Położyłem dłoń na jej ramieniu, lekko ją przy tym odsuwając. Zaraz się nią zajmę, tylko rozwiąże pewną sprawę. Podszedłem do typka, który zaczął tą całą farsę. Nienawidziłem takich typów jak on. Ciężko było bym któregokolwiek tutaj jakoś inaczej traktował. Szturchnąłem go w ramię. Na tyle mocno, że poleciał do przodu. Stanął twardo na nogach i odwrócił głowę w moją stronę. Z jego oczu płynęła już złość. Dobrze, będzie ciekawiej. Moje kąciki ust lekko się uniosły. Podszedł do mnie, pewnie jak pan i władca. Szkoda, że nie wiedział co go czeka. Stanął kilka centymetrów ode mnie, był niższy.
-Czy ty wiesz co właśnie zrobiłeś? - uniósł swój niemiły dla ucha głos.
-Nie jestem na tyle tępy jak ty, by tego nie wiedzieć. - zaśmiałem się pod nosem.
-Igrasz sobie. - starał się mnie zastraszyć.
-Wręcz przeciwnie, to ty sobie przejebałeś.
-Więc zobaczymy. - uniósł pięść, która po chwili leciała prosto na moją twarz. Złapałem ją i ścisnąłem.
-Zaskoczony? - przechyliłem lekko głowę. Z bezczelnego uśmiechu na mojej twarzy nie zostało już nic. Został tylko wyraz pragnący jego śmierci. Starał się wyrwać pięść. Nie pozwolę ci tak łatwo na to. Mocnym kolanem poczęstowałem go w brzuch. Skulił się z bólu, po czym puściłem jego pięść i złączyłem dłonie, by po chwili powalić go na ziemie, uderzając go w plecy. Szybko się otrząsnął i starał się wstać. Nie pozwoliłem na to. Kopem w brzuch powstrzymałem go od tego. Mężczyzna ponownie został powalony na łopatki, by unieść głowę i spojrzeć na mnie.
-I kto tu teraz jest panem? - przykucnąłem nad nim. Splunął mi tylko pod nogi. A to gnój. Wstałem i "wytarłem" buta o jego twarz. Cichy dźwięk łamanej kości zasygnalizował, że z nosa nic nie zostało. On już nie wstanie, to tyle z tej potyczki. Odwróciłem się na pięcie i podszedłem po swoją tace z jedzeniem. Zabrałem je i usiadłem w typowym dla siebie miejscu. W ten zaś, nowa dla mych oczu osóbka podeszła do mnie. A no tak, coś tam sobie wmawiałem, że później się nią zajmę.
-Co to właśnie było? - zadała siadając na przeciw.
<Rebecca?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz