Dzisiejszej nocy nie mogłem zasnąć. Przewracałem się z boku na bok. Nie odczuwałem nawet zmęczenia, ale działo się tak raz na jakiś czas, więc nie przejmowałem się tym. Chociaż nie ukrywam, denerwowało to czasem. Leżenie bez celu i próbowanie by zasnąć. Spojrzałem na godzinę, dochodziła pierwsza. "No super, idę zapalić", powiedziałem w myślach. Westchnąłem i wstałem z łóżka. Podszedłem do szafki i wziąłem z niej paczkę papierosów i zapalniczkę. Otworzyłem okno i usiadłem w nim. Mam gdzieś, czy jakiś strażnik mnie zobaczy, nadal jestem w pokoju, więc niech się ciągną. Księżyc dzisiaj mocno rozświetlał okolicę. Nic dziwnego przy pełni. Siedziałem tam już kilka dobrych minut i nadal nie chciałem wracać do łóżka. I co tu zrobić. Może wyskoczę na mały spacer. Albo spędzę tutaj noc i gapiąc się na debilnych strażników łażących co chwilę. Szelest z krzaków przykuł moją uwagę. Czyżby ktoś się wymknął. Po chwili wyszła z nich dziewczyna. Intuicja mnie nie zawiodła. Nowa... Przeszło mi przez głowę. Uniosła głowę w moją stronę. Dostrzegła mnie. Czyli czeka mnie rozmowa jako rozrywka.
-Nie powinnaś się tak szlajać po nocy. - zacząłem.
-Co ty taki opiekuńczy nagle.
-Nie jestem, tylko mówię Ci jak jest.
-A co mi się może tutaj stać.
-Pomyślmy, izolatka, kara cielesna, rozłączenie. - mówiłem zlewając na wszystko wokół. -Coś jeszcze? - dodałem.
-Nie trzeba, dam sobie radę.
-Czy aby na pewno?
-Nadchodzi już kilku strażników, lepiej się na chwilę schowaj.
-Nikogo przecież nie widzę.
-Ty nie, ale światło latarki zza rogu mówi wiele.
<Leighton?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz