Toczyłam akurat poważną rozmowę z Leo...od jego "zmartwychwstania" nie jest nam obojgu najłatwiej. Próbuję zachować dystans...ale nie jest to takie proste. Nagle usłyszałam jakby...znajome kroki. Mam taką dziwną umiejętność, że rozpoznaję ludzi po sposobie chodzenia. Zaintrygowana, spojrzałam w kierunku przybysza. Serce momentalnie mi stanęło, a następnie zabiło nienaturalnie szybko...nie, to niemożliwe. A jednak z odległości trzech metrów wpatrywały się we mnie jasnoniebieskie oczy. Zastanawiałam się przez chwilę, ale postanowiłam zaryzykować i rzuciłam się chłopakowi na szyję. Ledwo sięgnąłam...czy oni wszyscy muszą być tacy wysocy?
Dylan, chociaż trzy lata starszy, należał do naszej "paczki", składającej się jeszcze z moich dwóch najlepszych przyjaciółek i byłego chłopaka. Byliśmy nierozłączni...do czasu, kiedy w dziewiętnastym roku życia mój daemon ukształtował się. I to w o wiele większe stworzenie, niż ktokolwiek by się spodziewał. Rodzice woleli, żebym ukrywała moją...inność.
Chciałam w to wtajemniczyć jak najmniej osób. Bo w końcu kto wszędzie chodzi z gigantycznym dogiem niemieckim? Wybór padł na mojego chłopaka i najbliższą przyjaciółkę. Z resztą miałam jak najmniejszy kontakt, ciągle udawałam wyjazdy. Moje ograniczone życie nie potrwało jednak długo, bo zabrano mnie tutaj. Wyczyścili wszelki ślad mojego istnienia...nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek ujrzę znajomą twarz.
Znacie to uczucie, kiedy nie rozmawiacie z kimś przez jakiś rok, a dogadujecie się, jakbyście widzieli się ostatnio wczoraj?
Każdego dnia tamtego roku życia żałowalam, że ograniczyłam mój kontakt z Dylanem do "cześć" na ulicy. Był moim najlepszym przyjacielem.
Poczułam jego ciepłą dłoń na moich plecach, odetchnęłam z ulgą. Może wcale nie ma mi za złe, gruncie rzeczy powinien mnie doskonale zrozumieć.
Wymieniliśmy parę uwag, jak to starzy przyjaciele, aż temat zboczył na niebezpieczną ścieżkę...
- Ty, kotek, co to za facet?
Wewnętrzne ciepło rozlało się wokół mojej klatki piersiowej. A więc nadal to stary, dobry Dylan, który pieszczotliwie się ze mną drażni. Zawsze wkurzało to Aarona, drugiego chłopaka w naszej paczce i jednocześnie mojego chłopaka.
- On? - odwróciłam się. - A co, zazdrosny? - zaśmiałam się, próbując rozluźnić atmosferę
- O ciebie? Zawsze! - zaśmialiśmy się. - Przecież nie wyraziłem zgody na jakiegokolwiek chłopaka w twoim życiu, a tu co widzę?
- No co widzisz?
- W sumie to nie mam zielonego pojęcia, ale jestem pewny, że się zaraz tego dowiem.
- Nie bądź taki pewny - Leo był wściekły, odwróciłam się w jego stronę, gromiąc go wzrokiem
- Ariś pyśku, twój boy stara mi się grozić - Dyll objął mnie ramieniem, a ja poczułam się bezpieczna.
Wcześniej czułam się tak tylko w ramionach Leo...
- To nie jest mój boy - powiedziałam cicho, patrząc Leo prosto w jego piwne oczy...
W tamtym momencie niemal namacalnie czułam odłamki mojego strzaskanego serca w brzuchu i wiedziałam, że także jego musiało ucierpieć. Po raz kolejny wmówiłam sobie, że to dla jego dobra, i wzięłam głęboki wdech.
Chłopak tylko uśmiechnął się, choć jego oczy wyrażały ból, i w miarę kulturalnie pożegnał.
- Wszystko w porządku? Mam go sprać? - zapytał Dylan
- Nie trzeba. Szkoda, że spotykamy się w takich okolicznościach, ale cieszę się, że jesteś Dylan...
[Dyll? Sorki za takie wypociny :/]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz