Nawet nie wiem jakim
cudem wylądowałam na zewnątrz, a gdy zobaczyłam jego stwierdzenie samo nasunęło
mi się na język. Kiedy zaproponował taniec pokręciłam głową. Nie miałam na to
ochoty. Na nic nie miałam ochoty. Podeszłam do chłopaka, wyjęłam z jego
kieszeni paczkę papierosów i wzięłam jednego. Nie protestował, wręcz
przeciwnie, sam podpalił końcówkę szluga. Wciągnęłam dym do płuc uśmiechając
się delikatnie.
- Musisz ograniczyć nikotynę Josh. Rak to nic dobrego. –
mruknęłam zapinając do końca zamek jego bluzy. Chłopak złapał moją dłoń w obie
ręce, po czym położył ją sobie po lewej stronie klatki piersiowej. Czułam bicie
jego serca, tak gwałtowne i szybkie, jakby zaraz miało wyskoczyć mu z piersi.
- Wezmę sobie twoje słowa do serca. – wbił swój wzrok w moje
oczy. Jego tęczówki były takie piękne, brązowe, gdy wgapiałam się w nie czułam
głębię, ogromną głębie, bez dna. Zdobyłam się na słaby uśmiech przemieszczając
swoją dłoń na jego kark. Chłopak zmarszczył nieco brwi, nic nie wiedząc o moich
zamierzeniach. Wciągnęłam sporą ilość
dymu do płuc, po czym wspięłam się nieco na palce, ciągnąc tym samym
chłopaka w dół. Zaraz jego twarz znajdowała się tuż obok mojej. Czułam jego
ciepły oddech na swoich wargach, oddalonych od jego własnych o niecałe dwa
centymetry. Po chwili wypuściłam dym, zaś chłopak pochłonął go tak szybko, że
nic nie wydostało się pomiędzy nas. Zaraz wypuścił resztę nosem.
- Ale nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy palili na
pół.. –wyszeptałam. Staliśmy tak jeszcze chwilę. Poczułam jego rękę na swojej
talii, druga zaś wylądowała na moim obolałym policzku. Jego zimna dłoń
przyniosła ukojenie i nagle…Zadzwonił
mój telefon. Szybko opadłam na stopy odchrząkując, chłopak zaś cofnął się o
krok kierując głowę w kompletnie innym kierunku, zaraz podrapał się również
nerwowo po karku. Sięgnęłam do tylnej kieszeni
spodni, z której właśnie leciały głośno słowa piosenki mojego dzwonka:
I wonder if you know
How they live in Tokyo
If you see it, AND you mean it,
Then you know you have to go
Fast and furious
Zanuciłam ostatnie trzy słowa, po czym przyłożyłam telefon
do ucha. Wróciłam wzrokiem do chłopaka, który uśmiechał się w moją stronę głupkowato.
Czyżby nie podobał mu się mój dzwonek? Bezczelny! Nie musiałam nawet pytać „
Halo?” Ani „ Co jest?” Pax prosto z mostu
powiedział co się dzieje. Z mojej twarzy zniknął uśmiech, wstąpiła na
nią obojętność, a po chwili do oczu napłynęły łzy. Jossy widząc to spojrzał na
mnie wymownie. Jego wzrok mówił sam za siebie „ Co się dzieję?!”. Po chwili łza
spłynęła po moim policzku, wytarłam ją momentalnie po czym pokiwałam głową a na
moją twarz z powrotem wlał się uśmiech. Wciąż z telefonem przy uchu zbiegłam ze
schodków balkoniku i ile sił w nogach popędziłam do budynku głównodowodzących.
Nie oglądałam się za siebie. W drodze schowałam telefon do kieszeni, by
przyśpieszyć ruch. Pax czekał już przy drzwiach, trzymając w objęciach dziwne
zawiniątko. Gdy dostrzegł mnie, od razu wyszedł przed budynek, wyciągając ręce
z szarawym kocem w moim kierunku. Znalazłszy się obok od razu przechwyciłam to „coś”
co tak naprawdę okazało się być moim Rysiem.. Przytuliłam go do siebie z całych
sił gładząc tym samym jego futro. Nie wstydziłam się płakać. Nie w tym
momencie. Zaparło mi dech w piersiach i w jednej chwili padłam na kolana,
prosto w śnieg.
- Hej Dziewczyno, uważaj bo mnie udusisz. – wycedził Zolin,
otwierając swoje złote oczy. Wyczułam jego przerażanie, kiedy spojrzał na moją
twarz, ale to teraz nie było ważne. Zaśmiałam się wycierając rękawem łzy.
- Ty głuptasie.. – sapnęłam pociągając nosem. Po chwili
każde z nas usłyszało dziki okrzyk. Tak, ktoś wołał moje imię. Po chwili zza
rogu wypadł zdyszany Joshua.
- Rubi?.. - spytał nie pewnie, lecz uśmiechnął się gdy tylko spostrzegł co spoczywa w moich ramionach.
Świrze? Tylko go nie dotykaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz