Pobudziłam się nieco na wzmiankę o tajemniczej nieznajomej. Może to przez moje aspołeczne nastawienie do życia jeszcze jej tu nie widziałam? Pewnie tak. Mimo wszystko zahamowałam uczucia, ignorując delikatne pulsowanie w skroniach, i odpowiedziałam ze spokojem:
- Przecież nie mogę ci zabronić chodzić na randki z innymi dziewczynami
- To nie była... - chłopak zbaraniał
- Cśś - uciszyłam go, kładąc palec na ustach
Wzięłam go za ręce, w miarę zgrabnie przesuwając się po lodzie. W miarę, ponieważ to dopiero moja druga próba...ale cóż, na wszystko jest czas. Zaczęliśmy kręcić kółka po stawie, obracając się wokół własnej osi. Cały czas praktycznie patrzyłam na swoje stopy, ale gdy podnosiłam głowę, patrzyłam prosto w oczy Leo. Chyba cały czas patrzył na mnie. Nie mogłam się do niego nie uśmiechnąć. Chłopak chyba chciał odwzajemnić uśmiech, ale jego twarz wykrzywiła się w jakimś dziwnym grymasie. Wydało mi się to dość podejrzane...
Nagle złapał mnie za dłoń i w talii, a ja złapałam go lewą ręką z tyłu najwyżej jak umiałam. Wyczułam pod palcami lepką ciecz, przestraszona zabrałam rękę, poślizgnęłam się na lodzie i upadłam do tyłu. Na szczęście pewnie będę miała tylko obolały tyłek. Moje palce pokrywała świeża krew.
- Nic ci nie jest? - zapytał, pomagając mi się podnieść
- Odwróć się - powiedziałam stanowczo
Leo z początku protestował, ale w końcu dał za wygraną i się odwrócił. W jego lewy bark wbity był sporych wielkości odłamek lodu, krew polała mu się aż do końca kurtki i zaczęła zastygać.
Nawet przez chwilę nie stałam bezczynnie, zachowałam zimną krew, złapałam go za rękę i zaczęliśmy iść w kierunku budynku głównego. Fenek wyraźnie odczuwał ból, wzięłam go więc na ręce...mam nadzieję, że Leo nie będzie mi miał za to za złe. Daeron smętnie szedł za nami.
***
Widok głównego budynku zawsze robił na mnie spore wrażenie. Byłam tam tylko dwa razy, na wszczepieniu nadajnika i jakiś rutynowych badaniach. Wyglądał jak przepiękny pałac...piękny budynek służący okrutnym ludziom. Człowiek człowiekowi wilkiem...
Weszliśmy do środka, od razu podeszła do nas młoda, wysoka blondynka ubrana w typie "bizneswoman".
- Proszę podać swoje indyfikatory i poczekać, zaraz... - powiedziała do nas typowym, służbowym tonem
- Czy nie widzisz, że on się tu do cholery wykrwawia? - niemal wykrzyczałam
Nie dałam nawet jej skończyć, wybuchnęłam tak nagle, że sama zdziwiona byłam swoją reakcją. Dobrowolne wejście tutaj kosztowało mnie dużo odwagi, a w dodatku chyba sobie grabię...
Kobieta spojrzała na mnie jak wystraszone jagnię i chyba poszła po przełożonego, bo po paru sekundach z drzwi obok wybiegł mężczyzna w średnim wieku w białym uniformie, najwyraźniej lekarz. Oh, więc aż takie wrażenie zrobiła na nich 158-centymetrowa dziewczyna?
Nie zwlekając, od razu podszedł do Leo, oglądając jego ranę. Obdarzył mnie ciepłym uśmiechem, przez co od razu poczułam sympatię do staruszka. Czy są jeszcze dobrzy ludzie na tym świecie? Co ten poczciwy człowiek tu w ogóle robi? Poszliśmy za nim długim korytarzem, mijając po drodze drzwi, zza których dobiegały dźwięki tak dziwne, że ciarki przechodziły mnie po plecach. Otuchy dodawał mi dotyk ciepłej dłoni Leo zaciśniętej na mojej. Wciąż trzymałam Fenka w jednej ręce, Daeron szedł przy moim drugim boku, w każdej chwili gotowy nas bronić. Kochany piesek. Doktor Huge, jak się nam przedstawił po drodze, wprowadził nas do przytulnie urządzonego gabinetu. Całość psuł tylko fotel na środku i przypięte do niego kable oraz maszyny. Tak dobrze znany mi i przerażający widok.
- Panienko, może lepiej wyjdź...to nie będzie przyjemny widok
- Nie, dziękuję, zostanę - spojrzałam na Leo, obdarzając go krzepiącym uśmiechem i zaciskając dłoń mocniej na jego dłoni.
[Leo? Sorki, że tak długo i słabo ;w;]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz