sobota, 18 marca 2017

Od Caroline cd. Ethiana do Charlie

Ta informacja niezbyt mnie zaskoczyła. Co prawda nie pamiętałam z tamtego wieczoru nic, pomijając niektóre urywki. Zważywszy na to, że Ethian jest porywczy, wiadomość o kolejnej próbie pozbycia się człowieka Margaret nie spowodowała we mnie żadnego mocniejszego uczucia. Inaczej jednak było u Leo, w którym mieszała się złość, ból i opiekuńczość. Miłość. Coraz bardziej dociera do mnie, że chyba wolałabym nie odczuć tego w swojej duszy. Nie mogłabym kochać i chcieć zabić drugiego człowieka za osobę, która dla mnie była wszystkim.
-To nie jego wina - skrzyżowałam ręce na piersi, stojąc tuż za łóżkiem szpitalnym.
Chłopak nie poruszył się, ale jego spojrzenie padło na jakiś punkt obok mnie. Wyprostowałam się, napinając obolałe mięśnie pleców i ramion. Czy było to mimowolnie czy też świadomie, nie ważne. Zaczyna się przemiła konwersacja.

-Nie? - chłopak energicznie odwrócił się w moją stronę, a na jego twarzy malowało się tyle uczuć, że nie potrafiłam wyczuć w jaki punkt trafić słowem. Jednak moja mina coraz bardziej obojętniała, a brwi uniosły ku górze, co miało oznaczać przekonanie w zdaniu, które wypowiedziałam poprzednio. Leo parsknął śmiechem i zbliżył się powoli - Ona mogła zginąć, a on w swojej furii tego nie zauważył! Nie wiadomo czy wszystko będzie w porządku. Obwiniam go...
-Więc przestań i się uspokój! Sam byłeś nawalony tamtej nocy, jak ja i Ethian, więc nie obwiniaj za to jednej osoby. Wszyscy ponosimy winę i myślę, że dobrze zrobili wsadzając nas do izolatki - spojrzałam twardo w oczy chłopaka, który jakby zmalał po tych słowach. Jego sylwetka znów wydawała się przygarbiona. Jednak ja nadal czułam jak coś w środku się we mnie gotuje. Wzięłam głęboki oddech by nie powiedzieć Leo za dużo raniących słów.
-Żyje, a ty przestań sobie wmawiać, że gdziekolwiek się pojawisz to ranisz ludzi. Nie wyrobisz w tym miejscu w taki sposób. Jeśli masz żal do Ethiana to również posiadasz go i do mnie, jak i do siebie samego - opuściłam ramiona w dół, a moja twarz nabrała kolorów. Dotychczas wydawało mi się, że byłam blada jak ściana - Zawołaj mnie jak się obudzi - ruszyłam się z miejsca, kierując w stronę drzwi.
-Dokąd idziesz? - z jego gardła wydobyło się niemrawe pytanie.
Chwyciłam za klamkę, na chwilę zatrzymując wzrok na Leo.
-Po zdechlaka. Trzeba go podbudować zanim po raz setny postanowi wdać się w ciekawą rozmowę z kimś z ośrodka - wyszłam na korytarz, nie czekając na reakcję towarzysza.
Bez problemu zorientowałam się gdzie uciekł nasz zbieg. Wyglądał jakby przejechał go samochód ciężarowy. Poobijany, pragnący jedynie zimnej wody pod prysznicem i spokoju. Tego ostatniego niestety mu nie zapewnię.
Podeszłam bliżej, kładąc mu rękę na barku. Gest obecności, którego niechętnie używałam. Delikatnie zadrżał, czując pewnie chłód mojej dłoni na rozgrzanym ciele. Powoli odwrócił głowę, siadając na podłodze i uniósł wzrok w górę. Stanęłam przed nim, chowając ręce w kieszenie jeansów i przechylając głowę, bez słowa wpatrywałam się w jego niemrawą twarz, co najwyraźniej wydało mu się dziwne.
-Nie mówisz nic? - po chwili ciszy odezwał się, jakby oczekując ode mnie zbesztania za ucieczkę i za Charlie.
Wzruszyłam ramionami, kucając.
-Nie mam do ciebie żalu.
Kiwnął bez przekonania głową.
-Leo również nie. Po prostu musiał ochłonąć, ale myślę, że po naszej krótkiej, ciekawej rozmowie poukłada sobie wszystko - uniosłam brwi do góry.
Caroline jako dobra pani psycholog i wspomagacz osób pokrzywdzonych. Jeszcze tego brakowało. Żebym musiała zajmować się dwoma, dorosłymi facetami. Niańka ze mnie kiepska, bo nie znoszę dzieci. Ale widocznie trzeba do nich podejść najpierw z poważnych słów.
-Ale to była moja wina. Rzeczywiście gdybym był chociaż w stanie zauważyć...
-Błagam cię. Nie zachowuj się jak Leo, bo zaraz padnę trupem i pozwolę wam obydwóm popaść w depresję - przewróciłam oczami - Chodź - wstałam na nogi, chwytając chłopaka za nadgarstek.
Spojrzał na mnie.
-No przecież nie będziesz tu siedział przez cały dzień - wzruszyłam ramionami - Przydałaby ci się kąpiel - kiwnęłam głową.
Ethian niechętnie wstał, przewracając oczami. Gdy wyszliśmy, przed nami pojawił się Leo. Spojrzał najpierw na drugiego mężczyznę, potem skierował wzrok na mnie.
-Chyba się obudziła - powiedział, jakby ucieszonym głosem.
Kiwnęłam głową i minęłam go, zostawiając dwójkę na korytarzu. Pewnie ruszyli tuż za mną. Otworzyłam drzwi od sali i weszłam do środka. Napotkałam się na zmęczone spojrzenie siwowłosej. Delikatnie uniosłam kąciki ust, stając tuż obok.
-Przestanę cię lubić jak będziesz tak straszyć. Myślisz, że fajnie zobaczyć kogoś wpół żywego na łóżku szpitalnym? - zrobiłam teatralnie pretensjonalną minę.

Charlie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty