środa, 15 marca 2017

Od Caroline cd. Charlie do Ethiana

W pewnym momencie poczułam się okropnie. Jakby wszystko wróciło i przez chwilę moja głowa zaczęła znowuż normalnie pracować. Niestety, było to krótkotrwałe uczucie gdyż ból rozniósł się po całej czaszce. Mogłam darować sobie tą ostatnią butelkę. A to wszystko wina tych idiotów. Jak już się rozkręcili to końca nie było widać. Oparłam się o ścianę, czując jak nie potrafię utrzymać równowagi i zjechałam po gładkiej powierzchni siadając na tyłek. Zwiesiłam głowę, zamykając oczy. Wydawało mi się, że słyszę coś w rodzaju ogromnego huku na korytarzy, który spowodował u mnie narastający niepokój. Ale nie byłam w stanie ruszyć nawet jednej części swojego ciała. Słuch płatał mi figle, a wzrok w tym wypadku mógł zejść na podrzędne stanowisko reszty zmysłów. Nie wiem ile czasu minęło od tamtej chwili. Usłyszałam tylko otwieranie drzwi i próbując utrzymać opadające powieki, zobaczyłam tylko czarne, rozmazane mundury, zbliżające się w moją stronę. Chłód czyjeś dłoni, łapiącej mnie pod ramię rozszedł się po całym moim ciele, pomimo zawartych promili w swojej krwi. Rozgrzana skóra zaczęła jakby piec. Postać z łatwością postawiła mnie na nogi, które zaczęły delikatnie zaczęły się trząść. Jakbym ich nie czuła. Było mi niedobrze, ale jeszcze gorzej zrobiło się gdy kątem oka zobaczyłam na podłodze plamę krwi. Moje brwi opadły, a usta delikatnie rozchyliłam. Nie wiem jakim cudem udało mi się wyrwać z objęć drugiej osoby, ale chwiejnym krokiem podeszłam do szkarłatnej kałuży. Jeden, nieuważny krok spowodował zachwianie i upadłam na kolana, z trudem utrzymując się na dłoniach by całkowicie nie legnąć na podłodze. Moje palce jakby posiadając własną świadomość dotknęły krwi. Cały film urwał się, gdy ktoś znowuż chwycił mnie i uniósł ku górze.

Nie pamiętam co się działo potem. Przeszłość zamazała się, choć dziwnym trafem w moim mózgu utkwił tylko obraz ciemnych drzwi i przebłysk rudawych włosów i spokojne spojrzenie szarawych oczu. Dopiero chyba po dniu, o ile dobrze liczę, zdałam sobie sprawę gdzie się znajduję. Głowa bolała mnie okropnie. Przeklinałam w duchu i pragnęłam choć odrobinę świeżego powietrza. Tłamsiłam w sobie myśl, że to nie możliwe. Jedną jedyną dopuszczałam tylko gdy patrzyłam na palce nadal zabarwione na czerwony kolor. Co z resztą? Co się stało? Co się do jasnej cholery stało!?

Całe dwa dni spędziłam w swoim pokoju bez jedzenia i picia, nie mając ochoty nawet na najmniejsze wychylenie głowy poza swoją przestrzeń prywatną. Na nic zdały się prośby tygrysa, który za wszelką cenę próbował mnie zmusić do chociażby łyka wody. Za każdym razem kręciłam głową, mając wrażenie, że alkohol nadal znajduje się w moim organizmie, choć minął aż tydzień. Ostatnio nawet Leo był pod moimi drzwiami, ale coś nie pozwoliło mi się odezwać. Zachowywałam się jakby mnie tu nie było. Na próżno próbowałam się dzięki Shivenarowi dowiedzieć co z Charlie i Ethianem, ale za każdym razem słyszałam tą samą, nudną odpowiedź skierowaną do mnie z pogardą od ludzi. Gdybym z nimi rozmawiała zapewne wyłożyłabym już podstawy zwracania się do mnie w należyty sposób, ale nie mogłam winić Shivi`ego, że co jak co, ale jednak posiada inną postawę niż ja.
-Nadal nic? - spytałam, czytając książkę Charlotte Link, która od jakiegoś czasu mnie zaciekawiła.
~Trudno poruszać się po obiekcie, gdy twoja Spectre leży z tyłkiem na łóżku i nie zamierza się ruszyć z miejsca~ warknął niezadowolony ~ Ograniczona dostępność.
Spiorunowałam go wzrokiem. Wiedziałam czego oczekuje.
-Dobra... - energicznym ruchem zamknęłam książkę i nałożyłam buty na swoje stopy - Wychodzimy. Pierdzielę czy mnie powstrzymają czy nie. Zamierzam się dowiedzieć czegokolwiek - o mało nie przytrzasnęłam ogona tygrysowi, który w pośpiechu wychodził za mną.
Nerwowym krokiem ruszyłam w stronę bloku karnego i szpitalnego, gdy nagle zza rogu wpadłam na Ethiana. Uniosłam brwi do góry, gdy usłyszałam dobywający się od mężczyzny syk. Skrzywił się jakby powstrzymując ból.
-Raczyłeś się chociażby raz odezwać? - odparłam wkurzona, czując buzującą adrenalinę.
-Dla twojej świadomości dopiero wydostałem się z katowni - odwarknął, widocznie zdenerwowany i zmęczony zarazem.
-Grzeczniej - fuknęłam, mniej agresywnie - Rozumiem - odpowiedziałam, widząc jak jego wzrok powoli przenosi się na mnie - Masz usprawiedliwienie - pokręciłam głową, lustrując wzrokiem chłopaka - Widziałeś Charlie? - zapytałam, luzując spięte ramiona.
Ethian pokręcił głową w zaprzeczeniu, widocznie starając sobie przypomnieć tamten wieczór. Mogłam mu powiedzieć, że to na nic, bo sama tego próbowałam, ale za każdym razem widziałam tylko zamazany obraz albo pustkę.
-Martwię się - mruknęłam, głośno się zastanawiając. Brwi mężczyzny uniosły się jakby w zdziwieniu. Od razu spiorunowałam go pytającym spojrzeniem - No co? Mówię tylko, że puki co mam pewność, że wy żyjecie, a... o kurwa - wymsknęło mi się, gdy zdałam sobie sprawę o tym co mój mózg właśnie mi podpowiedział.
-Co? - Ethian przekręcił głowę w bok, zainteresowany.
-Charlie nie była na tyle pijana by trafić tak długo do izolatki. A ta krew... cholera, idziemy! - złapałam chłopaka odruchowo za nadgarstek i siłą pociągnęłam za sobą w stronę bolku szpitalnego.
Początkowo chyba zdezorientowany szedł niechętnie, przez co musiałam go poganiać, ale potem grzecznie już zrównał się ze mną. Mam nadzieję, że nie zgubię się w tym labiryncie korytarzy. Wyjęłam telefon, którego praktycznie i tak nie używam i napisałam do Leo o moich podejrzeniach. Kazałam mu przyjść pod blok szpitalny czy mu się to podoba czy nie, czy mu się chce czy nawet tak go boli, że nie może się ruszyć. Nie miał wyjścia. Tak samo jak Ethian.

Ethian?
Ciągaj dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Popularne posty