- Oj tak maślane oczka zawsze działają... - prychnąłem.
- Co gorszy humorek?
- Tak - odparłem i ruszyłem w kierunku drzwi. Dokładnie nie potrafiłem wytłumaczyć czemu, po prostu. Kiedy znalazłem się na zewnątrz wziąłem kilka głębokich wdechów. Po chwili Olivia stała obok mnie. - Łap - wrzuciłem jej paczkę.
- Dzięki.
- Proszę.
- O ani jeden nie ubył - zdziwiła się.
- Nie jestem złodziejem.
- Co? Uważasz, że nie jestem godna uwagi, bo się z tobą nie puściłam?
- Gdyby tak było to wcale bym się nie odezwał. To po prostu zły dzień na cokolwiek. Najchętniej to bym z pokoju nie wyszedł, ale musiałem oddać ci tą waloną paczkę, bo mnie ciągnie do fajek.
- Skąd taki dzień? - zapytała.
- Trzecia rocznica.
- Czego?
- Zdechnięcia psa - zaśmiałem się. - Oświecenia. A dokładniej to był jedyny dzień w ciągu mojej narkotykowej kariery kiedy zwątpiłem w nie i pomyślałem rzucę. Nienawidzę tego dnia bo go zmarnowałem i to tak doszczętnie. Właściwie to wiele jest dni w roku których nienawidzę, ale to jedyny dzień w którym mam zły humor. W inne się śmieje jak zwykle, ten jest jak zadra, irytująca i boląca.
(Olivia?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz