sobota, 7 stycznia 2017

Od Savary C.D. Jimina

Stałam jak słup, przyglądając się odchodzącemu azjacie. Zacisnęłam dłonie w pięści, zaś dolną wargę przegryzłam. Gdy już chciałam przywalić pięścią w ścianę, poczułam ból. Spojrzałam na kruka, który wbijał swoje pazury w skórę. Westchnęłam cicho, by uspokoić się. Oparłam się plecami o pobliską ścianę.
- Savara, nie ma się czym przejmować. - usłyszałam w głowie spokojny głos mojego towarzysza.
- Eh, łatwo ci mówić. - mruknęłam obojętne.
- Sava, weź się w garść. - dziabnął mnie dziobem w ucho. - Nie ma o co walczyć. On już się nie zmieni. Zatracił się do końca.
- Przeze mnie. - dodałam, wpatrując się w ścianę na przeciwko.
- A mówiłem, żebyś nie śpieszyła się tak. 
- Znowu będziesz prawił mi morały i nauki. - zmrużyłam oczy.
- Chcę tylko zasugerować, abyś troszeczkę powróciła do starego charakteru.
- Dobrze się czujesz? - zapytałam.
- To najlepsze wyjście, abyś nie zamartwiała się.
Pokręciłam przecząco głową, wzdychając ciężko. Ale w sumie, to dobry pomysł... A może nie...

                                                                ***

Od tamtej niefortunne rozmowy minęło kilka dni. Wzięłam sobie do serca słowa Azraela. Chciałam trochę zmądrzeć jak na swój wiek. Postanowiłam o trochę dać ujrzeć światu niektóre cechy mojego starego charakteru. Stare nawyki też wróciły. Ponownie wróciłam do normalnego żywienia oraz treningów, by nie być niedożywionym trupem. 
Muzyka rockowa leciała z radia, gdy ja zaczesywałam w warkocza nie dawno umyte włosy, które były już prawie suche. Musiałam wziąć szybki prysznic po długim treningu. 
- Zamierzasz iść dzisiaj na śniadanie? - zapytał Azrael.
- Mhm.
Szłam korytarzem w kierunku stołówki, by zjeść śniadanie. Na ramieniu siedział kruk. Z obojętnością patrzyłam przed siebie. Wiem, że było to zabronione, paliłam pierwszego w tym dniu szluga. Trzeba było dać płucom nowej dawki dymu. Przed sobą zobaczyłam dobrze znaną mi osobę, która przytulała się do jakieś dziewczyny. Żałosne. Dla zabawy, przystanęłam nie daleko nich, by im się przyglądać. Spalając fajkę, podniosłam jedną brew, słuchając jego tanich tekstów na podryw. 
- Czego się gapisz? - zapytał obojętnie. Zaśmiałam się pod nosem, świdrując go obojętnym wzrokiem.
- Sam tu nie jesteś, zboczeńcu. - powiedziałam, wyrzucając szlugę do kosza. 
- Zazdrościsz, co? - zapytał, kładąc rękę na ramieniu dziewczyny. Prychnęłam, podchodząc do niego. Zdziwił się lekko moją reakcją. Moją obojętnością.
- Mam gdzieś - zaczęłam, wbijając palec wskazujący w jego żebra. - Co robisz i z kim.
Zostawiłam go w całkowitym osłupieniu. Chodź na zewnątrz biła ode mnie obojętność, serce pękało mi na pół. Tak bolało...
< Jimin?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty