- Co to właśnie było? - zapytałam, siadając na przeciwko chłopaka. Z zadowoleniem zauważyłam, że kiedy oboje siedzieliśmy, różnica naszych wzrostów się chociaż trochę zmniejszała. Nie żebym miała kompleksy na punkcie wzrostu, ale od takiego zadzierania głowy przy dłuższej rozmowie mógłby mnie złapać skurcz. Przecież ja mu do ramienia nawet nie sięgałam...
- A nie widać? - mruknął blondyn. Przewróciłam oczami i podparłam głowę na ręku.
- Fakt, sukinsynowi się należało - przytaknęłam. Poczułam jak Anikitos się ożywia. Pogładziłam delikatnie włosy, przekazując zwierzakowi swój spokój - Ale nie jesteś księciem na białym koniu. Podpadł ci ostatnio i szukałeś wymówki, żeby go sprać?
- Należy do bandy, która nas tu trzyma. Czego więcej potrzeba? - chłopak uniósł brew. Pokiwałam głową, zgadzając się z jego słowami. To spokojnie wystarczało.
- Jestem Rebbeca Martinez, a ty? - przedstawiłam się, wyciągając w jego kierunku rękę. Blondyn z ociąganiem na mnie spojrzał, ale złapał moją dłoń. Nawet jego ręce były chyba ze dwa raz większe od moich...
- Ethian Allain - odparł, potrząsając naszymi dłońmi. Uśmiechnęłam się uroczo do niego i usiadłam z powrotem, bo by do niego sięgnąć musiałam wstawać. Kitek znów nerwowo poruszył się w moim warkoczu, ogonem muskając mi szyję. Czułam jego umysł napierający na mój, mieszając mi w zmysłach. Przez chwilę czułam jakiś zapach, a po głowie krążyło mi tylko jedno słowo.
Znajomy, znajomy, znajomy...
Potrzebowałam kilku sekund, by zrozumieć co takiego chciał mi przekazać. Zwęszył kogoś, kogo znałam. Kogoś bardzo mi bliskiego...
Nie. To nie mogła być prawda. Ona zginęła w pożarze razem z matką. Niemożliwe, żeby tu była.
- Ethian, nie widziałeś tu może takiej wysokiej, ciemnowłosej dziewczyny z czarnymi oczami jak twoje? Taka wiecznie uśmiechnięta i pełna optymizmu. Nazywa się Seraphina. - spytałam go dla pewności.
W sumie nie byłam pewna, co chciałam usłyszeć. Pogodziłam się już ze stratą i nauczyłam się z tym żyć. Jednak co jeśli ona cały czas tu była? Jeśli cały ten czas miała nadzieję, że ja czy ojciec po nią przyjdziemy, a my ją zawiedliśmy?
I choć nienawidziłam siebie za to, przez chwilę się modliłam, by odpowiedział przecząco. Że nigdy nikogo takiego tu nie było. Że umarła wtedy i nie musiała przez to wszystko przechodzić.
- A nie widać? - mruknął blondyn. Przewróciłam oczami i podparłam głowę na ręku.
- Fakt, sukinsynowi się należało - przytaknęłam. Poczułam jak Anikitos się ożywia. Pogładziłam delikatnie włosy, przekazując zwierzakowi swój spokój - Ale nie jesteś księciem na białym koniu. Podpadł ci ostatnio i szukałeś wymówki, żeby go sprać?
- Należy do bandy, która nas tu trzyma. Czego więcej potrzeba? - chłopak uniósł brew. Pokiwałam głową, zgadzając się z jego słowami. To spokojnie wystarczało.
- Jestem Rebbeca Martinez, a ty? - przedstawiłam się, wyciągając w jego kierunku rękę. Blondyn z ociąganiem na mnie spojrzał, ale złapał moją dłoń. Nawet jego ręce były chyba ze dwa raz większe od moich...
- Ethian Allain - odparł, potrząsając naszymi dłońmi. Uśmiechnęłam się uroczo do niego i usiadłam z powrotem, bo by do niego sięgnąć musiałam wstawać. Kitek znów nerwowo poruszył się w moim warkoczu, ogonem muskając mi szyję. Czułam jego umysł napierający na mój, mieszając mi w zmysłach. Przez chwilę czułam jakiś zapach, a po głowie krążyło mi tylko jedno słowo.
Znajomy, znajomy, znajomy...
Potrzebowałam kilku sekund, by zrozumieć co takiego chciał mi przekazać. Zwęszył kogoś, kogo znałam. Kogoś bardzo mi bliskiego...
Nie. To nie mogła być prawda. Ona zginęła w pożarze razem z matką. Niemożliwe, żeby tu była.
- Ethian, nie widziałeś tu może takiej wysokiej, ciemnowłosej dziewczyny z czarnymi oczami jak twoje? Taka wiecznie uśmiechnięta i pełna optymizmu. Nazywa się Seraphina. - spytałam go dla pewności.
W sumie nie byłam pewna, co chciałam usłyszeć. Pogodziłam się już ze stratą i nauczyłam się z tym żyć. Jednak co jeśli ona cały czas tu była? Jeśli cały ten czas miała nadzieję, że ja czy ojciec po nią przyjdziemy, a my ją zawiedliśmy?
I choć nienawidziłam siebie za to, przez chwilę się modliłam, by odpowiedział przecząco. Że nigdy nikogo takiego tu nie było. Że umarła wtedy i nie musiała przez to wszystko przechodzić.
Ethian?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz