sobota, 24 grudnia 2016

Od Mii

Cały czas, chodząc ośnieżonym lasem, wpatrywałam się we własne buty. Humor od początku dnia mi się zepsuł, tak bez powodu, jak to on. Złudna nadzieja, na jakieś ciekawe urozmaicenie mojej życiowej rutyny, poszła się walić. Dosłownie. Ale czy w tej białej, zimnej porze roku nie jest nic ciekawego? A jest! Na przykład...fotografie śniegu, na tle czegoś...fajnego, jest...fajne. Kogo ja oszukuję...nie lubię zimy! Znaczy tej zimnej, głupiej pogody. Wiatr nie był moim przyjacielem od nigdy, więc tak pewnie zostanie. Zwłaszcza, że mój teraźniejszy ubiór nie jest zbytnio dopasowany do mrozu. Czemu? Uznałam, że jak pójdę na zwyczajny, krótki spacer, to nic mi nie będzie. A jednak! Jeszcze do tego wywody Can'a co do tego, jak potraktowałam osobę, którą dzień wcześniej potrąciłam.
- Uważam, że nie możesz być taka...nieśmiała. I wredna. Wybacz, ale to nie bardzo idzie w parze- Mruknął, kręcąc się koło mnie. zmierzyłam go lodowatym spojrzeniem. Wiedziałam, że ma rację. Ale po co się kompromitować?
- Ty mi już nie mów, co mam robić, kochany- pogroziłam mu palcem, z czego się po prostu zaśmiał. Zignorowałam to, zmieniając obiekt zainteresowania. Dalsza podróż leśną drużką wydawała się nie mieć sensu.- Wracajmy- poleciłam, na co przystał w zastanowieniu. Ale już po chwili, byliśmy w drodze powrotnej.
-Ale to cię w końcu zrujnuje. W czasie, gdy reszta będzie miała rozwinięte życie towarzyskie, będą się świetnie bawić, ty będziesz siedziała w kącie pokoju, jak zawsze nic nie robiąc.
- Nie wiem, jak tobie, ale mnie to odpowiada- uśmiechnęłam się tryumfalnie. Ten, pokręcił bezsilnie głową. Wzruszyłam na to ramionami, na chwilę przystając. Czułam czyjąś obecność...z resztą tak, jak mój przyjaciel.
- Myślisz, że mamy czego się bać?- Szepnęłam, niemal niesłyszalnie.
- I tak jesteśmy tu zamknięci, więc jeśli my stąd nie wyjdziemy, tym bardzie nikt nie wejdzie...Chyba.- Uniósł jedną "brew", rozglądając się. I ja spojrzałam w drugą stronę, napotykając jakąś ludzką sylwetkę. Niepewność nie pozwalała mi choćby spytać "kim jesteś?". Natomiast Canede był w tym najlepszy. Nie raz ratował mnie z opresyjnych sytuacji, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna. Może i tym razem też tak będzie?
- Chodźmy stąd- Jęknęłam, na co odwrócił łeb.

- Nie.- Kiwnął głową na postać, chowającą się za drzewami.
- Nie każ mi nikogo poznawać!- Zrobiłam obrażoną minę, co jednak zostało zauważone przez, jak się okazało, mężczyznę. Stał tyłem, a jednak odwrócił w moją stronę głowę. Stanęłam jak wryta, prędko odwracając wzrok. Czułam, jak drżę. Takie sytuacje nie były dla mnie miłym przeżyciem. Zwłaszcza, że nadal czułam na sobie jego przeszywający wzrok. Gdy tylko ukradkiem chciałam spojrzeć mu w oczy, coś mnie na nich zatrzymało. Jego...nie da się ukryć, piękny kolor tęczówek.- Nie chciałam przeszkadzać.- Mruknęłam, chrząkając przy tym do wilka. ~Wiedz, że cię nienawidzę~ Westchnęłam w myślach.

<Seth?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty