sobota, 31 grudnia 2016

Od Hailey C.D Joshuy

Szpitalna atmosfera powoli mnie dobijała. Nie potrafiłam leżeć w bezruchu i wpatrywać się w biały sufit, który notabene był nierówno pomalowany. Zarzuciłam polarowy szlafrok na plecy po czym poprawiając temblak, ruszyłam w stronę wyjścia. Pielęgniarka była na tyle miła, że związała mi włosy w kok. No tak, Hailey przecież nie poradzi sobie z tylko jedną, sprawną ręką. Rozleniwienie dopadło cały mój organizm, do tego ta pustka, wszechogarniająca i wyniszczająca mnie od środka. Potrzebowałam powietrza, człowieka z którym mogłabym zamienić dwa słowa, bez tego zwariowałabym w tym miejscu. W końcu znalazłam się na zewnątrz. Rześkie powietrze uderzyło we mnie, ukłuło moje płuca, gdy brałam oddech. Podeszłam do barierki znajdującej się przy schodkach. Właśnie, schody, siedział ktoś na nich. Jegomość popalał ćmika, i definitywnie się tym rozkoszował. Oblizałam wargi na samą myśl o papierosie, mój organizm domagał się nikotyny, a ja znikąd nie mogłam jej wytrzasnąć. Może los dał mi okazję? Na jego zaczepkę zareagowałam raczej obojętnie niż opryskliwie.
- Palę, i byłoby mi naprawdę miło, gdybyś zechciał mnie poczęstować jednym lub dwoma. – mruknęłam sadzając tyłeczek obok nowego znajomego. Ten uśmiechnął się zadziornie, po czym wysunął w moją stronę paczkę nikotynowych dopalaczy. Sięgnęłam po jednego oraz zapalniczkę i już po chwili mogłam cieszyć się smakiem rakotwórczego świństewka.
- Dzięki. – skinęłam głową i wciągnęłam dym do płuc. Na jedną chwilę ogarnęło mnie spełnienie, lecz momentalnie zostało ono zwalczone przez pochłaniającą pustkę.
- I w sumie masz rację, chamy nie są takie złe, tylko czasem upierdliwe. – rzekłam opatulając kolana szlafrokiem. Mimo, że pod spodem miałam na sobie tylko koszulkę i krótkie szorty, nie odczuwałam minusowej temperatury jakoś straszliwie.  Czułam na sobie jego wzrok, więc instynktownie odwróciłam głowę w jego stronę.
- Na co patrzysz? – spytałam, opierając głowę na dłoni. odczuwałam jej ciężar, aż za bardzo.
- Nie masz ręki. – pociągnął nieco mój lewy rękaw, jakby myśląc, że coś jednak z niego wypadnie.
- Nie mam ręki w rękawie. Jest tutaj. – pomachałam nadgarstkiem obok twarzy, po czym zsunęłam z ramienia skrawek szlafroka. Jegomość zauważywszy temblak pokiwał głową ze zrozumieniem i wrócił do trucia swych płuc.
- Złamałam obojczyk i łopatkę, więc rękaw jest mi zbędny.-  nastała chwila ciszy. Wtarłam niedopałek w śnieg, by po chwili odpalić drugiego ćmika.
- Po co mi to mówisz.- spytał po jakimś czasie, krzywiąc się nieco. Na te słowa wzruszyłam lekko ramionami.
- Musiałam się komuś wygadać, a człowiek lepszy jest niż pusta, biała ściana. – stwierdziłam po chwili. W odpowiedz usłyszałam tylko krótkie „mhm”. Więcej już się nie odzywałam. Co raz pocierałam gołe stopy i ramiona, próbując nieco się ogrzać. Czas nieprzerywalnej niczym ciszy trwał i trwał i zdawał się nie mieć końca. Po jakimś czasie, jakby znikąd przy nogach mojego nowego kolegi, którego imię było mi nieznane, usiadło duże, rudawe kocisko. Chłopak szepnął coś doń uwodzicielsko, po czym zaczął głaskać je za uszami.
- Jest piękna. – mruknęłam, wbijając wzrok w zwierzę. Tak bardzo przypominała mi mojego Zolina, on też miał takie pędzelki na końcu uszu, i takie same mądre oczy, przenikające wszystko.
- Skąd wiesz..- przerwałam mu.
- Że to „ona”? Bo jesteś facetem, więc twój Deamon, jest płci przeciwnej. A skąd wiem, że jest twoja? Oprócz naszych pupili, nie ma tu innych zwierząt, a Deamon’y dają się dotykać tylko swoim właścicielom.
- Mądralińska. – sapnął, lecz dostrzegłam na jego twarzy zarys uśmiechu.
- No wiem..- mruknęłam w odpowiedzi, po czym oplotłam kolana ramionami, by po chwili oprzeć na nich głowę i kontynuować przyglądanie się pięknej istotce. Gdy się jej tak przyglądałam, powróciły wspomnienia. Okropne wspomnienia i widok Zolina, leżącego w zamkniętym terrarium, podłączonego do kroplówki i maski tlenowej, leżącego w śpiączce.

Rey? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty