niedziela, 12 marca 2017

Od Charlie C.D Ethiana Do Caroline

Z zaciekawieniem spojrzałam na szmaragdową butelkę, która wylądowała w dłoniach Liona. Była pełna, jeszcze nie odkorkowana. Chłopak skierował na mnie błagalny wzrok, jak szczeniak, proszący o kość. Doskonale wiedziałam co mu chodzi po głowie.
- Rób sobie co chcesz, mam to gdzieś. – uniosłam dłonie do góry w geście poddania, po czym wygodnie usytuowałam się nieopodal drzwi wejściowych. Ethian, korzystając z okazji przycupnął obok bruneta. Dostrzegłam chwilę zawahania w jego ruchu, lecz już po chwili cała trójka zaczęła podawać sobie butelkę. Kiedy Caroline wyciągnęła w moją stronę dłoń z wysokoprocentowym napojem, odmówiłam. Ktoś musi zostać przy zdrowych zmysłach. Widocznie obrażona, prychnęła coś pod nosem, po czym dosiadła się do chłopaków, a raczej wcisnęła się z tyłkiem pomiędzy nich. Zielona butelka szybko wylądowała pod ścianą, omal nie roztrzaskując się w drobny mak. Na moje szczęście –siedzącej na ziemi istoty, narażonej na krzywdę, rozbiła się ona tylko na pół. Szyjka poleciała gdzieś pod komodę.

Mijała godzina za godziną. Zegar wskazywał trzecią, kiedy trio kończyło czwartą butelkę czystej. Caroline ledwo utrzymywała się w siadzie, po tym, jak dwadzieścia minut wcześniej postanowiła opróżnić swój żołądek prosto do muszli klozetowej. Na szczęście nie spudłowała. Ethian, jako ten wielki osiłek, trzymał się z nich wszystkich najlepiej. Przynajmniej nie bełkotał, ani nie gadał sam do siebie, w przeciwieństwie do drugiego mężczyzny, Leonarda, który jak przygłup, walił pod nosem podśmiechujki z niczego. Ja, będąc tą jedyną trzeźwą zaczynałam odczuwać zmęczenie. Z trudem powstrzymywałam się od nie zamykania powiek. Rozbudził mnie dźwięk tłuczonego szkła, ale tylko chwilowo. Wtedy też postanowiłam ochlapać twarz lodowatą wodą. Nie mogłam zasnąć, nie teraz, kiedy miałam ich wszystkich na głowie. Szybko podniosłam tyłeczek z ziemi i zniknęłam za drzwiami toalety. Skąd miałam wiedzieć, że to była najgorsza decyzja tej nocy? Kiedy wyszłam z łazienki, po całej trójce ślad zaginął. Obejrzałam się gwałtownie w stronę okna, zamknięte, pozostają drzwi. Kurwa, poszłam tylko zrobić siku, a ci zdążyli wybyć na korytarz! Jak torpeda wyleciałam na zewnątrz, i szczerze powiedziawszy, widok, który tam zastałam wcale mnie nie cieszył. Leo wraz z Caroline szli wzdłuż holu, objęci, nucili pod nosem jakieś piosenki, choć trudno było to nazwać melodią. Ethian zaś oddawał płyny w kącie, pod  drzwiami z numerkiem „12”. Co za idioci. Podbiegłam do rozweselonej parki, chcąc zaciągnąć ich z powrotem do pokoju, jednakże kiedy tylko zaczęłam próbować, napotkałam dość nieprzyjemny opór. Leo spojrzał na mnie spod byka, po czym zmarszczył brwi.
- Ale ty jesteś paskudna. – mruknął, świdrując mnie wzrokiem.
- Bo ty to piękny. – odgryzłam się, ciągnąc ich w stronę pokoju. Bałam się, bałam jak cholera, że zaraz ktoś nas usłyszy, a wtedy wszyscy dostaniemy tęgie lanie.
- Spójrz na Caroline, ona to jest taka piękna, że..-  nie skończył, gdyż puścił pawia prosto na kafelki, na szczęście zdążyłam się odsunąć. Moja przyjaciółka nie miała tyle szczęścia, gdyż połowa wymiocin wylądowała na jej butach, a kiedy już chciałam ją odsunąć, zawtórowała koledze i dołożyła do tej pięknej kompozycji, swoje rzygi. Gumisio żelki przyozdobiły całą, żółto- pomarańczową plamę. Odeszłam parę metrów dalej, zakrywając usta, odór i widok tego ohydztwa sprawiał, że sama miałam ochotę wydalić obiad. Nagle, usłyszałam krzyki, podłoga zaczęła się trząść. Kurwa, musieli nas usłyszeć. Podbiegłam szybko do Eta i zaczęłam ciągnąć go za rękę w kierunku pokoju. Na początku szło nawet dobrze, mimo tego że się chwiał, jednakże kiedy tylko zza rogu wyłonił się jeden z czarnych kubraków, spiął się cały i wyrwał rękę z mojego uścisku. No nie! Nie teraz cholera!
- Wszyscy pod ścianę migiem! – wrzasnął strażnik. Jego głos był stłumiony przez kask, bardzo podobny do motocyklowego. Wielki osiłek, był jednym z oddziału szturmowego, bardziej przystosowany do spraw „cielesnych”. Margaret wysyłała ich wtedy kiedy czuła zagrożenie. W tym wypadku, ów zagrożeniem był wkurwiony Ethian Allain. Kiedy chciałam go powstrzymać, wylądowałam na ziemi, mocno obijając potylicę o platynowe kafelki. Obraz mi się na chwilę rozmazał, lecz prędko podniosłam się na nogi. Jak na razie, był tylko jeden strażnik, Et poszedł na Jana, więc może uda mi się przynajmniej uratować wymiotującą parkę. Los mi dopomógł. Nareszcie udało mi się doprowadzić ich do drzwi. Siłą wepchnęłam pijaków do środka, zatrzaskując wejście za nimi, niemalże natychmiastowo. Cała buzowałam energią, i wciąż obawiałam się nadejścia posiłków. Widząc jak Et wciąż szarpie się z wielkim osiłkiem, postanowiłam iść na pomoc. Nie wiem, skąd pojawiło się we mnie tyle odwagi, ale momentalnie wskoczyłam na plecy żołnierza, z zamiarem powalenia go. Niestety, zapomniało mi się, że moja waga wcale nie jest tak powalająca. Z łatwością strącił moje ciało na ziemię, tym samym wyswobadzając się z duszącego uścisku Ethiana. Kiedy tylko stanęłam na nogi, wycierając strużkę krwi, która samoistnie popłynęła z mojego nosa, byłam gotowa się na niego rzucić, jednakże do moich uszu dobiegł charakterystyczny dźwięk. Kątem oka zauważyłam, że mój wcięty towarzysz, nieco wzdrygnął się na ów hałas. Przeładował broń. Celował. Zamarłam w bezruchu, podnosząc niego drżące dłonie.
- Bez nerwów. – głos załamał mi się. Pozbawiony kasku strażnik spoglądał na nas gniewnie, przekrwionymi oczami. Zdołałam zauważyć, że Ethian zaczął powoli zmierzać w jego kierunku, jednakże nie tylko ja to spostrzegłam. Lufa broni, została momentalnie skierowana w jego stronę.
- Stój jak stoisz! – krzyknął czarnoskóry mężczyzna, tym samym plamiąc krwią podłogę tuż obok swych stóp.
- Ej, ej, spokojnie! Jeśli Margaret się dowie, że do nas strzelałeś, nie ujdzie Ci to na sucho. – Zaczęłam gadać. Wciąż sparaliżowana strachem, próbowałam zrobić cokolwiek. Z resztą nie umknęło mojej uwadze, że Et wciąż przesuwa się w kierunku faceta.
- Nie bądź taki chojrak! Premii za nas nie dostaniesz. Co najwyżej naganę, za uszkodzenie materiału do badań! Myślisz, że wykazujesz się heroizmem? To tak nie działa! – moja krótka gadka wystarczyła. Kupiłam przyjacielowi wystarczającą ilość czasu. Powtórnie rzucił się na strażnika z zamiarem pozbawienia go pistoletu. Nie wiedziałam co robić. Przyglądałam się szarpaninie, dopóki adrenalina nie strzeliła mi do łba. Schemat się powtórzył. Chcąc pomóc ponownie wkręciłam się w akcję i ponownie wylądowałam na ziemi, ale tym razem Ethian nie dał się tak łatwo. Predko stanęłam na nogi, już mocno obolała, chciałam podejść, zaatakować lecz w ułamku sekundy, dwa wystrzały zadecydowały o wszystkim.  Zaparło mi dech w piersi, nie mogłam wydobyć słowa, krzyku, niczego. Rwący, przenikliwy ból rozprzestrzenił się po całej klatce piersiowej, pozbawiając całego ciała równowagi. Grawitacja zadziałała natychmiastowo, ległam jak długa na plecy i pomimo fali boleści, która po tym nastała poczułam jakąś dziwną ulgę. Gorąco zalało całe wnętrze, jakby ktoś poił mnie wrzątkiem. Zapadła głucha cisza i przez chwilę wydawało mi się, że słyszę pisk Dravena. Nie mogłam nabrać do płuc powietrza, czułam, że zaczynam się dławić, a cała moja koszulka zaczyna nasiąkać czymś bardzo, bardzo ciepłym. Obraz, który miałam przed oczami zaczynał się rozmazywać i pomimo mrugania, wciąż pozostawał taki sam,  tyle że ciemniejszy. Jednocześnie targało mną zimno i gorąco, a brak tlenu wywołał falę paniki. A potem…potem robiło się coraz cieplej, tak, drzemka to wspaniały pomysł. Wspaniały pomysł…

Caroline? 
Moje życie w twoich rękach 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty