Azjata przyglądał mi się z zaciekawieniem, lecz zaraz na jego twarzy pojawił się ciepły uśmiech. Zarumieniłam się jeszcze bardziej i pochyliłam twarzy nisko, zawstydzona swoim zachowaniem. Strasznie zawstydziłam się tą całą sytuacją.
- Jesteś od dzisiaj moim uzależnieniem. – zaśmiał się cicho. Powoli podniosłam wzrok na jego twarz. Azjata oparł swoje czoło o moje, mocniej mnie do siebie przyciągając.
- P-przestań, to zawstydzające. – odparłam speszona, przenosząc wzrok w drugą stronę, udając, że zainteresowałaś się wężem Parka.
- Słodko wyglądasz, gdy się rumienisz, misiu.
- P-Park, ogarnij się! – pisnęłam, a serce w mojej klatce piersiowej biło jak oszalałe. Jakby chciało przebić się przez żebra. Przymknęłam powieki, zupełnie onieśmielona jego pewną siebie gadką.
- Ale to prawda. – mruknął, zakładając mi kosmyk włosów za ucho. – Misia.
Zabrałam jego dłonie z mojej tali, by po chwili oddalić się o kilka kroków od niego. Posłałam mu cwaniacki uśmieszek i z dłoni uformowałam serce, które mu pokazałam.
- Muszę już iść. – powiedziałam. Jak na zawołanie, kruk wzbił się w powietrze, by usiąść na moje ramię.
- Misia, nie zostawiaj mnie. – zrobił minę zbitego szczeniaka, a oczu zaświeciły mu się. Ale z niego świetny aktor.
- Wybacz skarbie, ale muszę iść. Wpadnę jutro, a dzisiaj chcę się wyspać we własnym łóżku.
- Zemszczę się, Sav. – zaśmiał się i zatarł ręce, przy tym głupkowato chichocząc. Posyłając mu buziaka, opuściłam pomieszczenie.
***
Tego cudnego poranka, spałam smacznie w cieplutkich czterech kątach. Spałam w swojej ulubionej pozycji, którą nazywałam spaniem w formacji burrito. Jak naleśnik, byłam opatulona cieplutką kołderką. Głowa spoczywała na mojej ukochanej podusi. Jednak wzdrygnęłam się, jak usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Co do jasnej ciasnej? Dalej nic nie usłyszałam.
Chciałam jak najszybciej wyplątać się z pościeli, ale to dość trudne, gdy jest się otulonym ją jak naleśnik. Gdy już miałam wzrokiem przeszukać pokój, stanęłam twarzą, w twarz, z kimś. W pełni zaskoczona, przy akompaniamencie mojego pisku wylądowałam plackiem na ziemi, obtoczona z pościelą. Na swoje szczęście Jimin, w ostatniej chwili odskoczył to tyłu. Moja twarz przyciśnięta była do zimnej, drewnianej podłogi.
- Zabiję… cię. – mruknęłam.
< Jimin ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz