Jęknęłam z bólu. Cholerny ból przeszył moje całe ciało. Będą blizny, a leczenie ran pewnie trochę zajmie. Gdy otworzyłam oczy, musiałam je od razu zamknąć. Światło niemiłosiernie mnie raziło. Zasłoniłam je dłonią, nie myśląc o bólu. Zauważyłam, że znowu mam na niej bandaże. Heh, pani Margaret postarała się o dyscyplinę. Jednak trzeba na razie przystopować. Mojej głowie pojawiły się pytania… Czy Jimin przeżył? Jeśli tak, to gdzie jest? Wiem, że lekarze nie przekażą mi o tym informacji. Eh, życie.
- Znowu się widzimy. – usłyszałam głos. Znałam go, doktor Pax we własnej osobie. – Nagrabiłaś sobie.
- Witam. Jakie obrażenia tym razem? – zapytałam poprawiając się na łóżku, by wygodnie mi się leżało. Skrzywiłam się z bólu. Bolało.
- Siniaki i rany otwarte, ale nie takie wielkie. – odpowiedział. Skrzywiłam się, gdy podał mi coś dożylnie. – Leki przeciwbólowe. Nie oszukujmy się, obolała długo będziesz. Siniaka nawet na twarzy masz.
- To mogę iść? – spytałam.
- Zostajesz tutaj z trzy dni. Będzie trzeba opatrunki zmieniać, a trochę tego jest. Krwi też trochę straciłaś. – odparł.
- Przepraszam, a wie coś pan o Jiminie? – zapytałam niepewnie. W odpowiedzi dostałam tylko przeczący ruch głową. Wiedziałam, że tak będzie. Sycząc z bólu, położyłam się na plecach wygodniej. Wszystko mnie bolało. Jimin, przeżyłeś?
< Jimin ? Weź powracamy do normalnych wydarzeń. :/ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz