niedziela, 18 grudnia 2016

Od Savary C.D. Jimina

Po krótkim przywitaniu, zabrałam swoją dłoń. Wstałam z ziemi, by po chwili zacząć otrzepywać swoje spodnie, które były lekko zakurzone. Normalka. Ponownie poczułam na ramieniu ciężar i lekki ból wbijanych szponów. Mój wzrok powrócił do gada, który znajdował się na ręce nowo poznanego chłopaka. Żmija jakby czytając mi w myślach, spojrzała na mnie i zasyczała.
- Twój towarzysz ma charakterek. - zauważyłam, wbijając wzrok w prawą stronę.
- Towarzyszka. - poprawił. - To Kleopatra. – wąż zawtórował  mu, sycząc przy tym, kołysząc się na boki.
- Zwracam honor. - ukłoniłam się teatralnie. - Ale ma charakter.
- Jedyna w swoim rodzaju. - odparł, głaskając Daemona po głowie. - Twoja reakcja na jej zaczepki, była bardzo komiczna, Ach, szkoda, że tego nie udokumentowałem.
Jimin zaczął śmiać się głośno. Westchnęłam przeciągle, gromiąc go wzrokiem, ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej,
- To nazywasz zaczepką? - zapytałam kpiąco. - Ciekawe jakbyś ty zareagował na atak długiego, syczącego węża.
 - Ale jak widzisz – wskazał na siebie kciukiem. – Wyratowałem cię z opresji.
Gdy już chciałam odpowiedzieć, przerwało mi głośne krakanie Azraela. Trzy kraknięcia. Czyli wróg nadchodzi. Już po chwili, zza rogu zauważyłam dwóch strażników, na których przedzie szła znana wszystkim, pani doktor  Margaret Hersey.
- O nie. – szepnęłam. OD razu wiedziałam, co się święci. Albo izolatka, albo lekka kara. Zapowiada się ciekawie.
- Savaro Farewell, prosimy z nami! – obwieściła z daleka pani doktor. – Musimy porozmawiać.
- Porozmawiać, czy zamknąć w izolatce? – zapytałam, cofają się w tył. – A może przetrzepanie skóry? Do wyboru do kolory, co?
Spojrzałam ukradkiem na kruka, który od razu wzbił się w powietrze. Spojrzałam na nowego znajomego.
- Miło było cię poznać. – powiedziałam. – I tego potworka też, ale teraz już na mnie czas. Życzę miłego dnia.
Pomachałam mu, by po chwili obrócić się za siebie i zacząć biec przez siebie. Nie ma to jak po utrudniać życie strażnikom i pani doktor. A bieganie, jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło.
Po trzech godzinach w zamknięciu, nareszcie wypuszczono mnie. Zamknięcie w izolatce na trzy godziny, lepiej być nie mogło. Szłam korytarzem, kierując się w stronę stołówki. Nie powiem, trochę zgłodniałam po odsiadce, a i tak wyglądam jak trup. Trzeba się posilić. Nie zbaczając na inne osoby w pomieszczeniu, skierowałam się do stołu z jedzeniem. Kilka osób przyglądało się na siniaka, który pojawił się na policzku. Mała kara za ucieczkę przez panią doktor. Wzięłam pierwszą lepszą sałatkę z kurczakiem. Usiadłam przy stoliku w rogu pomieszczenia. Nie narzekałam na warunki jakie panują w tym miejscu. Wszystko było, by normalnie żyć, jednak brakowało mi wolności. Starego życia.
Widelcem grzebałam w sałatce. Odechciało mi się jeść przez ból szczęki, po małym liściu w twarz. A niedługo przychodziła pora na lek normujący pracę serca. A na pusty żołądek, brać go nie można było.
 - Witam ponownie! – usłyszałam przy uchu entuzjastyczne powitanie. Wzdrygnęłam się i spojrzałam przez ramię.
- Hej. – odparłam cicho.

Jimin ?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty