wjeżdżając twarzą w asfalt. Ewidentnie jest najebany w sztok. Serce zabiło mi szybciej, kiedy podniósł coś z ziemi tuż pod moim oknem i rzucił w nie. Nie mógł mnie widzieć, w moim pokoju panuje całkowita ciemność.
Zaczął coś krzyczeć, zadzierając głowę. Wtedy poznałam znajome rysy twarzy. Błyskawicznie ubrałam się i zbiegłam na dół na łeb na szyję, Daeron ledwo mógł za mną nadążyć.
Leo w tym czasie oddalił się, idąc w kierunku lasu. Czy ten człowiek do reszty oszalał?!
Ruszyłam za nim biegiem. Zatrzymał się dopiero pod usypaną ze żwiru, ogromną górką wysoką na przynajmniej sześć metrów. Nagle podbiegła do mnie ledwo widoczna na śniegu, biała kuleczka, która okazała się Sanczesem. Fenek zaskomlał cicho.
- Idźcie na drugą stronę, poradzę sobie z nim - pogłaskałam go za uchem i poczekałam, aż znikną mi z oczu. Tym razem Daeron nie dyskutował.
Co do Leo...byłam niemal całkowicie bezradna, z doświadczenia wiem, że trzeba wykonywać zachcianki pijanych ludzi. Muszę po prostu zająć go na tyle, żeby nie zrobił czegoś głupiego. A Leo zdecydowanie nie panował nad sobą. Podeszłam do niego spokojnym krokiem, w każdej chwili gotowa na wszystko.
- Nie umiem żyć bez ciebie, jesteś jedyną rzeczą, która mi pozostała. Nie mogę ci wiele dać, bo sam niewiele mam. I to, że cię wkurza, że jestem wyższy..to ma taką zaletę, że kiedy cię przytulam, możesz słuchać mojego serca, które bije tylko dla ciebie. Jesteś taka śliczna - przesunął dłonią po moich włosach
W dodatku gada od rzeczy.
Złapał mnie w pasie i podniósł. Poczułam, jak się zsuwam, oplotłam go więc nogami. Kurtkę miał rozpiętą, czułam więc wyraźnie ciepłotę jego ciała, dzieliła nas tylko jego koszulka.
- Leo, przestań, proszę - powiedziałam cicho
Chłopak jednak nie reagował na moje prośby
- Kochasz mnie? - poczułam jego ciepły oddech na swojej szyi, alkohol można było wyczuć bardzo wyraźnie
Zbliżał się do moich usta, zasłoniłam sobie twarz jedną ręką. Miałam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Za blisko. Za blisko.
- Tak, przyjacielu - złapałam go za włosy, delikatnie odciągając od swoich ust.
- Przyjacielu? Przyjacielu?! - prychnął
Zrobił parę kroków do przodu, aż przygwoździł mnie do drzewa.
Jedną ręką trzymał mnie przy drzewie, a drugą wjechał mi pod kurtkę. Nie miałam już bandaży, z moim żebrem było okej. Poczułam na rozpalonej skórze jego zimną dłoń, która przesuwała się coraz wyżej. Za wysoko. Za wysoko.
- Nie jestem pijany - powiedział bardziej chyba do siebie, niż do mnie
Wychyliłam się lekko w bok i spojrzałam w dół. Leo jest wysoki, a ja nie jestem przyzwyczajona do takich wysokości. Jeśli teraz spadnę, to zaliczę niezłe obicie tyłka i przejechanie plecami po korze tej cholernej brzozy. Ścisnęłam go jeszcze mocniej.
- A jak spadnę? - jęknęłam
- Nie puszczę Cię - zamruczał mi do ucha


[Leo? Opowiadanie mojego życia, postaraj się ;w;]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty