niedziela, 5 marca 2017

Od Hailey C.D Hache

Po stracie, która miała miejsce parę dni temu nie mogłam pozbierać się do kupy. Wszystko wydawało się szare, i zupełnie opuszczone. Siedziałam na ławce, tuż obok schodów. Pomimo polarowej bluzy, której kaptur miałam mocno naciągnięty na głowę i koca, którym owinęłam się jak jakiś Eskimos zamarzałam. Lekko stukałam plastikową szyną w betonową część ławki. Zęby uderzały o siebie, wydając tym samym donośny, specyficzny odgłos. Wpatrywałam się w mądre oczy Daemona, próbując uświadomić sobie jak wiele straciłam. Z każdą minioną godziną odczuwałam swoje kończyny coraz słabiej. Niestety, jak to w zamkniętym ośrodku bywa, ktoś postanowił zakłócić mój spokój. Wysoki, wytatuowany, wyglądający na zadufanego typka człek. 

W dodatku cuchnący nikotyną. Gdy już byłam pewna, że odejdzie i da mi spokój, zaczął zadawać, jak dla mnie, niepotrzebne pytania. Starałam się jednak pozostać obojętna i nie okazywać zbytnio kumulujących się w mojej duszy uczuć. Gdy zaproponował spacer, odpowiedź była prosta. Nie. Jednakże postarałam się ubrać to w jakieś sensowne i w miarę miłe słowa.
- Nie gniewaj się, ale spacer dla mnie byłby teraz istnym piekłem. – instynktownie przeniosłam wzrok na szynę, oraz kule, spoczywająca tuż obok nogi. Chłopak w mgnieniu oka załapał bo po chwili z jego ust wydobyło się ciche „Aa” definitywnie potwierdzające to, że zrozumiał aluzję.
- Więc może się przysiądę, oczywiście jeśli nie masz nic przeciwko. – zaczął ponownie, chyba był naprawdę zdesperowany, ale ja nie szukam przyjaciół. Jeśli potrzebuje kogoś do rozmowy, trafił na najbardziej nieodpowiednią osobę w całej strefie.
- Sory, Hache, ale właśnie miałam się zwijać do środka. Jeśli tak bardzo chcesz mi potowarzyszyć, nie obrażę się jak usiądziesz obok mnie na kolacji, serio. – dobra, postarałam się.
- O-okej. – zająkał, chowając, jak zauważyłam lekko drżące dłonie do kieszeni. – Pomóc Ci, um….wstać? – dodał po chwili, stawiając w moim kierunku kolejny krok.
- Nie, spokojnie, aż tak zniedołężniała nie jestem. – zdobyłam się na lekki, choć nie ukrywam, nieco sztuczny uśmiech. Po chwili podniosłam tyłek z ławki i chwytając moje dodatkowe dwie nogi, ruszyłam w stronę budynku. Mężczyzna dotrzymywał mi kroku, a za każdym razem kiedy się zachwiałam, był gotowy na złapanie mojego ciała. Parę razy zapewniłam go, że to zbędne, jednakże jak to facet, trwał przy swoim. I po co to. Miałam wrażenie, że za jego zachowaniem kryje się jakiś cel. Prędzej czy później to rozgryzę, nie jestem głupia.
 Zapach kakao i świeżo upieczonych drożdżówek uderzył w nas od razu  po przekroczeniu progu stołówki. Każde z nas wzięło sobie odpowiadającą mu porcję i siedliśmy przy stole. Posiłek konsumowaliśmy w ciszy, lecz w pewnym momencie przerwał ją krótki chichot mojego towarzysza niedoli. Uniosłam na niego wzrok, nie ukrywając zdezorientowania, jednak, kiedy tylko na mnie spojrzał parsknął cichym śmiechem, spuszczając wzrok.
- No co? – spytałam z lekkim wyrzutem, marszcząc brwi w niezadowoleniu. Mężczyzna wtedy podniósł z powrotem wzrok i wyciągnął w moim kierunku rękę z serwetką.
- Masz wąsy, po kakao. – posłał mi zadziorny uśmiech.
- Ha-ha. – mruknęłam przewracając oczami i zabierając ściereczkę z jego dłoni, by móc wytrzeć usta. Mimo tego, że nieco mnie zirytował, na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Baardzo śmieszne. – mruknęłam z przekąsem. 

Hache? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty