Długo siedziałem na stołówce myśląc co się stało. Żadne racjonalne wytłumaczenie nie przychodziło mi do głowy, póki nie przypomniałem sobie co jej podziałem podczas naszej ostatniej rozmowy... że nikt inny z nią nie wytrzyma. To musi być to. Zerwałem się na równe nogi, odniosłem nieruszone danie i wybiegłem. Bieg przez ośrodek nie stanowił już dla mnie problemu, ponieważ zdążyłem go trochę poznać. Po niecałych trzech minutach zapukałem do drzwi Hailey. Ponowiłem to kilka razy, ale nie przyniosło to efektu. W końcu oparłem się czołem o drzwi i rysując po nich palcem zacząłem mówić:
- Wiem, że tam jesteś. Nie zamierzam przepraszać. Jesteś irytującą pesymistką, która pochłonia swoją ciemnością ostatnie płomyki nadziei w ludziach. Małomówna, cyniczna i mająca odruchy obronne przed jakimi kolwiek przejawami dobroci czy humoru. Takich osób się nie lubi i się o nich nie pamięta, takich osób się unika... ale wtedy na schodach tak mi przypomniałaś ją... uszło ze mnie całe życie ale dopiero wieczorem, kiedy przypomniałem sobie kto miał tak zielone oczy jak ty... ona... wiesz, ja przez tyle lat nie wymówiłem jej imienia... boję się go jak wielu rzeczy... to bez sensu... tak jak bez sensu jest to, że mając może nie za dużo czasu się zamykasz w tym cholernym pokoju - mówiłem to wszystko spokojnym głosem, cały czas rysując na drzwiach. - Dużo przeżyłaś, ale życie nie ogranicza się do tego co złe. Gdyby tak było to dawno bym wisiał ja jakiejś gałęzi i nikt by za mną nie płakał, bo o mnie też nikt nie pamięta. Oboje jesteśmy równo beznadziejni. Myślisz sobie, tak tylko to ja mam raka. Życie po zapaści i minucie bez bicia serca, po takiej ilości dragów, że dawno powinno mnie nie być na tym świecie, po śmierci siostry bliźniaki i bliźniaku Lavi, bo kiedy jej serce przestało być, on też zdechł, po zabraniu mi Nicka, nie jest piękne... raczej coraz bardziej męczące, Rubi.
Hailey?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz