Mój problem z dotykiem...rozpoczął się, odkąd brutalnie wyciągnięto mnie siłą z rodzinnego domu. Frankie, mój brat, zaciekle walczył i stawiał się facetom z bronią. Nawet chciał udać, że Daeron to jego daemon...to w sumie by się zgadzało, przecież on jest pierworodnym. Ale nie, to ja przejęłam geny po babci...których nie mieli nawet moi rodzice. Dziwna i skomplikowana sprawa, ta cała genetyka. Pamiętam tylko, jak wciągali go do samochodu...krzyczałam, a moje prośby zostały jakby wysłuchane. Gd zniknęli za zakrętem, poczułam niewyobrażalny ból i dzikie pragnienie bycia przy mojej Mrocznej Materii. Samochód jeszcze szybciej wrócił, niż odjechał. Na szczęście zbytnio im się spieszyło, by wymierzyć karę mojej rodzinie. Zawlekli mnie za włosy do czarnego audi...
Całą drogę i pierwsze dni pobytu w Strefie pamiętam jakby przez mgłę, siłą wciskano mi jedzenie...ale ja byłam tylko bezuczuciową skorupą, która pragnie jedynie umrzeć. Jak zwykle, kiedy dzieje mi się coś złego, próbowałam wyprzeć to ze swojej świadomości...udawać, że to stało się komuś innemu. Ale to odcisnęło na mnie piętno, które jest namacalne...tyle, że nie mogę go z siebie zmazać. Przy Dylanie jednak czułam się inaczej...pachniał "domem", nie zdążając jeszcze przesiąknąć tutejszą wonią śmierci. Zapomniałam, że nie jesteśmy w moim pokoju w Londynie. Jesteśmy w Strefie Zamkniętej. I czasem, kiedy sobie o tym przypominałam, łzy napływały mi do oczu. I znów się bałam.
- Halo, ziemia do Ariany - machnął i ręką przed oczami
Nawet nie zauważyłam, kiedy zdążyłam odsunąć się od niego na odległość dwóch kroków. To musiało wyglądać co najmniej dziwnie. Szybko zmieniłam temat, przypominając sobie, co do mnie mówił wcześniej.
- Ty za to musisz wiedzieć, że zawsze bałam się jeździć na czymś, co wkłada się na nogi i nie mam możliwości szybkiej ucieczki.
- Ale to były rolki
- A czym według ciebie rolki różnią się od łyżew? - uniosłam zabawnie jedną brew - Z resztą pod Twoją nieobecność zaliczyłam dwie gleby
- No widzisz. To dlatego, że mnie nie było w pobliżu
- Był ktoś inny - wystawiłam wyzywająco język
- Kobieto, doprowadzasz mnie do białej gorączki
Już wyciągał do mnie ręce, pewnie żeby mnie połaskotać, ale ja dawno miałam rękę na klamce. Wyszłam na korytarz i chciałam zamknąć za sobą drzwi, ale coś je zblokowało od wewnątrz.
- Za piętnaście minut na parkingu - chciał mnie cmoknąć w policzek, ale jego usta złapały jedynie powietrze
***
Stałam, tupiąc w miejscu moimi traperami w kolorze karmelu. W ręce trzymałam łyżwy koloru białego, znalezione w jakimś składziku. Były w dość dobrym stanie, ze skóry...aż szkoda, że pewnie je zniszczę z moim brakiem umiejętności jeżdżenia.
- Gdzie jesteś? - westchnęłam, wypuszczając z ust szary obłok
Uh, jest chyba z minus dziesięć. Takie temperatury to już dla mnie za dużo, a czekam tu dłużej niż piętnaście minut.
[Dylan?:3]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz