Jeszcze przez kilka chwil stałam w miejscu, wpatrując się w pustą przestrzeń. Moja ręka spoczęła na policzku. Miałam mieszane uczucia do tego, co wydarzyło się przez chwilą. Moja ręka wróciła na swoje miejsce, a ja żwawo poruszyłam głową na boki. Dłoń prawej ręki zacisnęła się w pięść.
- Doigrasz się kiedyś. – mruknęłam pod nosem.
Gdy szłam w stronę swojego pokoju, nade mną leciał Azrael. Przystanęłam i wystawiłam do przodu ramię. Bez żadnego nawoływania, ptak usiadł na ramieniu i zakrakał na powitanie. Dwoma palcami wolnej ręki, pogłaskałam kruka po szyi. Już nie samotnie skierowałam się w stronę pokoju.
Gdy znalazłam się w pomieszczeniu, Daemon poleciał na ramę łóżka, gdzie było jego stałe miejsce do spania, jak i do siedzenia. Nie zbaczając na nic, wzięłam spod poduszki swoją piżamę, by po chwili iść się wykąpać. Zimny prysznic zawsze najlepszy na ochłodzenia, po dziwnym dniu.
„ Wszystko działo się w małej, dobrze wyspecjalizowanej Sali szpitalnej, całe zdarzenie zdarzyło się szybko. Dla mnie to wszystko skończyło się w mgnieniu oka. Moja wściekłość, która była skierowana w stronę Margaret, szybko wyparowała. Pamiętam ten dotyk na ramieniu i jego minę, gdy spojrzałam z furią na przyjaciela. A potem uśmiech, który zmienił się w grymas bólu. I jego upadek prosto na mnie. W moje ramiona. Moje łkanie i jego ostatnie słowa. Moje zapewnienia, że wszystko będzie dobrze i jego ostatni uśmiech… Rozdzielanie nie udało się… Zginął w objęciach bólu, po rozłączeniu dusz. ‘’
Zerwałam się z łóżka, jeszcze zamroczona snem. Lecz po chwili złapałam się za skronie i załkałam.
Cholerne wspomnienia, do końca życia będą mnie prześladować w postaci jeszcze bardziej strasznych koszmarów. Skuliłam się na łóżku, łkając w ramiona, które było owinięte wokół kolan. Przeklęte piekło. Przeklęte eksperymenty na rozłączeniu dusz.
Jak przewidziałam, nie mogłam już zasnąć. Sięgnęłam po telefon, który leżał na szafce nocnej. Na ekranie urządzenia widniała piąta trzydzieści. Nie warto już iść spać. Wstałam z lóżka. Moje stopy dotknęły zimnej podłogi, aż przez moje ciało przeszły ciarki. Przebrałam się w dres do biegania. Bez muzyki zagłuszającej wszystko z zewnątrz się nie obejdzie. Gdy już po cichaczu miałam opuścić swoje lokum, mój wzrok padł na wisiorek, który był dla mnie ważny. Sięgnęłam po niego. Otworzyłam go i uśmiechnęłam się. Palcem wskazującym przejechałam leciutko po zdjęciu przyjaciela. Zamknęłam medalik z powrotem, by zaraz potem schować go do kieszeni spodni.
Rozsiadłam się wygodnie na konarze jednego z większych drzew. Plecami opierałam się o wielki pień. Równo dziewiąta. Wspaniały trening. Nad moją na mniejszej gałęzi spał Azrael. Ten to ma fajne życie.
- Azrael. – zawołałam. Kruk otworzył oczy i spojrzał na mnie. Czy on był urażony, że go obudziłam.? Ten to ma tupet. – Dobrze, idź spać.
Rozglądałam się po okolicy, popalając szlugę. Nie ma to jak poranny papierosik o poranku. Czegoś mi brakowało. Spojrzałam na szyję. No tak, nie mam wisiorka. Sięgnęłam po niego do kieszeni, a jednak tam go nie było. Wystraszona jeszcze raz porządnie przejrzałam kieszenie. Cholera!
< Jimin?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz