sobota, 31 grudnia 2016

Od Joshuy C.D. Hailey

Spojrzałem na leżącego, jednak wciąż pięknego rysia. Usiadłem na podłodze po drugiej stronie korytarza. Po raz pierwszy nie było mi do śmiechu. Przysunąłem kolana do piersi, oparłem na nich łokcie, a dłońmi zakryłem twarz. Znow miałem ją przed oczami...
- Gdzie twój uśmiech Rey? - zapytała nagle dziewczyna.
- Nie ze wszystkiego potrafię się śmiać, ale się staram. Możesz uważać mnie za wariata, bo nim jestem. Tak jestem wariatem. Bo wtedy kiedy ona już leżała, ja miałem strzykawkę w dłoni. Wiedziałem, że to mnie zabije, ale i tak sobie ją wbiłem w żyłę. Patrzyłem jak jej zawartość znika we mnie, lecz nic nie mogłem zrobić. To było silniejsze ode mnie. Kiedy obudziłem się w szpitalu myślałem, że to piekło. Lekarz się uśmiechnął i powiedział, że jeszcze nie umarłem - opuściłem ręce. Czułem, że zaraz polecą mi łzy. - Leżała jak on... taka piękna, jakby spała. Nie obudziła się.
- Przykro mi.
- Nie potrzebnie. Ona mnie kochała, a po śmierci mnie uratowała. Od tamtego wieczoru nie wziąłem oni razu. Przykro jest mi, że twój ryś nie jest tutaj. Po tej stronie szyby.
- Dlaczego jesteś wiecznie taki uśmiechnięty?
- Bo życie jest popierdolone i cholernie kruche. Jeśli mam iść przez nie w smutku to po co żyć. Cieszę się z drugiej szansy i z tego, że mogłem tak kogoś kochać jak moją słodką bliźniaczkę Jasmine... - Lavi podeszła do mnie i odparła się o moje nogi, a ja zacząłem ją głaskać.

Hailey?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty