wtorek, 27 grudnia 2016

Od Lauren do Shanny

Biegnę ile sił w nogach, mając nadzieję, że zgubili mnie. Że są daleko w tyle, a ja przeskakuje przez wielki mur, na który nie mam pojęcia jak się wspiąłem. Zeskakuje i pierwszy raz nie odczuwam strachu, gdzie wyląduje, ponieważ na dole nic nie ma. Znowu pustka, ciemność, która ogarnęła miasto, spowiła wszystko i wszystkich, oprócz mnie. Lecę przez parę sekund, aż w końcu ląduje na piasku. A raczej w ruchowych piaskach. Aby się wydostać, chwytam się liny, która zwisa z czarnego nieba i ciągnę. Nic się nie dzieje, aż w końcu lina sama zaczyna się ciągnąć ku górze. Wydostaje się i nie mogę się puścić. Dalej lecę w górę, jakbym chciał dotrzeć do gwiazd. A w rzeczywistości ktoś mnie ciągnie, ale kto? Nie wiem. Nagle lina się zrywa, a ja zaczynam spadać, aż ląduje w wodzie. Nie mogę płynąc, czuję, jak coś mnie ciągnie w dół, a moje powietrze w płucach powoli się kończy. Wypuszczam resztę, gdy próbuj krzyczeć, widząc potwora. Ale zamiast tego tylko bąbelki zaczynają ulatywać ku górze, a potwór otwiera paszczę i zagryza ją na moim ciele.
~~~
Gdy otworzyłam oczy, widziałam jedynie czarne futerko z dużymi szklistymi oczami.
- Hellmestrin! - krzyknęłam na kota, po czym go z siebie zrzuciłam. Zamiauczał pokazując swoje kły, po czym wbiegł do kuchni. - Wredny kot - fuknęłam pod nosem, po czym wstałam się przeciągając. Nie ubierając nic na nogi, wkroczyłam do kuchni idąc po zimnych kafelkach. Można się przyzwyczaić. Spojrzałam na godzinę, było po siódmej. Zaraz ominie mnie śniadanie, ale nie bardzo się tym przejęłam. Zamiast tego niczym w zwolnionym tempie ubrałam się i zeszłam na dół, zabierając ze sobą Hellmestrin'a. Wymijałam wszystkich ludzi, albo oni mnie. Kot co jakiś czas syczał na kogoś, aż go nie ochrzaniłam, aby się zamknął. Zasyczał wtedy na mnie, ale zamilkł. Ze spokojem doszłam do stołówki, wchodząc po schodach na górę. Ludzi było dość sporo, siedzieli albo w grupkach, albo samotnie. Ja należę do tych samotników i nie czuje się jakaś inna, jak oni wszyscy, bynajmniej większość. Skoro są tacy jak ja, nie jestem inna i tyle. Ci, którzy siedzą razem dla mnie są inni, a ja dla nich i tyle. Ustawiłam się w kolejne. Przede mną stała jakaś ruda dziewczyna, nieco wyższa ode mnie, z jakąś fretką czy czymś tam innym na ramieniu. Hell zamiauczał i drapnął mnie w nogawkę. - Poczekaj - mruknęłam do niego chwyciwszy tacę, na którą dostałam jakąś miskę zupy. Kot znowu zamiauczał i podbiegł do wolnego miejsca, zajmując go i broniąc przed jakimś chłopakiem. Owy mężczyzna zrobił unik i dął mi tym samym przejść na stół. - Masz - mruknęłam dając mu mała miskę z zupą. Ta... kot też musi coś jeść, prawda? Wszystko miało być spokojnie, miałam bez żadnych większych problemów zjeść swoje śniadanie, gdy ta sama ruda dziewczyna zaczynała być popychana przez tego samego idiotę, który chciał zając moje miejsce. Nie ruszałam się, tylko przyglądałam temu wszystkiemu, tak samo jak kot. Z taką obojętną miną, do czasu jednak. Dziewczyna poruszyła stołem, wylewając tym samym prawie nasze zupy. Kot nie czekając dłużej zareagował. Wskoczył na stół i skacząc na głowę rudej, zasyczał pokazując białe zęby. Mężczyzna jednak się tylko zaśmiał. - Zrób mu coś, a cie połamię koleś - zagroziłam mu. - Po za tym, to chyba ty uciekałeś przed tym miłym kiciusiem niedawno, prawda? - uśmiechnęłam się ironicznie. Pomruczał coś niewyraźnego pod nosem, po czym opuścił te skromne progi. Kot zeskoczył z jej głowy i wrócił do swojej zupy. Także to zrobiłam ignorując dziewczynę, która odwróciła się w moją stronę a miłym uśmiechem. Wyglądała na bardzo pogodną. Chciałam coś powiedzieć, ale jej przerwałam. - Za nim zdążysz coś powiedzieć, wiec, że Hell zrobił to tylko po to, żebyś mu nie wylała żarcia - po tych słowach pozwoliłam jej mówić. Pogłaskałam kota. Grzeczna kicia.

<Shanna?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty