Po stracie, która miała miejsce parę dni temu nie mogłam
pozbierać się do kupy. Wszystko wydawało się szare, i zupełnie opuszczone.
Siedziałam na ławce, tuż obok schodów. Pomimo polarowej bluzy, której kaptur
miałam mocno naciągnięty na głowę i koca, którym owinęłam się jak jakiś Eskimos
zamarzałam. Lekko stukałam plastikową szyną w betonową część ławki. Zęby
uderzały o siebie, wydając tym samym donośny, specyficzny odgłos. Wpatrywałam
się w mądre oczy Daemona, próbując uświadomić sobie jak wiele straciłam. Z
każdą minioną godziną odczuwałam swoje kończyny coraz słabiej. Niestety, jak to
w zamkniętym ośrodku bywa, ktoś postanowił zakłócić mój spokój. Wysoki,
wytatuowany, wyglądający na zadufanego typka człek.
W dodatku cuchnący
nikotyną. Gdy już byłam pewna, że odejdzie i da mi spokój, zaczął zadawać, jak
dla mnie, niepotrzebne pytania. Starałam się jednak pozostać obojętna i nie
okazywać zbytnio kumulujących się w mojej duszy uczuć. Gdy zaproponował spacer,
odpowiedź była prosta. Nie. Jednakże postarałam się ubrać to w jakieś sensowne
i w miarę miłe słowa.
- Nie gniewaj się, ale spacer dla mnie byłby teraz istnym
piekłem. – instynktownie przeniosłam wzrok na szynę, oraz kule, spoczywająca
tuż obok nogi. Chłopak w mgnieniu oka załapał bo po chwili z jego ust wydobyło
się ciche „Aa” definitywnie potwierdzające to, że zrozumiał aluzję.
- Więc może się przysiądę, oczywiście jeśli nie masz nic
przeciwko. – zaczął ponownie, chyba był naprawdę zdesperowany, ale ja nie
szukam przyjaciół. Jeśli potrzebuje kogoś do rozmowy, trafił na najbardziej
nieodpowiednią osobę w całej strefie.
- Sory, Hache, ale właśnie miałam się zwijać do środka.
Jeśli tak bardzo chcesz mi potowarzyszyć, nie obrażę się jak usiądziesz obok
mnie na kolacji, serio. – dobra, postarałam się.
- O-okej. – zająkał, chowając, jak zauważyłam lekko drżące
dłonie do kieszeni. – Pomóc Ci, um….wstać? – dodał po chwili, stawiając w moim
kierunku kolejny krok.
- Nie, spokojnie, aż tak zniedołężniała nie jestem. –
zdobyłam się na lekki, choć nie ukrywam, nieco sztuczny uśmiech. Po chwili
podniosłam tyłek z ławki i chwytając moje dodatkowe dwie nogi, ruszyłam w
stronę budynku. Mężczyzna dotrzymywał mi kroku, a za każdym razem kiedy się zachwiałam,
był gotowy na złapanie mojego ciała. Parę razy zapewniłam go, że to zbędne,
jednakże jak to facet, trwał przy swoim. I po co to. Miałam wrażenie, że za
jego zachowaniem kryje się jakiś cel. Prędzej czy później to rozgryzę, nie
jestem głupia.
Zapach kakao i świeżo
upieczonych drożdżówek uderzył w nas od razu po przekroczeniu progu stołówki. Każde z nas
wzięło sobie odpowiadającą mu porcję i siedliśmy przy stole. Posiłek
konsumowaliśmy w ciszy, lecz w pewnym momencie przerwał ją krótki chichot
mojego towarzysza niedoli. Uniosłam na niego wzrok, nie ukrywając
zdezorientowania, jednak, kiedy tylko na mnie spojrzał parsknął cichym
śmiechem, spuszczając wzrok.
- No co? – spytałam z lekkim wyrzutem, marszcząc brwi w
niezadowoleniu. Mężczyzna wtedy podniósł z powrotem wzrok i wyciągnął w moim
kierunku rękę z serwetką.
- Masz wąsy, po kakao. – posłał mi zadziorny uśmiech.
- Ha-ha. – mruknęłam przewracając oczami i zabierając
ściereczkę z jego dłoni, by móc wytrzeć usta. Mimo tego, że nieco mnie
zirytował, na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Baardzo śmieszne. – mruknęłam z przekąsem.
Hache?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz