wtorek, 7 marca 2017

Od Becci

 Pierwsze co do mnie dotarło to ból. Tępy ból w całym ciele, który sprawiał, że czułam się niemal sparaliżowana. Otworzyłam na chwilę oczy, ale zaraz je zamknęłam, porażona jasnością. Theo widocznie wyjął mi szkła z oczu. Tylko co sprawiło, że odpłynęłam do tego stopnia, że się nie zorientowałam?
 I nagle zalała mnie fala wspomnień.
 Wracałam ze sklepu. W torbie miałam Jacka Danielsa dla Theo, tak jak prosił, ale i tak się denerwowałam. Ostatnio coraz częściej się wściekał o błahe rzeczy, więc nawet mniejsza butelka alkoholu niż ta której chciał mogła go wytrącić z równowagi. Zadrżałam lekko na tą myśl. Ostatnio miewał ciężką rękę i wolałam unikać drażnienia go.
  "Już niedługo", pocieszyłam się w myślach. Od miesięcy zbierałam pieniądze i kryłam je przed swoich chłopakiem, żeby nazbierać na ucieczkę jak najdalej. Musiałam mieć pewność, że mnie nie znajdzie.


 Z cichym westchnieniem przekroczyłam próg domu, mając cichą nadzieję, że Theo nie ma.
 - Wróciłam, kochanie! - zawołałam radośnie
 - Masz?! - zawołał gdzieś z salonu, a ja się skrzywiłam. Żadnego "cześć", czy chociażby "hej" tylko od razu czy zrobiłam co miałam. Nie dość, że muszę mu za własne pieniądze kupować drogie napitki, to jeszcze zero jakiejkolwiek wdzięczności...
 -Oczywiście! - zaszczebiotałam, ściągając szybko buty i zrzucając płaszcz. Pośpiesznie udałam się do pokoju, w którym przebywał Theo i podałam mu alkohol. Mężczyzna wziął butelkę, ale jego uwagę przykuł świstek papieru, który się od niej odczepił. Wstał z fotela z miną nie wróżącą nic dobrego, jednak wciąż stałam w miejscu, starając się stłumić strach. To tylko bardziej go denerwowało.
 Pierwsze uderzenie było tak szybkie, że nie zdołałam zareagować. Ból przeszył mi twarz, a siła ciosu pozbawiła mnie równowagi. Wpadłam na szafkę, zrzucając wazon i wpadając na resztki zbitej porcelany.
 - Puszczasz się za hajs, dziwko?! To numer twojego kolejnego klienta?! - wrzasnął, a ja skuliłam się w sobie. Jaki numer? Przecież nikt nie dawał mi numeru... wtedy przypomniałam sobie sprzedawcę. Był to miły chłopak, mający może z dwadzieścia lat. Czyżby to on mi go podrzucił?
 Nie miałam jednak więcej czasu na rozmyślania. Theo był wściekły i prawdopodobnie też już lekko wstawiony. Bardzo złe połączenie. Krzyknęłam, gdy jego stopa spotkała się z moim brzuchem. Ale nie powstrzymało go to od dalszych kopnięć. Niemal wyszarpnęłam Kitka z włosów i zamknęłam go w dłoniach, starając się go chronić. Wystarczyłby jeden czy dwa ciosy Theo i maluch by zginął.
 - Może w Strefie w końcu się ciebie pozbędą - wywarczał mężczyzna, biorąc telefon do ręki. Potem była ciemność. Przeklęty Theo... byłam o krok od wolności! Jeszcze tydzień i mogłabym uciec...
 Podniosłam się do pozycji siedzącej, ignorując ból. Nie pierwszy raz zostałam pobita, choć zazwyczaj był nieco delikatniejszy. Byłam niemal pewna, że na twarzy mam sińca. Popatrzyłam po sobie. Nie miałam na sobie bluzki, widocznie ktoś ją zdjął, podobnie jak stanik, co było lekko niepokojące, ale owinięto mnie tak bandażami, że spokojnie to mogło pełnić rolę topu bez ramiączek. Całe moje ręce były w drobnych rankach i sińcach. Z westchnieniem wstałam i obeszłam kilkakrotnie pomieszczenie, żeby rozchodzić obolałe nogi. Potem wyszłam z czegoś, co prawdopodobnie było skrzydłem szpitalnym, upewniając się uprzednio, że Kitek wciąż siedzi grzecznie w moich włosach.
 Błądziłam przez jakiś czas po korytarzach, ale w końcu trafiłam do czegoś, co wyglądało jak stołówka. Były tam może ze dwie jeszcze osoby, jakaś jasnowłosa dziewczyna i ciemny blondyn, który stał z tacką przy punkcie wydawania jedzenia. Dopiero po chwili dojrzałam jeszcze jedną osobę, a mianowicie napakowanego gostka, który był zapewne ochroniarzem. Z ciekawości podeszłam do okienka, by zobaczyć co za jedzenie dają, bo szczerze mówiąc byłam straszliwie głodna. Nie wiem ile byłam nieprzytomna, ale zdecydowanie za długo.
 Poczułam jak ktoś szarpie mnie za nadgarstek.
 - Lala, wracaj do skrzydła szpitalnego, tu nic po tobie - powiedział drwiąco, a ja poczułam jak zalewa mnie krew. O nie, nie ma tak!
 - Spierdalaj - warknęłam, wyrywając się, po czym podeszłam i popchnęłam go w tył, starając się nie okazywać jak wiele bólu kosztował mnie ten ruch - Będę chodzić gdzie mi się podoba!
 - Taka ostra jesteś, laleczko? - zaśmiał się ochroniarz i tym razem to on mnie popchnął. Miał o wiele więcej siły ode mnie, więc poleciałam w tył, uderzając w kogoś. Z trudem złapałam równowagę i spojrzałam w górę na osobę, na którą wpadłam. A musiałam zadrzeć głowę całkiem mocno, bo był to cholernie wysoki chłopak. Odwróciłam się w stronę strażnika, lecz ten już odchodził, zaśmiewając się głośno.
 - Jeszcze cię dorwę, sukinsynie! - krzyknęłam za nim, wygrażając mu pięścią - Debil - mruknęłam jeszcze pod nosem. Spojrzałam na chłopaka, na którego wpadłam. Był wyższy ode mnie o... dużo. Bardzo dużo. Po kiego on tyle rósł? Przecież ma chyba ze dwa metry! Twarz miał ostro zarysowaną z lekkim zarostem, jednak to jego oczy przykuły głownie moją uwagę. Czarne, bezdenne i... znajome. Podobne miała Fi-fi, moja mała siostrzyczka... - Cześć - powiedziałam z braku lepszego pomysłu
Ethian?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty