Wstałam z krzesła, by przesiąść się na łóżko. Azjata wpatrywał się w przestrzeń. Nie mówił nic.
- Jimin? - dotknęła lekko jego ramienia. Nie zareagował. Tak był wstrząśnięty całym zdarzeniem. To moja cholerna wina!
Swoje dłonie położyłam mu na policzkach, by po chwili lekko zwrócić jego twarz w swoją stronę. - Jimin, spokojnie.
- Oni jej zrobią krzywdę. - wydukał. - Słyszałeś co ona powiedziała?
- Tak, słyszałam wszystko. - szepnęłam. Z kącików moich oczu popłynęły łzy. Moja wina…
- Będę kolejny. – wyszeptał. – Wyślą mnie na śmierć.
Przytuliłam chłopaka mocno, zalewając się łzami. Głowę oparłam w miejsce, które znajdowało się między szyją, a ramieniem. Zaczęłam głaskać go po plecach, dając mu marne wsparcie. Nie umiem mu pomóc.
- Nie mów tak. – załkałam. – Coś z tym zrobimy. Wymyślimy coś. Rozumiesz?
- Od tego nie ma ucieczki. – powiedział.
Puściłam go, by usiąść przed nim. Patrzyłam mu prosto w oczy. Nie było w nich tego znanego blasku. Złapałam go za przód koszuli, by znalazł się bliżej mnie. Oparłam swoje czoło o jego.
- Damy radę! – przyrzekłam. – To wszystko przeze mnie, baka! Nie powinieneś mnie wtedy ratować! Wymyślimy coś…
< Jimin ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz