środa, 29 marca 2017

Od Ethian'a Cd. Rebecci Do Selene

Przeleciałem wzrokiem po całym jej ciele, nie przerywając podnoszenia sztangi.
-Wiesz, patrząc po Tobie, to raczej z ochroną nie dasz rady. - odłożyłem sztangę.
-No wiesz ty co? Nie jestem taka słaba. - fukneła.
-To są przeszkolone jednostki, nawet ja miewam problemy, zwłaszcza po ostatnim... - sięgnąłem po hantle.
-Po ostatnim? - uniosła brew.
-Ehh... Długo by tłumaczyć, chcesz zobaczyć?
-Dziwnie brzmi, ale no okej.
Położyłem hantle na ziemi i stanąłem do niej plecami. Uniosłem koszulkę, tak by mogła dojrzeć moje plecy. Całe poszarpane i w opatrunkach. Nieprzyjemny widok.
-I ty w tym stanie ćwiczysz?
-Tyle ile dam radę, nie mogę wypaść z formy.
-Forsujesz tym teraz ciało.
-Skoro i tak nie ma szans by mnie stąd wypuścili, to wole sam się wykończyć. - rozmowę przerwały otwierające się drzwi. Do środka weszła czarno włosa dziewczynę. Ahh... Moja głowa do osób. W zbyt małym gronie się trzymam i nie wszystkich pamiętam.
-No Ethian, w końcu Cię znalazłam, doktorek ma dla Ciebie nowe środki przeciw bolowe, kazał przekazać. - mówiła podchodząc do nas.
-Mówiłem, że nie chce leków, Selene prawda?
-Oj Ethian, mógłbyś już zapamiętać.
-Tak, tak wiem.
-Po za tym, musisz brać tę środki, wszyscy wiedzą co się wtedy wydarzyło. - skrzyżowała ręce pod piersiami.
-Utrapienie...

<Selene?>
<Jak są jakieś błędy, to jutro poprawię, pisałem na tel>

Od Leighton cd Ethian

Gdy Ethian zniknął w łazience, swobodnie mogłam obejrzeć jego pokój. Szafa, łóżko, półki. Pokój jak, każdy inny. Nic nadzwyczajnego. Zdjęłam buty i usiadłam po turecku na łóżku. Sięgnęłam po coś małego i błyszczącego  z półki, nie wiem co to było. Odłożyłam po dłuższej chwili.
- Żyjesz tam?! - Krzyknęłam.
Nie usłyszałam odpowiedź. Czekałam jeszcze trochę, aż w końcu zwlekłam się z łóżka i otworzyłam drzwi od łazienki.
- Mówiłam do ciebie. - Ten się spojrzał na mnie. Wzięłam go za rękę i potrzebne rzeczy co miał wziąć z łazienki. Posadziłam go na łóżku i patrzyłam na jego twarz to na klatkę piersiowa. Dotknęłam delikatnie palcami jego klatki. - Oprzyj się wygodnie, może trochę zabolec, bądź zapiec. Bądź dzielny. - Uśmiechnęłam się słodko.
Zabrałam się za zmianę opatrunku. Wacikiem z płynem lekko przejechałam przez rany. Zerkełam na niego, siadłam na jego kolanach, zmieniałam opatrunek. Gdy już wszystko było opatrzone, usiadłam obok.
- Nie ma za co.
- Dzięki.
- To co teraz? - Zabrałam poduszkę i położyłam sobie pod głowę.
- Nie zawygodnie ci? Może coś podać.
- Oh byłoby cudownie. Miękko i wygodnie jest.- zachichotałam cicho.
Przez godzinę było no w miarę miło, eh i nagle ten humor. Wstałam założyłam buty, uśmiechnęłam się.
- Dzięki za jakąś odmianę w tym nudnym miejscu. To dam ci już odpocząć, em to miłego wieczoru. - Wyszłam czym prędzej. Nie zbyt umiałam nawet tak się żegnać.
Po powrocie do pokoju, wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i polozyłam. Bardziej siedziałam, otworzyłam okno i czekałam na kolejny dzień. - Ciekawe czy na dachu widać co jest za murem choć trochę. - automatycznie, założyłam bluzę i weszłam na gzyms, po którym wspinałam się na dach. Gdy już na nim byłam, ujrzałam parę osób. ~ Popularne miejsce. - Pomyślałam.
Spojrzałam w stronę muru i można było ujrzeć w oddali jakiś horyzont.
***
Obudziłam się po pietnastominutowym spaniu. Przekreciłam się na drugi bok wzięłam jeden z notesów i zaczęłam pisać...
- Ciekawe czy ktoś już próbował popalić to miejsce, ciekawe czy ktoś został wyrzucony, bądź czy do domu wrócił? Te pytania, było ich wiele.  Może ktoś mi na nie odpowie w końcu. - Leżałam i nie miałam sił wstać.

Ethian?

poniedziałek, 27 marca 2017

Od Ethian'a Cd. Leighton

Kilka dni minęło, zostałem uwolniony z męczarni, kilka wspomnień wróciło, ale jakoś to się ustabilizowało. Przynajmniej na jakiś czas. Szedłem korytarzem wracając z kontrolnego badania. Moje ciało było całe pokaleczone i poobijane. Musieli mnie raz na jakiś czas sprawdzić, czy wszystko jest w porządku, pierdolenie... Nie potrzebuje ich pomocy, nawet w tym stanie potrafię im dokopać. Szedłem zamyślony i poczułem naglę lekkie uderzenie o klatkę piersiową. Spuściłem wzrok. dojrzałem tylko czubek głowy, który momentalnie chciał mnie wyminąć. Złapałem osóbkę za dłoń. Stanęła w bezruchu, nie opierała się zatrzymaniu.
-Ty zawsze tak uciekasz? Co Leighton. - odwróciłem głowę w jej stronę.
-Może, czasem... A co Cię to? - spoglądała przed siebie.
-Dawno Cie nie było nigdzie widać, no w sumie mnie też.
-Tak jakoś, normalne to...
-Nie do końca.
-Ty też znikasz.
-Ale nie ze swojej woli.
-Co wyprawiałeś.
-Ja? Nic. Tydzień okładania i innego znęcania się. - poluzowałem uścisk, o dziwo nie uciekła.
-Mocno sobie przeskrobałeś.
-Jak nigdy dotąd. Dobra muszę spadać.
-Gdzie idziesz?
-Do siebie, czuję, że muszę zmienić już opatrunki. - ruszyłem przed siebie, w stronę męskiej części.
-Mogę pójść z Tobą? - zapytała z oddali. Na chwilę przystanąłem. Chwila zamyślenia. Mimo tej całej mojej agresji, jakoś dużo osób do mnie ciągnie. Westchnąłem...
-Chodź, przyda mi się ktoś do pomocy. - machnąłem ręką. Ruszyła, idąc cały czas krok za mną. Dziwne z niej osóbka, skryta i stojąca bardziej z boku. W szybkim tempie znaleźliśmy się pod drzwiami. Otworzyłem je i gestem zaprosiłem ją do środka. Wszedłem za nią i zamknąłem drzwi.
-Zaczekaj tu chwilę, skoczę tylko po coś do łazienki. Nie tykaj tylko alkoholu z półki, źle się po nim dzieje. - zniknąłem za drzwiami łazienki.


<:Leighton?>

Od Becci CD Ethiana

 Poszłam na poszukiwanie swojego pokoju. Ethian co prawda pokazał mi, gdzie jest skrzydło dziewczyn, ale stwierdził, że i tak nie wie w którym miejscu jest mój pokój, więc nie ma sensu, żeby się tam pchał.
 Kiedy przechodziłam przez korytarz, poczułam jak Kitek się ożywia. Zerknęłam przelotnie dookoła, ale nikogo tu nie było, jedynie rząd identycznych drzwi z plakietkami z nazwiskami. Eth mówił, że każdy pokój ją ma, nawet gdy Spectra dopiero co przyjeżdża.
 Podrapałam Daemona po łebku i poszłam dalej. Gdzieś na środku korytarza dopiero trafiłam na te właściwe, z moim imieniem. Ostrożnie weszłam do środka, nie pewna czego się spodziewać.
 Pokój jednak mile mnie zaskoczył. Nie był spartańską celą jak się spodziewałam, a zwykłą, nawet nie tak źle wyposażoną sypialnią. Było tu i łóżko, i fotel, i stolik, i łazienka...
 I moja walizka. Skąd oni ją mieli? Theo im ją dał?
 Zajrzałam do środka, przegrzebując się przez ciuchy i kosmetyki, aż trafiłam na coś ostrego. Syknęłam cicho i wyciągnęłam rękę. Chusteczką zrobiłam sobie prowizoryczny opatrunek, po czym ostrożnie wyjęłam ubrania, w których znalazłam okruchy szkła. Z lekkim wahaniem uniosłam na wpół spaloną bluzkę, jedną z nielicznych pamiątek, jakie wyciągnęłam z zgliszcz domu. Należała do Fi-fi, ale i tak częściej ja ją nosiłam.
 Pod zniszczonym materiałem zobaczyłam strzaskaną, szklaną ramkę ze zdjęciem mojej rodziny. Byliśmy tam całą ósemką z Daemonami. Spojrzałam na Seraphinę. Miała skórę niemal tak jasną jak ja, chociaż nie była albinoską. Za to włosy miała czarne i sięgające sporo za biodra. Nigdy nie pozwalała ich ścinać...
 Po krótkim namyśle wytrzepałam ciuchy za oknem i narzuciłam na siebie dziurawą bluzkę. W sumie więcej odkrywała więcej niż przykrywała, ale i tak miałam na sobie bandażowy "top", więc nie było widać niczego, czego nie trzeba było. Dodatkowo strój ten już oryginalnie był czarny, więc nie było widać nawet osmaleń.
 Kolejną rzeczą, którą zrobiłam raczej z przyzwyczajenia niż z potrzeby, było zamaskowanie wszystkich siniaków, szczególnie tych na twarzy. Przeczesałam jeszcze raz swoje włosy i splotłam, by Kitek miał swoje wygodne siedzonko przy podstawie warkocza.
 Nie mając pojęcia co dalej robić, zaczęłam włóczyć się po Strefie. Nie udało mi się jednak znaleźć niczego, czym mogłabym się zająć na dłużej niż pięć minut, szczególnie, że większość gier w sali rozrywek była co najmniej dwuosobowa. W końcu znudzona do granic możliwości trafiłam na siłownię. Widząc znajomego chłopaka wyciskającego ciężary na ławeczce, podeszłam i kucając, klapnęłam głową obok jego, zaskakując go, lecz nie na tyle, by upuścił sztangę.
 - Nudzę się - mruknęłam z policzkiem na ławeczce - Czy można tu robić coś ciekawego? Albo chociaż się z kimś pobić, cokolwiek?
Ethian?

wtorek, 21 marca 2017

Od Leighton cd Ethian

Po śniadaniu, wróciłam do pokoju, zamknęłam się w nim, zasłoniłam okna, przebrałam się i położyłam.
Przekręcałam się z boku na bok, cały czas ich widziałam. Jakby siedzieli na łóżku, uśmiechali się. Ale ich nie ma. Oni nie żyją.
- Czemu wy, czemu wy? Czemu.. - moje oczy robiły się mokre, wtuliłam się w poduszkę i pozwoliłam popłynąć łzom. Wstałam tylko żeby się umyć i leżałam dalej.
Przez parę dni siedziałam zamknięta w pokoju po ciemku, jak się budziłam to z płaczem, brałam leki i dalej śnił mi się ten sam sen czy raczej koszmar. Nie raz krzyczałam przez sen. Rhae był obok, próbował pomoc ale nie dał się i nie dało...
Po tygodniu, wyszłam z pokoju. Miałam kaptur, żeby nikt nie widział jak koszmarnie wyglądam. Nogi były zakryte,  ręce w kieszeni. Jak już udało mi się wziąć ze stołówki to co chciałam, usiadłam gdziekolwiek żeby zjeść.
- Siedzisz na moim miejscu. - Ktoś się za mną odezwał, ja jadłam dalej choć miałam tylko jakaś sałatkę, herbatę i jakaś potrawę wysoko odżywcza. Jadłam dalej choć nie czułam głodu.
- Głucha jesteś! - Tym razem podniósł głos, zostawiłam pokarm tyle ile zjadłam powinno mi wystarczyć. I bez żadnych słów, wyminełam go i poszłam do siebie.
Kolejne dni mijały, a ja byłam w czterech ścianach...

Ethian?

Od Ethian'a Cd. Leighton

Dzisiejsza noc była szalona, trochę szlajania się tu i tam, no i jeszcze Leighton z zachowaniem, którego nawet nie próbuję rozgryźć. Na samo śniadanie wybrałem się ciut później niż zwykle. Wszedłem do stołówki rozglądając się dookoła. Praktycznie pustka. Ostatecznie Leighton przybyłą przede mną, no i ktoś już z nią siedział. Powiedzmy, że problem mam z głowy. Wziąłem swoją porcje i zasiadłem w rogu sali."Może dzisiaj spędzę ten dzień w spokoju" - pomyślałem. Zacząłem pałaszować swoją porcję. Jak zwykle, smakuje tak samo. Nic nadzwyczajnego. Po chwili ktoś podszedł i stanął na przeciw mnie. Uniosłem wzrok ku górze. "Leighton" - przeszło mi w myślach. Spuściłem wzrok i wróciłem do jedzenia. Nadal nie odchodziła, cały czas stała,
-Co chcesz? - zapytałem, nie odrywając się od posiłku.
-Czemu się nie przysiadłeś? - przechyliła głowę.
-A po co? Już ktoś z Tobą siedzi, po drugie to jest moje miejsce. - przewróciłem oczami, na szczęście tego nie widziała.
-Ale możesz się przysiąść.
-Mogę, ale nie muszę, powtórzę się, to jest moje miejsce, a teraz dasz mi zjeść w spokoju?
-No dobra, okej, okej, już sobie idę. - uniosła ręce w geście poddania. Czasem mam dość wszystkiego, tak jak tego dnia. Już wiem, że nie będzie on za wesoły. Zjadłem szybko pozostałą część posiłku i jak najprędzej wyszedłem potrącając przy tym kogoś. Przeszkadzanie w posiłku to najgorszy początek dnia.

<Leighton?>

niedziela, 19 marca 2017

Od Ethian'a Cd. Rebecci

Najwidoczniej musiało być tam ostro, no ale dla takich jak my, siedzenie tutaj było równe z czekaniem na śmierć. Oni byli mili starali się nam "pomóc", gdzie najlepszą pomocą było by zostawić nas w spokoju. Oderwałem się od ściany i powolnym krokiem skierowałem się do budynku. Odprowadzić jeszcze mogę, skoro i tak idę do budynku. Wsadziłem dłonie do kieszeni. Droga powrotna zajęła tyle samo co przejście w tamtą stronę. Będąc przed wejściem do budynku zatrzymałem się.
-Dobra, na mnie już pora. - przeciągnąłem się mocno przy tym ziewając.
-Tak szybko? - przechyliła głowę w zdziwieniu.
-Nie ma co tu zbytnio robić, więc trzeba samemu wymyślać coś do roboty.
-A co ty takiego wymyśliłeś?
-Raczej nic odkrywczego, ale biegam i ćwiczę na siłowni, z formy wypaść nie mogę.
-Chyba by raczej odstawiać takie przedstawienia jak na śniadaniu. - uniosła brew.
-Nazywaj to jak chcesz, ja tym czasem idę po rzeczy i lecę na siłkę. - machnąłem ręką  i wyminąłem dziewczynę wchodząc do budynku. Skręciłem do sektora męskiego i tyle co mnie było widać. Zniknąłem za drzwiami swojego pokoju. Rozejrzałem się po nim. Nadal tak samo... Wziąłem paczkę leżącą na stoliku i wyciągnąłem z niej papierosa. Szybko dorwałem zapalniczkę i opaliłem. Zaciągnąłem się, przytrzymałem dym w płucach i wypuściłem go. -Czas szybko zgarnąć te rzeczy i wybyć. - powiedziałem w myślach. Złapałem za torbę i wyszedłem z pokoju. Skręciłem w lewo i prosto na siłownię.
Na samej siłowni było pusto. Ciężko mi było kogoś tutaj spotkać, raz, może dwa się tylko zdarzyło. Poszedłem do przebieralni, przebrałem się i wróciłem do sali. Kilku minutowa rozgrzewka, nie mogłem o niej zapomnieć. Nawyki z treningów zawsze pozostawały. Po krótkiej serii rozgrzewkowej przyszła pora na główną część atrakcji.

<Rebecca?>

sobota, 18 marca 2017

Od Caroline cd. Ethiana do Charlie

Ta informacja niezbyt mnie zaskoczyła. Co prawda nie pamiętałam z tamtego wieczoru nic, pomijając niektóre urywki. Zważywszy na to, że Ethian jest porywczy, wiadomość o kolejnej próbie pozbycia się człowieka Margaret nie spowodowała we mnie żadnego mocniejszego uczucia. Inaczej jednak było u Leo, w którym mieszała się złość, ból i opiekuńczość. Miłość. Coraz bardziej dociera do mnie, że chyba wolałabym nie odczuć tego w swojej duszy. Nie mogłabym kochać i chcieć zabić drugiego człowieka za osobę, która dla mnie była wszystkim.
-To nie jego wina - skrzyżowałam ręce na piersi, stojąc tuż za łóżkiem szpitalnym.
Chłopak nie poruszył się, ale jego spojrzenie padło na jakiś punkt obok mnie. Wyprostowałam się, napinając obolałe mięśnie pleców i ramion. Czy było to mimowolnie czy też świadomie, nie ważne. Zaczyna się przemiła konwersacja.

piątek, 17 marca 2017

Od Leighton cd Ethian

- To się chowaj, a nie gadasz. - Schowałam się za drzewem, rzucając coś na kształt kamyka w jakąś stronę. Oni poszli w tamtym kierunku zamiast w naszym. Gdy było w miarę pusto ruszyłam naprzód. Choć było ciemno, światło księżyca oswietlało większość dtogi. Podskoczyłam lekko gdyż usłyszałam szmer za sobą. Stanęłam w miejscu, nie mogłam się ruszyć. Powoli się odwróciłam i zobaczyłam Ethiana.
- Możesz mnie nie straszyć, prawie na zawał padłam!  - Cicho krzyczałam na niego.
- To wróć do pokoju jak się boisz. - Fuknęłam na niego, odwrociłam się na pięcie i poszłam dalej.
Dotykałam powierzchnią dłoni zimnego muru. Jest gładki i twardy. Może to oczywiście.
- Czemu przyszedłeś? - Wyrwało mi się
- Chciałem zapalić, akurat byłaś obok. - Patrzyłam przed siebie,  słuchając jego głosu.
- Aha, ciekawe.. Która godzina?  - Chciałam nawiązać jakąś rozmowę, bo w sumie całe dwa razy na niego wpadłam, a potem do pokoju zaprosiłam. Trochę głupio...
- Jest 3:40. A co, chcesz wracać? - Myślałam nad odpowiedzią, czy ja chcę wracać czy lepiej zostać...
- Nie, wolę jeszcze zostać. Jeśli ty chcesz to możesz już wrócić - uśmiechnęłam się leciutko, wątpię że zauważył. - Choć wolę żebyś jeszcze został. - Te ostatnie słowa powiedziałam szeptem ledwo słyszalnym dla kogokolwiek.
- To ja będę się zbierać. Pa. - Odprowadzałam go wzrokiem.
- I tyle go było. - Weszłam na górkę i położyłam się na trawie. Przymknęłam oczy na chwilę, zasnełam.
- Mała pobudka. - Gdy usłyszałam czyiś głos, zerwałam się i chyba o coś się zderzyłam.
- Ała, Ethian nie strasz. - Fuknęłam na niego.
- Skąd wiedziałaś, że to ja? - Podniosłam głowę patrząc na niego.
- Bo ładnie pachniesz i ty masz takie charakterystyczne mięśnie. -Zaśmiałam się na te słowa. Podniosłam się i otrzepałam. Słońce powoli wstawało.
***
Gdy już byłam po prysznicu oraz ubrana w świeże ubrania,  zeszłam na dół do stołówki. Robiło się tłoczno powoli. Wzięłam sobie dość duże śniadanie. Wypatrzyłam miejsce w rogu gdzie był półmrok. Usiadłam i zaczęłam jeść wraz z tabletkami. Można więc rzec, że na stołówce przesiedziałam blisko dwóch godzin.
Poczułam się obserwowana. Gdy podniosłam głowę znad miski, jakiś chłopak mi się przyglądał. Wystawiłam tylko język i już miałam się odwrócić, ale widziałam w kąciku jego ust lekki uśmiech.
- Nie wystawia się języka. - Ktoś usiadł na przeciwko
- Jak ktoś się lampi,  to czemu nie. - Popijałam sok.

Ethian?

czwartek, 16 marca 2017

Od Becci cd Ethiana

 Jeszcze raz zadarłam głowę, by spojrzeć na Etha, ale weszłam do środka. W sumie nie wiem czego się spodziewałam. Narzędzi tortur na ścianach? Trofeów w postaci trupów Daemonów?
 Zamiast tego znalazłam się w błękitnym korytarzu. Ta łagodna, pastelowa barwa wydała mi się tak bardzo nie na miejscu, że miałam ochotę rozwalić ściany. To było piekło, a nie jakiś cholerny ośrodek wypoczynkowy, tu bawiono się ludzkim życiem, nawet jeśli Spectr nie uważano za ludzi. Bardziej za dziwadła.
 Weszłam ostrożnie przez uchylone drzwi. Trafiłam na coś, co wyglądało jak pokój rozrywki z telewizorem, komputerami i różnymi grami. Była tu też małą siłownia. Czyli tak wypoczywali naukowcy pomiędzy swoimi "badaniami"...
 Na kanapie siedziała ciemnowłosa dziewczyna. Gdy mnie zobaczyła, natychmiast poderwała się i z radosnym uśmiechem podeszła do mnie. Miała może z siedemnaście, osiemnaście lat i wyglądała nawet na miłą, ale potem zobaczyłam plakietkę na jej piersi, na widok której poczułam jak żółć podchodzi mi do gardła. Alex, praktykantka.

 Ciekawe czego praktykantka. Mordowania? Manipulacji i wmawiania ludziom, że Spectry są najgorszym złem, jakie chodziło po ziemi?
 - Witaj! Jestem Alex, a ty Rebecca Martinez, prawda? Twój Daemon do wiewiórka? Jesteś nowa, tak? Doktor Hersey dała mi dzisiaj twoją dokumentację. To niesamowite, że twój Daemon jest albinosem, jak ty! - zasypała mnie gradem słodkich i nazbyt entuzjastycznych słówek - Jak dobrze, że w końcu do nas trafiłaś, masz szansę na wyleczenie się z tej okropnej choroby! - zaszczebiotała, a ja z trudem powstrzymałam się od rzucenia się na nią z pazurami. Nie jestem chora! To ona tu jest psychopatką, która chce zabijać ludzi i rozdzierać ich dusze, bo nie są tacy jak ona!
 - Szukam pewnej osoby. Spectry imieniem Seraphina Martinez - wcięłam się w jej wypowiedź lodowatym głosem.
 - Och, to ktoś z twojej rodziny? Niestety nikogo takiego tu nie ma, dziś przeglądałam dokumentację i jedyną osobą o takim nazwisku jesteś ty...
 - A Catalina Katherine? Rosalie Watson? Bethana Cooper? Molie Holmes? - zapytałam, mając nadzieję, że rozpozna któreś z nazwisk.
 - Niestety. A może opiszesz mi kogo szukasz?
 - Wysoka, ma nieco ponad metr osiemdziesiąt pięć, czarne włosy i ciemne oczy - odparłam. Kobieta zamyśliła się na chwilę.
 - Może chodzi ci o Selene Martin? Trafiła do Strefy jakiś czas temu - od razu odrzuciłam ten pomysł. Może i pasowała do opisu, ale Fi-fi nigdy nie wybrałaby nazwiska tak podobnego do prawdziwego. Ani tym bardziej imienia o takich samych inicjałach. - Przykro mi, że nie mogłam pomóc, ale nie martw się, na pewno niedługo też tu trafi i dostanie szansę na wyzdrowienie. A ty znajdź kogoś, kto wskaże ci twój pokój. Jestem pewna, że któryś z ochroniarzy z chęcią ci pomoże
 Po tych słowach zacisnęłam usta i bez słowa obróciłam się na pięcie. Wyszłam trzaskając drzwiami pokoju, a potem wejściowymi. Ethian uniósł brew, widząc moje zachowanie.
 - Trafiłaś na rudą? - zacisnęłam pięści - Co tym razem wymyśliła?
 - Nie była ruda i była praktykantką. I obiecała mi, że moja siostra tu wyląduje, by "dostać szansę na wyrwanie się ze szponów tej okropnej choroby" - wywarczałam - Oprowadziłbyś mnie?
 Blondyn wzruszył lekko ramionami i odepchnął się od ściany. Westchnęłam, zastanawiając się o co w takim razie chodziło Kitkowi. Czyżby miał omamy?
Ethian?

Od Ethian'a Cd. Caroline

Złapany i zaciągnięty na siłę szedłem wraz z Caroline. Mogła by chociaż być trochę bardziej delikatna, dopiero co wyszedłem z tej katowni. Zrównałem z nią krok, by przestała mnie ciągnąć. Sądząc po kierunku, w którym idziemy, kierujemy się do szpitala, lub czegoś mu podobnego. Caroline nie zwalniała tempa, niemal gnała przed siebie. Gdyby mogła, to staranowała by każdego po drodze. Wyjęła telefon i napisała coś, pewnie sms do kogoś. Muszę sobie przypomnieć co zaszło wtedy. Kilka minut później dotarliśmy pod blok szpitalny. Caroline z hukiem weszła do środka, ledwo udało mi się wejść za nią. Złapała pierwszego lepszego doktora i wręcz z rządzą mordu zapytała o Charlie.

Od Ethian'a Cd. Rebecci

-Ja Ci na pewno nie powiem. - odpowiedziałem wchodząc po schodach. Biegania na dzisiaj mi wystarczy. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę. Lekko zdziwiona moją osobą. No co? Przecież mogę tu być.
-Zaskoczyłeś mnie.
-Jak się siedzi na środku schodów, to wszystko może być zaskoczeniem, jestem po treningu, więc wracam przez budynek. - wyminąłem zwinnie dziewczynę. -Idziesz czy masz zamiar siedzieć tutaj dalej? - dodałem.
-Już już, poczekaj chwilę. - wstała.
-No więc, co takiego się stało, że płakałaś?
-Wcale nie płakałam! - parsknęła oburzona.
-Dobrze widzę, że płakałaś, mnie nie oszukasz.
-Niech Ci będzie, chodzi o tę osobę co pytałam. Ten maluch cały czas o niej majaczy, czuje jej zapach. - wskazała na małe stworzonko na włosach.
-Jeżeli ją czuję to coś jest nie tak, może spytaj się osób nas tu trzymających.
-Nie wiem, gdzie miałabym iść.
-No dobra zaprowadzę Cię pod ich drzwi. - odwróciłem się na pięcie i ruszyłem.
-Dzięki. - zawróciła za mną. Cofnęliśmy się na schody i zeszliśmy nimi na niższe piętro, potem głównym wyjściem na dziedziniec. Stamtąd ruszyliśmy do budynku znajdującego się nieopodal. Droga nie trwałą długi, kilka minut i byliśmy już u drzwi. Dziewczyna otworzyła drzwi i weszłą do środka. Nie uczyniłem tego, mogło to sięźłe skończyć.
-A ty nie idziesz dalej?
-Nie mam zamiaru wchodzić dalej. Mówiłem, że odprowadzę Cię tylko do drzwi, zaczekam tutaj.
-A jak znajdę dalej, gdzie mam się udać?
-Zapytaj, sam do końca nie wiem, nie przepadam za tym budynkiem. - oparłem się o ścianę i zamknąłem oczy. Drzwi obok zamknęły się.

<Rebecca?>

środa, 15 marca 2017

Od Leo CD Charlie

Gdy dziewczyna stanęła za mną i zaczęła pozbywać się swojej górnej części garderoby, wiedziałem, że coś knuje.
- Co ty robisz ? - zapytałem unosząc brwi.
- Będę brała kompiel - w tej chwili na podłogę udał się jej biustonosz. Wylądował koło koszulki - A ty razem ze mną - dodała po chwili. Uśmiech dziewczyny był na prawdę szeroki. W jej oczach za to można było dostrzec zafascynowanie oraz szczęście.
Odwróciłem się w jej stronę opierając się o umywalkę i krzyżując ręce na piersi.
- Czyżby ? - zapytałem lekko unosząc prawą brew.
- Mam taką nadzieję, że się zgodzisz - rzekła i przejechała dłonią po moim lewym policzku, udając się na bark.
- Dwa razy namawiać mnie nie musisz - mruknąłem po czym położyłem swoje dłonie na jej biodrach i przyciągnąłem ją lekko do siebie.
Następnym moim krokiem, był pocałunek. Po tej niebiańskiej chwili pozbyłem się bielizny i wszedłem wraz z Charlie do wanny.
Dziewczyna na początku chciała siedzieć na przeciwko mnie.
Oj nie. Nie godzę się.
Jednym płynnym ruchem przyciągnąłem ją do siebie.
Siedziała mi dokładnie na kolanach. W każdej chwili mogła się wygodnie oprzeć o mnie.
Tak też uczyniła.
Ja w tym czasie przejechałem delikatnie i zmysłowo po jej nodze.
- Leo - usłyszałem cichy szept dochodzący z jej ust.

***

Gdy wyszliśmy z wanny, gdzie woda już nie należała do najcieplejszych, w porównaniu do naszych ciał, przepasałem się  ręcznikiem. Dziewczynę za to okryłem miękkim materiałem, gdyż wziąłem go prosto z szafki.
- Idź do łóżka. Dołączę zaraz - wyszeptałem opierając głowę o jej czoło i trzymając końcówki materiału.
Szybko ją pocałowałem i popatrzyłem jak ta znika za drzwiami.
Zebrałem bieliznę po czym odłożyłem ją na kosz z rzeczami do prania. Wyszedłem z pomieszczenia i dołączyłem do dziewczyny, która była przykryta po szyję a jej biały puchaty materiał leżał na krześle, a na nim ułożył się Draven.
Wchodząc pod kołdrę również pozbyłem się ręcznika.
Charlie oparła głowę o moje ramię i zaczęliśmy rozmawiać. Dyskusje trwały długo, gdyż zadnemu z nas nie chciało się spać.
W pewnym momencie doszło do rozmowy typu "udowodnisz ?"
Siwowłosa nie chciała wierzyć w moje słowa, więc jednym sprawnym ruchem znalazłem się nad nią.
- Nadal będziesz się sprzeczać ? -zapytałem opierając się tylko na łokciach.
Ona tylko pokiwała energicznie głową.
Z uśmiechem na twarzy zbliżyłem usta do jej ciała i wykonałem jej kilka malinek. Ona nie była dłużna. Zostałem również naznaczony.
Rozmawialiśmy jeszczę chwileczkę, po czym udaliśmy się w objęcia mofeusza.
Wstałem wcześniej po czym udałem się do siebie, zrobić poranną toaletę i się przebrać. Następnie ruszyłem do Paxa. Niestety muszę się pokazywać raz na jakiś czas, bo mam zbyt durne pomysły.
Spędziłem resztę czasu sam ze sobą.
Sam Sanczes kazał mi zostać, bo stwierdził, że ma dość.
Z Charlie spotkałem się dopiero wieczorem. Zostałem zaproszony na piwo. Nie byłem przekonany co do tego pomysłu.
Ile ja już nie piłem ?
Ostatni raz było wtedy gdy z Sebastianem poznawaliśmy dziewczynę.
Popatrzyłem w te oliwkowe oczy z pytaniem.
- Rób sobie co chcesz, mam to gdzieś - po fakcie zorientowałem się, że nigdy nie mam robić tego co chce, a szczególnie jak mówi ci to ukochana osoba.
Ja się nie połuchałem...

***

Gdy Charlie zniknęła za drzwiami łazienki, to nagle Ethianowi zachciało się do kibla. No przepraszam, ale ja cię tam kolego nie wpuszczę. Szczerze trzymałem się ledwo ale wiem co mówiłem. Przynajmniej co drugie słowo.
Eth, stwierdził, że się wyleje na korytarzu a my z Caroline zrobimy sobie wycieczkę, gdzie będziemy śpiewać coś pod nosem.
Nie minęła chwila, a z pomieszczenia wybiegła Charlie i próbowała nas cofnąć. Wiem, że powiedziałem do niej, że jest paskudna. Co mnie wtedy napadło, to ja nie wiem. Wina alkoholu.
Gdy udało się jej nas wepchnąć do pokoju, ja z miejsca wyruszyłem do kibla.
Rzygałem jak kot. Miałem dość a czułem, że żołądek wywraca mi się w każdą stronę. W końcu stwierdziłem, że zrobie to na twixa i będzie po problemie. Tak też uczyniłem.
Po tym czynie umyłem dokładnie dłonie i przemyłem twarz chłodną wodą.
Uniosłem wzrok aby zobaczyć siebie w lustrze, ale za moimi plecami stał mundurowy, który mnie ogłuszył.

***

Siedzę od czterech dni w jednym miejscu. Czuję pustkę. Nie mam pojęcia co się stało. Moja wiedza jest taka, że siedzę tutaj za zakłucanie porządku.
Cholernie chcę się dowiedzieć jak reszta skończyła. Czy też mają izolatkę, a może już wyszli. Nie wiem.
Kolejne dni płynęły nie ubłagalnie. Ja zacząłem wyglądać jak nieszczęście. Zarosłem i gdy patrzyłem w lustro miałem dość siebie.
Dostawałem posiłki do izolatki, jednak one nie znikały. Piłem tylko wodę a strażnik zawsze odbierał ode mnie tace z kupą jedzenia.
Gdy już w końcu mogłem wyjść i się nacieszyć wolnością, zatrzymali mnie ponownie.
Eh, no tak. Pax...
Wchodząc do gabinegu znałem jego formułkę na pamięć.
"Jak się trzymasz, oszczędzsz się ? Bla bla bla..."
Siedząc na kozetce mężczyzna patrzył tym razem na mnie ze smutkiem i... współczuciem ?
Nie zdążyłem mu zadać pytania, a na mój telefon przyszła wiadomość.
Była to notatka od Caroline.
Chodziło o Charlie.
Przeleciałem tylko przez tekst wzrokiem i wziąłem głęboki wdech.
- Gdzie ona jest ?! Co z nią ?! - chwyciłem za kitel lekarza i przydusiłem do ściany.
- Z jakiej paki nie powiedziałeś mi wcześniej ?!
Byłem wściekły... na samego siebie, gdybym nie pił, może by do tego nie doszło.
- Jak mnie postawisz. To cię zaprowadzę - rzekł cicho.
Delikatnie puściłem jego ubranie i czekałem niecierpliwie.
Ruszyliśmy w stronę intensywnej terapii. Cholera.
Wiedziałem gdzie iść. Instynktownie pobiegłem do jednego z pomieszczeń. Trafiłem w dziesiątkę.
Na łóżku leżała siwowłosa.
Skierowałem się w stronę krzesła.
Mój skarb, moja nadzieja i miłość... a teraz ona cierpi. Dlaczego kurwa musiało ją to spotkać.
Po chwili przyszedł Pax i wyjaśnił, że została postrzelona i jest a śpiączce. Na dodatek nie wiedzą kiedy się obudzi.
Chwyciłem jej chłodnawą dłoń i przyłożyłem do swoich ust.
- Będzie dobrze, musi być... - szepnąłem - kocham cię i nie chcę ponownej utraty - dodałem po chwili, patrząc na śpiącą drobną istotę podłączoną pod różne aparaty...

Charlie ?
Chujnia z patatajnią :( przepraszam (równy 1000)

Od Caroline cd. Charlie do Ethiana

W pewnym momencie poczułam się okropnie. Jakby wszystko wróciło i przez chwilę moja głowa zaczęła znowuż normalnie pracować. Niestety, było to krótkotrwałe uczucie gdyż ból rozniósł się po całej czaszce. Mogłam darować sobie tą ostatnią butelkę. A to wszystko wina tych idiotów. Jak już się rozkręcili to końca nie było widać. Oparłam się o ścianę, czując jak nie potrafię utrzymać równowagi i zjechałam po gładkiej powierzchni siadając na tyłek. Zwiesiłam głowę, zamykając oczy. Wydawało mi się, że słyszę coś w rodzaju ogromnego huku na korytarzy, który spowodował u mnie narastający niepokój. Ale nie byłam w stanie ruszyć nawet jednej części swojego ciała. Słuch płatał mi figle, a wzrok w tym wypadku mógł zejść na podrzędne stanowisko reszty zmysłów. Nie wiem ile czasu minęło od tamtej chwili. Usłyszałam tylko otwieranie drzwi i próbując utrzymać opadające powieki, zobaczyłam tylko czarne, rozmazane mundury, zbliżające się w moją stronę. Chłód czyjeś dłoni, łapiącej mnie pod ramię rozszedł się po całym moim ciele, pomimo zawartych promili w swojej krwi. Rozgrzana skóra zaczęła jakby piec. Postać z łatwością postawiła mnie na nogi, które zaczęły delikatnie zaczęły się trząść. Jakbym ich nie czuła. Było mi niedobrze, ale jeszcze gorzej zrobiło się gdy kątem oka zobaczyłam na podłodze plamę krwi. Moje brwi opadły, a usta delikatnie rozchyliłam. Nie wiem jakim cudem udało mi się wyrwać z objęć drugiej osoby, ale chwiejnym krokiem podeszłam do szkarłatnej kałuży. Jeden, nieuważny krok spowodował zachwianie i upadłam na kolana, z trudem utrzymując się na dłoniach by całkowicie nie legnąć na podłodze. Moje palce jakby posiadając własną świadomość dotknęły krwi. Cały film urwał się, gdy ktoś znowuż chwycił mnie i uniósł ku górze.

wtorek, 14 marca 2017

Od Ethian'a Cd. Leighton

Dzisiejszej nocy nie mogłem zasnąć. Przewracałem się z boku na bok. Nie odczuwałem nawet zmęczenia, ale działo się tak raz na jakiś czas, więc nie przejmowałem się tym. Chociaż nie ukrywam, denerwowało to czasem. Leżenie bez celu i próbowanie by zasnąć. Spojrzałem na godzinę, dochodziła pierwsza. "No super, idę zapalić", powiedziałem w myślach. Westchnąłem i wstałem z łóżka. Podszedłem do szafki i wziąłem z niej paczkę papierosów i zapalniczkę. Otworzyłem okno i usiadłem w nim. Mam gdzieś, czy jakiś strażnik mnie zobaczy, nadal jestem w pokoju, więc niech się ciągną. Księżyc dzisiaj mocno rozświetlał okolicę. Nic dziwnego przy pełni. Siedziałem tam już kilka dobrych minut i nadal nie chciałem wracać do łóżka. I co tu zrobić. Może wyskoczę na mały spacer. Albo spędzę tutaj noc i gapiąc się na debilnych strażników łażących co chwilę. Szelest z krzaków przykuł moją uwagę. Czyżby ktoś się wymknął. Po chwili wyszła z nich dziewczyna. Intuicja mnie nie zawiodła. Nowa... Przeszło mi przez głowę. Uniosła głowę w moją stronę. Dostrzegła mnie. Czyli czeka mnie rozmowa jako rozrywka.
-Nie powinnaś się tak szlajać po nocy. - zacząłem.
-Co ty taki opiekuńczy nagle.
-Nie jestem, tylko mówię Ci jak jest.
-A co mi się może tutaj stać.
-Pomyślmy, izolatka, kara cielesna, rozłączenie. - mówiłem zlewając na wszystko wokół. -Coś jeszcze? - dodałem.
-Nie trzeba, dam sobie radę.
-Czy aby na pewno?
-Nadchodzi już kilku strażników, lepiej się na chwilę schowaj.
-Nikogo przecież nie widzę.
-Ty nie, ale światło latarki zza rogu mówi wiele.

<Leighton?>

poniedziałek, 13 marca 2017

Od Rebecci cd Ethiana

 Ethian pomachał mi ręką, po czym poszedł zostawiając mnie samą. Westchnęłam, przejeżdżając dłonią po twarzy. No tak, zostaw mnie samą w miejscu, którego kompletnie nie znam. Mógł chociaż trochę mi o tym powiedzieć, bo o tym jak traktują tu Spectry dowiedziałam się już dawno - Theo nie był zbytnio łagodny, opowiadając o tym. Uwielbiał mi grozić, że kiedyś tam mnie wyśle.
 Chociaż nigdy nie myślałam, iż spełni swoje groźby. Nie wszędzie można znaleźć Spectrę na tyle naiwną i słabą, by zrobić sobie z niej dziewczynkę na posyłki.
 Jedno było pewne - jeśli kiedykolwiek się stąd wydostanę, załatwię sobie jakąś broń i utłukę dziada. Nie pozwolę, by zrobił coś takiego jakiejkolwiek jeszcze dziewczynie.
 Moje wspaniałe fantazje o zamordowaniu Theo przerwał Kitek, wiercący się w moich włosach. Zeskoczył mi na ramię i wbił mi swoje maleńkie pazurki w ramię.
 - Ał! - pisnęłam, omal go nie zrzucając. Złapałam go w rękę i podniosłam do twarzy - Co ty sobie wyobrażasz?!
 Pręgowiec zeskoczył z mojej ręki, zanim zdołałam go powstrzymać i śmignął przed siebie. Pobiegłam za nim czym prędzej, by nie oddalił się zbyt mocno. Chociaż z łatwością mogłam go dogonić, to złapanie było inną kwestią. Gryzoń wyślizgiwał mi się przez palce, ilekroć usiłowałam to zrobić. Udało mi się to dopiero na schodach, bo ze stopniami akurat miał problem.
 - Oszalałeś? - zapytałam, siląc się na spokój. Nienawidziłam, gdy tak uciekał. Anikitos jednak miał inne plany. Ciągle podsyłał mi obrazy mojej siostry i jej zapach. Zacisnęłam zęby. To samo chciałam zrobić z dłońmi, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam, przypominając sobie o Daemonie. Mogłam go przypadkiem skrzywdzić - Przestań! - krzyknęłam - Ona nie żyje, rozumiesz?! Czujesz jej zapach, ale skoro Eth twierdzi, że jej tu nie ma, to znaczy, to znaczy... - nie potrafiłam skończyć, z trudem nabierając powietrza. Upadłam na kolana, przyciskając stworzonko do piersi i szlochając - Zabili ją... moją małą siostrzyczkę...
 Nie wiem jak długo tam byłam, zanim usłyszałam kroki. Jednak nie ruszyłam się, nawet gdy usłyszałam głos, który skądś mi się kojarzył, ale moja na wpółprzytomna ze zmęczenia głowa nie chciała go rozpoznać.
 - Twoja mała przyjaciółka jest smutna - uniosłam oczy, usiłując dojrzeć do kogo mówi, skoro słyszałam tylko jedne kroki, ale ledwo widziałam przez łzy. Mignęła mi się jedynie wysoka postać ze strasznie długimi, czarnymi włosami, która praktycznie bezszelestnie wchodziła po schodach, nucąc coś pod nosem.
 Przetarłam oczy jedną ręką, pociągając nosem i spoglądając chłopaka przed sobą. Patrzył na mnie z góry z dziwną miną. Odgoniłam łzy i uśmiechnęłam się, jakbym w ogóle wcześniej nie płakała. W kłamaniu i udawaniu miałam akurat wprawę. Jedyne co było nie do ukrycia aktualnie to czerwone, zatarte oczy, ale na to nie miałam chwilowo wpływu.
 - Kto to był? - spytałam, po chwili krępującej ciszy.
Ethian?

Od Ethian'a Cd. Rebecci

Pytanie mnie o osoby to nie był dobry pomysł. Samotnik taki jak ja, który osoby, które kojarzy, bądź zna może policzyć na jednej dłoni. Wytężyłem  umysł, może kiedyś taką osobę spotkałem, gdzieś mi przecięła drogę. Trudno było dość do tak odległych myśli. Mimo iż wiedziałem, starałem się choć trochę temu zaprzeczyć.
-Niestety raczej jej nie ma, aczkolwiek mogę się mylić. - serce podpowiadało mi te słowa. - Jestem typem samotnika i łobuza, znam tylko kilka osób, a nawet jak bym chciał ją znać z widzenia, to problemem jest izolatka do której co chwilę trafiam. - dodałem.
-Ktoś taki jak ty i izolatka? Widziałam co mu zrobiłeś.
-Radziłem sobie z niejednym, ale po chwili paralizatory i środki uspokajające w ruch. - wziąłem kęsa.
-Mówisz nieczysta gra.
-W rzeczy samej.
-A powiedz mi tylko jedno, co z nim teraz?
-Jak ktoś wezwał kogoś, to przyjdą go zabrać. - wzruszyłem ramionami.
-A co z Tobą? - zabrała się za jedzenie.
-Jak nie nakablowali to nic, póki się nie obudzi i nie przypomni.
-Widzę, niezbyt się tym przejmujesz.
-Bo nie mam czym, trzymają nas tu jak zwierzęta, a sposób, w jaki ja tutaj dotarłem, jest zdeczka inny od normalnego. - pogrymasiłem nosem. Resztę posiłku zjadłem w ciszy, jakoś temat skończył się szybko, a ostatnie słowa mogły wzbudzić trochę niesmaku do placówki. Wstałem z miejsca i odniosłem tacę. Chwile po mnie zrobiła to Rebecca. Nie wiem czemu, ale nie ciągnie mnie jakoś mocno do innych osób, więc samoistnie nie posiadam większych potrzeb by rozmawiać, chyba że sami podejdą. Może nie tyczyło się to tylko jednej osoby, ale tak to już jest. Machnąłem ręką w jej stronę i wyszedłem z pomieszczenia. Udałem się do swojego pokoju. Przebrałem się w coś cieplejszego i wyszedłem na dziedziniec. Urozmaicę trochę sobie dzień bieganiem, chociaż rano to i tak było lepsze. Tylko by nie wpaść na byle kogo, bo może się to źle dla tej osoby skończyć. Westchnąłem i zacząłem bieg wokół budynku.

<Rebecca?>

niedziela, 12 marca 2017

Od Charlie C.D Ethiana Do Caroline

Z zaciekawieniem spojrzałam na szmaragdową butelkę, która wylądowała w dłoniach Liona. Była pełna, jeszcze nie odkorkowana. Chłopak skierował na mnie błagalny wzrok, jak szczeniak, proszący o kość. Doskonale wiedziałam co mu chodzi po głowie.
- Rób sobie co chcesz, mam to gdzieś. – uniosłam dłonie do góry w geście poddania, po czym wygodnie usytuowałam się nieopodal drzwi wejściowych. Ethian, korzystając z okazji przycupnął obok bruneta. Dostrzegłam chwilę zawahania w jego ruchu, lecz już po chwili cała trójka zaczęła podawać sobie butelkę. Kiedy Caroline wyciągnęła w moją stronę dłoń z wysokoprocentowym napojem, odmówiłam. Ktoś musi zostać przy zdrowych zmysłach. Widocznie obrażona, prychnęła coś pod nosem, po czym dosiadła się do chłopaków, a raczej wcisnęła się z tyłkiem pomiędzy nich. Zielona butelka szybko wylądowała pod ścianą, omal nie roztrzaskując się w drobny mak. Na moje szczęście –siedzącej na ziemi istoty, narażonej na krzywdę, rozbiła się ona tylko na pół. Szyjka poleciała gdzieś pod komodę.

Od Charlie C.D Leo

Kiedy objął mnie swoimi ramionami, czułam, że bez żadnej obawy, mogę w nich utonąć. Cicho zamruczałam na jego słowa, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Gdyby nie to, że nie było mu wolno, już zażyczyłabym sobie przenos do łóżka w jedną stronę. Muskając wargami skórę na jego szyi cicho wyszeptałam.
- Bez Ciebie jakoś sobie nie radzę ze spaniem. Chyba mnie już przyzwyczaiłeś. – uniosłam kąciki ust, przejeżdżając dłonią po jego klatce piersiowej.
- Wystarczy jedno słowo i jestem cały twój. – wyszeptał zmysłowo, prosto do mojego ucha. Po całym moim ciele przeleciały dziwnie przyjemne ciarki.

Od Ethian'a Cd. Caroline Do Charlie

Ja nie dam rady? Ewidentnie mnie podpuszczali. Fakt faktem szybko potrafię się wkurzyć, ale nie zwracam uwagi na to, by się powstrzymywać, tutaj nie mam takiej potrzeby.
-Mówisz jeden dzień? - przyłożyłem szklankę do ust.
-Tak, tyle to wystarczająco za dużo. - oznajmiła.
-Więc stoi, przyjmuję wyzwanie. Jeden, calutki dzień z Tobą.
-Jesteś tego świadom, że przegrasz.
-Pożyjemy, zobaczymy. Tylko kiedy zaczynamy, bo zapewne nie jutro.
-Poniedziałek?
-Pasi. - upiłem kolejny łyk. Już czułem smak zwycięstwa. -Więc o co się zakładamy? - dodałem.
-Przegrany usługuję wygranemu. - zasugerowała Charlie.
-A przez ile?
-Dwa dni wam starczą. Jesteście nadal tego pewni?
-Oczywiście - wypowiedzieliśmy w tym samym czasie.
-No to widzę, że macie tutaj randkę - odezwał się Leo. W sumie pierwszy raz.
-To nie jest randka! - znów zgraliśmy się w czasie.
-I jacy zgodni. - starał się dogryźć.
-No już już, nie dokuczaj im. - powiedziała Charlie, łapiąc go za rękę i przyciągając do siebie.
-W ogóle zauważyłam, że Et pod wpływem jest milszy, nie sądzisz Charlie?
-Masz rację. - zaśmiała się.
-Ekhm, ja tu nadal jestem. - burknąłem lekko oburzony.
-I całe szczęście, że tutaj, z nami.
-No, pewnie byś się gdzieś teraz szlajał, albo był w izolatce. - przytaknęła Caroline.
-Ile ty już tam byłeś?
-Praktycznie codziennie. - Leo uniósł brwi zdziwiony.
-A ile tu jesteś?
-Może miesiąc, nawet nie pamiętam.
-Twardy z Ciebie zawodnik. - zgodziłem się z nim.
-Nie pozwolę się podporządkować, przynajmniej nie im. Wiecie co, nie tylko Caroline kitra coś po kątach. To tam na półce to słabe napoje w przeciwieństwie do tego co zaraz spróbujecie. - wstałem z fotela i chwiejnym krokiem podszedłem do drzwi od łazienki. - Zaraz wracam. - wszedłem do środka i zamknąłem drzwi. Otworzyłem szafkę i zza sterty ręczników wyciągnąłem butelkę.. Zamknąłem wszystko i wróciłem do reszty. Rzuciłem nią w stronę Leo. Energicznie ją złapał. Całe szczęście. Była by szkoda zmarnować taki trunek.
-Pochodzi on z moich rodzinnych stron. Produkują go tam. Pijcie. - zasiadłem z powrotem w fotelu.
-Jak udało Ci się tutaj przemycić coś takiego?
-Nie przemyciłem, sami mi te wszystkie alkohole tutaj przytargali. Pochowane w moich rzeczach.
-Kitrałeś alko gdzie się dało?
-Na czarną godzinę zawsze gdzieś coś czekało, a że trochę z tego jakoś tutaj dotarło to jest sukces, Ta butelka to jedyna jaka tutaj dotarła.

<Charlie?>

sobota, 11 marca 2017

Od Caroline cd. Charlie do Ethiana

Nie dałam rady usiedzieć długo w fotelu. Zresztą jak na mnie i tak siedziałam dosyć spokojnie, upijając co jakiś czas czerwone wino. Jednak to się szybko skończyło, a rozmowa coraz bardziej się rozkręcała. O ile wzajemne dogryzanie mogło nazywać się rozmową. W końcu po jednej butelce wina zaczęło brakować napoju, który umiliłby cały ten czas. Podniosłam się z fotela i z wymownym uśmiechem przejrzałam półkę alkoholu, wybierając odpowiedni trunek i rzucając w stronę Ethiana.
Pod co prawda jeszcze delikatnym wpływem alkoholu zrobiłam się zbyt sympatyczna, pomagając Charlie wstać i prowadząc zaciętą rozmowę z Ethianem na temat kompletnych bzdur. A alkohol lał się z łatwością, tylko co jakiś chowałam go pod bluzę, gdy jakiś nieproszony gość zapukał do drzwi. Minęła godzina, a ja jak głupia uśmiechałam się szeroko, pewnie mrucząc coś pod nosem. Co chwila czułam na sobie spojrzenie dziewczyny, która wydawała się być jedyną osobą, która ma w pełni kontrolę nad całą sytuacją i nie wydaje się na tyle pijana. W pewnej chwili wpadłam na pomysł zaproszenia Leo, bo w końcu to jej chłopak. Czemu nie miałby się z nami zabawić? Niezbyt przejęłam się zaprzeczeniami dziewczyny i chwiejnym krokiem wyszłam za drzwi. Całe szczęście, że pokój Leo nie był zbyt daleko. Wkopalibyśmy się i to porządnie. Oparłam się o framugę drzwi, słysząc jak się otwierają. Nie musiałam go namawiać, doskonale wiedząc, że każdy facet da się skusić na łyczka czegoś rozgrzewającego. Charlie mnie zabije. Ethian będzie miał kogoś do rozmowy, bo w sprawach kobiecych to z niego żaden rozmówca.
-Jutro zbiórka - siwowłosa uśmiechnęła się delikatnie, rysując palcami na swoim kieliszku.
Posłałam jej błagalne spojrzenie.
-Może tym razem nie przywalę ci drzwiami w głowę - upiłam kolejny łyk.
-Nigdzie przecież nie musimy iść - wtrącił się Et z jak zwykle ignoranckim tonem na jakiekolwiek tutaj panujące zasady.
Przewróciłam oczami. Chyba powoli zaczynam się przyzwyczajać, aczkolwiek nie przestanie mnie to denerwować.
-Nie wiem czy wiesz, ale istnieje takie coś jak rozłączenie - dziewczyna podkuliła nogi i popatrzyła na nas przeciągającym spojrzeniem.
-Przynajmniej nie będzie tak pyskaty i silny jak to ma w swoim mniemaniu - spuściłam oczy by po chwili spojrzeć z ukosa na minę Ethiana ze złośliwym uśmiechem.
-Stwierdziła ta, która dręczy ludzkość swoim dogryzaniem - usiadł w wygodnej pozycji.
-Wybacz za moją bezpośredniość. Rzeczywiście powinna cierpieć z mojego powodu. Nie moja wina, że jesteś silny fizycznie, ale psychicznie... - wzruszyłam ramionami - wygrałabym - dodałam ściszonym głosem.
Mężczyzna parsknął śmiechem.
-Twierdzisz, że pokonałabyś mnie?
-Pewnie - wyprostowałam się - Mam przewagę liczebną, a w dodatku doprowadzam ciebie do nie małego szału, więc jest szansa, że nie dasz rady siebie powstrzymać. A nie odważysz się skrzywdzić kobiety. Przynajmniej takiej ja - zamrugałam oczami, przekładając nogi nad oparciem fotela i opierając się plecami o drugie- Nie wytrzymałbyś dnia z samą moją obecnością - dopowiedziałam, kręcąc głową. Wyraźnie miałam dosyć już alkoholu, a pomimo to chwyciłam butelkę, w której kończyła się już dobra whisky i przyłożyłam do ust.

Ethian?
Prowokacjon w jej stylu

piątek, 10 marca 2017

Od Becci do Ethiana

 - Co to właśnie było? - zapytałam, siadając na przeciwko chłopaka. Z zadowoleniem zauważyłam, że kiedy oboje siedzieliśmy, różnica naszych wzrostów się chociaż trochę zmniejszała. Nie żebym miała kompleksy na punkcie wzrostu, ale od takiego zadzierania głowy przy dłuższej rozmowie mógłby mnie złapać skurcz. Przecież ja mu do ramienia nawet nie sięgałam...
 - A nie widać? - mruknął blondyn. Przewróciłam oczami i podparłam głowę na ręku.
 - Fakt, sukinsynowi się należało - przytaknęłam. Poczułam jak Anikitos się ożywia. Pogładziłam delikatnie włosy, przekazując zwierzakowi swój spokój - Ale nie jesteś księciem na białym koniu. Podpadł ci ostatnio i szukałeś wymówki, żeby go sprać?
 - Należy do bandy, która nas tu trzyma. Czego więcej potrzeba? - chłopak uniósł brew. Pokiwałam głową, zgadzając się z jego słowami. To spokojnie wystarczało.
 - Jestem Rebbeca Martinez, a ty? - przedstawiłam się, wyciągając w jego kierunku rękę. Blondyn z ociąganiem na mnie spojrzał, ale złapał moją dłoń. Nawet jego ręce były chyba ze dwa raz większe od moich...
 - Ethian Allain - odparł, potrząsając naszymi dłońmi. Uśmiechnęłam się uroczo do niego i usiadłam z powrotem, bo by do niego sięgnąć musiałam wstawać. Kitek znów nerwowo poruszył się w moim warkoczu, ogonem muskając mi szyję. Czułam jego umysł napierający na mój, mieszając mi w zmysłach. Przez chwilę czułam jakiś zapach, a po głowie krążyło mi tylko jedno słowo.
 Znajomy, znajomy, znajomy...
 Potrzebowałam kilku sekund, by zrozumieć co takiego chciał mi przekazać. Zwęszył kogoś, kogo znałam. Kogoś bardzo mi bliskiego...
 Nie. To nie mogła być prawda. Ona zginęła w pożarze razem z matką. Niemożliwe, żeby tu była.
 - Ethian, nie widziałeś tu może takiej wysokiej, ciemnowłosej dziewczyny z czarnymi oczami jak twoje? Taka wiecznie uśmiechnięta i pełna optymizmu. Nazywa się Seraphina. - spytałam go dla pewności.
 W sumie nie byłam pewna, co chciałam usłyszeć. Pogodziłam się już ze stratą i nauczyłam się z tym żyć. Jednak co jeśli ona cały czas tu była? Jeśli cały ten czas miała nadzieję, że ja czy ojciec po nią przyjdziemy, a my ją zawiedliśmy?
 I choć nienawidziłam siebie za to, przez chwilę się modliłam, by odpowiedział przecząco. Że nigdy nikogo takiego tu nie było. Że umarła wtedy i nie musiała przez to wszystko przechodzić.
Ethian?

Od Leighton cd Ethian

Stałam i stałam. Dobre dwadzieścia minut. Gdy już wyciągnąłam rękę by zakluczyć drzwi wpakowało się dwóch gości. No ten pech i oberwałam drzwiami, upadłam. Stali tam po prostu.
- Ty jesteś Leighton. -
Nie powiedziałam nic, siedziałam.
- Najwyraźniej to ona. - Podeszli do mnie,  jeden przerzucił mnie sobie przez ramię. Wyszli zamykając drzwi. Szli jakimiś korytarzem. Powieki mi coraz bardziej ciążyły aż zasnełam.
Słyszałam głosy, ale jakoś nie specjalnie chciałam i czułam potrzebę otworzyć oczy. Łóżko ugieło się pod ciężarem kogoś, poczułam na włosach czyjaś rękę. Spiełam się, a ten puścił i poszedł. Dopiero po paru minutach, otworzyłam oczy. Byłam na jakimś łóżku, coś na kształt sofy czy coś takiego. Było to duże pomieszczenie, pełno szafek, biurko i półmrok. Gdy usiadłam, rozejrzałam się na stoliku na przeciw sofy była taca z lekami ~ wiedzą, które mam kiedy brać. - Powiedziała moja podświadomość.
Były jeszcze kanapki oraz sok pomarańczowy. Jak zjadłam kanapkę oraz wypiłam trochę soku wraz z tabletkami, wstałam i chwiejnym krokiem. Ruszyłam do pokoju.
***
Obudziłam się w łóżku, wtulona w Rhaegear. Drapałam go za uchem.
Po nieznacznym upływie czasu, poszłam się odświeżyć, oglądałam całe ciało i zauważyłam kilka drobnych siniaków.
Wyszłam z pokoju i pokierowałam się w stronę biblioteki, po długim błądzeniu dotarłam do niej. Gdy weszłam, miejsce było ogromne, pełno książek. Nikogo zabardzo tu nie było.
***
Siedziałam na podłodze w pokoju. Patrząc w okno. Biblioteka jest piękna, ale przejście jej by mi trochę długo zajęło.
Gdy otworzyłam okno i usiadłam w oknie, zwisajac nogi nad przepaścią, nuciłam fragment piosenki.
Spojrzałam na oddalone punkty..
- Może zrobimy sobie spacer. No ty na to? - Spojrzałam na psiaka, który jednym okiem spał drugim zerkał na mnie.
Wyszłam przez okno, idąc powoli po gzymsie. Potem zeskoczyłam na ziemię, spojrzałam za siebie. Rhaegear stał i nagle ruszył.
Gdy dotarliśmy do muru sporo nam zeszło, żeby obejść całość. Nim się spostrzegłam było już koło północy, ale jakoś nie śpieszyło mi się wracać. Księżyc oświetlał ta zimna noc, od czasu do czasu można było zobaczyć jakiś strażników.

Ethian?

czwartek, 9 marca 2017

Od Charlie C.D Ethiana Do Caroline

Kiedy weszłyśmy do pomieszczenia, od razu wiedziałam co się szykuje. Jedna butelka wina na trzy osoby to jeszcze ujdzie, ale jak się rozkręcą, z takim arsenałem na półce to już pozamiatane. Postanowiłam, że dziś zachowam  zdrowy rozsądek, a raczej postaram się go zachować. Grzecznie usiadłam na łóżku i czekałam na jakikolwiek, dalszy rozwój sytuacji.  Wreszcie, zostałam uraczona kieliszkiem, ze szkarłatnym, aromatycznym płynem, który zamiast posmakować, przytknęłam do nosa. Zapach był wyśmienity, Caroline znała się na rzeczy. Kiedy umoczyłam wargi w napoju, wiedziałam, że już zaraz kieliszek będzie pusty. Poprawiłam się wygodniej w siadzie, zadając kilka, kompletnie nie potrzebnych mi do szczęścia pytań. Szczerze, chciałam po prostu przerwać tę ciszę. Na szczęście, prędko zajęli się rozmową między sobą, więc zostałam bardzo milutko wykluczona z całokształtu sytuacji. Będąc kompletnie ignorowaną, co notabene było moim celem, ściągnęłam buty i rozłożyłam się na łóżku w pozycji pół leżącej. Ten dzień nie był dobry, od samego rana doskwierały mi intensywne bóle reumatyczne, co definitywnie było efektem choroby, zżerającej mój organizm od środka. Z dnia na dzień czułam jak pochłania kolejną część, coraz bardziej łapczywie, rozszarpuje kości i tkanki by zostawić mnie z niczym. Pozwoliłam sobie ściągnąć protezę, niestety, wypadła mi z rąk i z łoskotem uderzyła o ciemne panele. Dwie pary oczu momentalnie skierowały się w moją stronę, świdrując, jakbym popełniła największy grzech.
- Cholera, przepraszam, nie chciałam… - wydukałam pochylając się nieco wzdłuż krawędzi  łóżka. W moim zamiarze leżało podnieść protezę z ziemi, niestety w rezultacie, jak to na gapę bywa, całym swym cielskiem upadłam na podłogę. Usłyszałam syk, a już po chwili delikatne, chude dłonie pociągnęły mnie za rękę ku górze. Z trudem stanęłam na jednej nodze, masując obolałe czoło.
- Wszystko okej? – spytała dziewczyna, bacznie przyglądając się mojej twarzy. Czyżbym miała coś nie teges z uszami? Czy Caroline właśnie powiedziała coś z nie-udawaną troską? Chyba się nie przesłyszałam. Chcąc być miła i nie informować ich o swoich ukrytych katuszach, uśmiechnęłam się promiennie, odgarniając włosy do tyłu.

- Przepraszam, niezdara ze mnie taka, że ja Cię nie mogę. Wszystko w porządku, trochę czoło boli. – zaśmiałam się i klepnęłam otwartą dłonią w część twarzy, znajdującą się ponad oczami. – Usiądę lepiej na ziemi. – dodałam po chwili. Carol była na tyle uczynna, że pomogła mi posadzić dupsko na hebanowych panelach. Pochwyciłam z półki, na szczęście jeszcze cały i pełny kieliszek po czym wypiłam jego zawartość. Przysłuchiwałam się rozmowie, odpowiadałam na pytania, butelka szybko
zeszła a po niespełna godzinie, sympatyczna dwójeczka zaczęła już powoli gaworzyć.

Carol, kochanie? 

środa, 8 marca 2017

Od Ethian'a Cd. Rebecci

Położyłem dłoń na jej ramieniu, lekko ją przy tym odsuwając. Zaraz się nią zajmę, tylko rozwiąże pewną sprawę. Podszedłem do typka, który zaczął tą całą farsę. Nienawidziłem takich typów jak on. Ciężko było bym któregokolwiek tutaj jakoś inaczej traktował. Szturchnąłem go w ramię. Na tyle mocno, że poleciał do przodu. Stanął twardo na nogach i odwrócił głowę w moją stronę. Z jego oczu płynęła już złość. Dobrze, będzie ciekawiej. Moje kąciki ust lekko się uniosły. Podszedł do mnie, pewnie jak pan i władca. Szkoda, że nie wiedział co go czeka. Stanął kilka centymetrów ode mnie,  był niższy.
-Czy ty wiesz co właśnie zrobiłeś? - uniósł swój niemiły dla ucha głos.
-Nie jestem na tyle tępy jak ty, by tego nie wiedzieć. - zaśmiałem się pod nosem.
-Igrasz sobie. - starał się mnie zastraszyć.
-Wręcz przeciwnie, to ty sobie przejebałeś.
-Więc zobaczymy. - uniósł pięść, która po chwili leciała prosto na moją twarz. Złapałem ją i ścisnąłem.
-Zaskoczony? - przechyliłem lekko głowę. Z bezczelnego uśmiechu na mojej twarzy nie zostało już nic. Został tylko wyraz pragnący jego śmierci. Starał się wyrwać pięść. Nie pozwolę ci tak łatwo na to. Mocnym kolanem poczęstowałem go w brzuch. Skulił się z bólu, po czym puściłem jego pięść i złączyłem dłonie, by po chwili powalić go na ziemie, uderzając go w plecy. Szybko się otrząsnął i starał się wstać. Nie pozwoliłem na to. Kopem w brzuch powstrzymałem go od tego. Mężczyzna ponownie został powalony na łopatki, by unieść głowę i spojrzeć na mnie.
-I kto tu teraz jest panem? - przykucnąłem nad nim. Splunął mi tylko pod nogi. A to gnój. Wstałem i "wytarłem" buta o jego twarz. Cichy dźwięk łamanej kości zasygnalizował, że z nosa nic nie zostało. On już nie wstanie, to tyle z tej potyczki. Odwróciłem się na pięcie i podszedłem po swoją tace z jedzeniem. Zabrałem je i usiadłem w typowym dla siebie miejscu. W ten zaś, nowa dla mych oczu osóbka podeszła do mnie. A no tak, coś tam sobie wmawiałem, że później się nią zajmę.
-Co to właśnie było? - zadała siadając na przeciw.

<Rebecca?>

wtorek, 7 marca 2017

Od Becci

 Pierwsze co do mnie dotarło to ból. Tępy ból w całym ciele, który sprawiał, że czułam się niemal sparaliżowana. Otworzyłam na chwilę oczy, ale zaraz je zamknęłam, porażona jasnością. Theo widocznie wyjął mi szkła z oczu. Tylko co sprawiło, że odpłynęłam do tego stopnia, że się nie zorientowałam?
 I nagle zalała mnie fala wspomnień.
 Wracałam ze sklepu. W torbie miałam Jacka Danielsa dla Theo, tak jak prosił, ale i tak się denerwowałam. Ostatnio coraz częściej się wściekał o błahe rzeczy, więc nawet mniejsza butelka alkoholu niż ta której chciał mogła go wytrącić z równowagi. Zadrżałam lekko na tą myśl. Ostatnio miewał ciężką rękę i wolałam unikać drażnienia go.
  "Już niedługo", pocieszyłam się w myślach. Od miesięcy zbierałam pieniądze i kryłam je przed swoich chłopakiem, żeby nazbierać na ucieczkę jak najdalej. Musiałam mieć pewność, że mnie nie znajdzie.

Od Ethian'a Cd. Leighton

-Nie dzięki, długo mam tu jeszcze siedzieć? - przewróciłem oczami. Speszyła się, znowu. Co z nią jest nie tak.
-Słuchaj, nie jestem typem nadzwyczaj miłego faceta, sama to widziałaś. Nie jestem skłonny do większych poświęceń dla innych. Mam też coś ważnego do zrobienia. - wstałem z miejsca. Wstałem i podszedłem do drzwi. Gdy łapałem za klamkę poczułem dotknięcie. Spojrzałem na nią.
-Proszę zostań jeszcze.
-Nie rozumiesz, że mam swoje życie? Jesteś tu nowa zaledwie jeden dzień, nie znam Cię, nie przyjaźnimy się. Poświęciłem Ci już swój czas. Czuwałem i przez ten czas gdy drzemałem nic się nie stało. Jest późno, a nie mam zamiaru zostań tutaj na noc. Wychodzę. - wyrwałem swoją dłoń i spojrzałem z powrotem na drzwi. Otworzyłem je i wyszedłem, zamykając je z hukiem. Zbyt dużo osób zaczyna mnie irytować, naprawdę robi się to wkurzające. Poszedłem do pokoju po paczkę papierosów. Spaliłem jednego i poszedłem po coś do jedzenia. Trochę zgłodniałem przez ten czas. Idąc korytarzem, dwóch pracowników zaszło mi drogę. Czyżby znowu powtórka z rana. Zacisnąłem pięści zawczasu. Gotowy na prowokację czekałem na rozwój sytuacji.
-Trzymaj! - wyciągnął jakiś karton.
-Co to?
-Nie wiem, miałem Ci to przekazać.
-Nic od was nie chce.
-Tak samo jak my nie chcemy mieć z tobą do czynienia. - położył karton na ziemi.
-Zrób z nim co chcesz. - powiedział drugi i odeszli. Szlag by to. Podniosłem karton i zabrałem go ze sobą na stołówkę.

<Leighton?>

niedziela, 5 marca 2017

Od Hailey C.D Hache

Po stracie, która miała miejsce parę dni temu nie mogłam pozbierać się do kupy. Wszystko wydawało się szare, i zupełnie opuszczone. Siedziałam na ławce, tuż obok schodów. Pomimo polarowej bluzy, której kaptur miałam mocno naciągnięty na głowę i koca, którym owinęłam się jak jakiś Eskimos zamarzałam. Lekko stukałam plastikową szyną w betonową część ławki. Zęby uderzały o siebie, wydając tym samym donośny, specyficzny odgłos. Wpatrywałam się w mądre oczy Daemona, próbując uświadomić sobie jak wiele straciłam. Z każdą minioną godziną odczuwałam swoje kończyny coraz słabiej. Niestety, jak to w zamkniętym ośrodku bywa, ktoś postanowił zakłócić mój spokój. Wysoki, wytatuowany, wyglądający na zadufanego typka człek. 

Od Leighton cd Ethian

Czemu aż tak jest mi trudno mówić. Eh, choć mam towarzystwo. Wyjęłam notes i zabrałam się za pisanie.
Agnes, to młoda osiemnastoletnia nastolatka, choć to typ imprezowiczki i niezłej panienki.Wcześniej była o wiele, wiele inna. Nie raz można ją spotkać na czele gwardii królewskiej,a dokładniej to na czele popularsów. Aris była jej najlepszą przyjaciółką, ale szkoła, znajomi, inne zajęcia i brak czasu. Zmienia wszystko. Nawet jak chciały się spotkać to hmm.. jak to powiedzieć... Agnes już tego nie chciała, miała mieszane emocje. No niby z Ari znały się od drugiego roku życia, ale no wiedziały jak dalej się to potoczy. No i pewnego dnia,tuż przed przeprowadzką Ari wszystko zaczęło się sypać. Choć obie próbowały, starały się to i tak wszystko w  jednej chwili zniknęło, a one stały się dla siebie jak dwie obce osoby...Gdy Ari wyjechała. Agi próbowała zatuszować to, że ją to nie rusza. Mimo, że kochała ją jak własną siostrę, którą straciła... Zajęła się w 100% szkoła, imprezami, chłopakiem i wszystkim innym byle nie myśleć.
***
Koło południa Aris wstała, jej ciocia już się krzątała po całym domu, to nawet nie raz wchodziła do jej pokoju. Gdy wzięła telefon z stoliczka koło łóżka, zobaczyła ponad trzydzieści wiadomości i nieodebranych połączeń od mamy, o dziwo jedną wiadomość od Agnes oraz od nieznanego numeru. Najpierw usiadła i kliknęła na numer do mamy.
- Skarbie, wracaj do domu. Tak wiem, że powinnam ci powiedzieć o cioci. O co nam poszło, ale nie było sprawy. Od zawsze, nie dogadywałam się z Anastazją i nawet jak przyrównywałyśmy to kończyło się to kłótnią. Więc po prostu odpuściłam. Rozumiem, że może chcesz tam jeszcze zostać, eh ale jeśli będziesz chciała wracać, to zadzwoń. Przyjadę.
- Dziękuje mamo. - Rozłączyła się. Nie musiałyśmy oklepanych choć ważnych tekstów mówić, bo wiedziała. Nie potrzebowałyśmy słów.
Jak wstałam zobaczyłam wiadomość od Agnes.
- Hej Ari, dawno nie gadałyśmy, ja wiem że to moja wina. Spieprzyłam po całości, ale chciałam przeprosić. Wiem, ze nie byłam najlepsza siostra ale może dałoby się to naprawić. - wątpię, że to ona to napisała. Nie warto się zastanawiać. Dobra jest jeszcze jedna wiadomość.
Nieznany numer: Hej Bianca, choć zanim się spóźnimy na Imprezę.
Ja: Nie jestem Bianca.
Nieznany numer: Ups...
Dalej już nie odpisałam, nie miałam po co, a nawet jeśli to nie czułam potrzeby. Po porannych czynnościach, byłam już gotowa, w krótkich szortach i koszulce z kamizelką. Założyłam jeszcze tylko klapki i zeszłam na dół. - przerwałam pisanie, gdyż czułam jakby ktoś wiercił we mnie dziurę, podniosłam wzrok i ujrzałam Ethiana. Po kilku sekundach ktoś zapukał. Nie ruszyłam się, zastygłam w bezruchu.
Patrzyłam to na drzwi to na Ethiana. Dopiero po paru zorientowałam się, że nie brałam leków. wzięłam torbę z lekami. Gdy już zostały wzięte napiłam się wody.
- Jeśli chcesz, możesz usiąść tu koło mnie, nie gryzę. - uśmiechnęłam się lekko
- Tu jest wygodnie.
- Jeśli ci się nudzi to możemy porobić coś co lubisz, to znaczy jeśli chcesz.

<Ethian?>

Od Ethian'a Cd.Leighton

Rozejrzałem się po pokoju. Wygląda tak jak wszystkie inne, jedyne co się różni to przedmioty na półkach i inne zawartości szaf i szafek. Usiadłem w fotelu i cicho westchnąłem. Leighton siedziała na łóżku z dłońmi na kolanach, spoglądając w ziemie. Chyba nie ma zamiaru siedzieć tak cały czas, w ciszy. Chciała w końcu bym tu przyszedł. Chociaż jakoś mi się zbytnio nie chciało. No dajesz małą odezwij się. Widać, że chciała jakoś zacząć, lecz nie wiedziała jak.
-No więc, czemu Cię gonili? - postanowiłem, że sam zacznę. Ocknęła się z transu.
-Sama chciałabym wiedzieć. - spuściła wzrok.
-Pewnie dlatego, że jesteś tu nowa, chcieli wzbudzić w tobie strach, zapewne... - przerwałem.
-Udało się im. Nie wyjdziesz za chwilę prawda? - spojrzała na mnie z lekkim strachem.
-Nie mam nic do roboty jak na razie, więc mogę tu trochę zostać, ale też bez przesady. - podparłem się ręką.
 -Dziękuje.
-Nie trzeba. Dobra póki nic się nie dzieje, to zdrzemnę się na trochę. Raczej usłyszę jak coś się będzie działo, pokój nie jest duży. - ironiczny ton zagościł w mych ustach.
-Zapewne... - wydobyło się cicho z jej ust.
-No więc jak coś to budź, siedzenie bez niczego do roboty, to nie dla mnie. - oparłem się z powrotem o oparcie, poprawiłem dla wygody  i zamknąłem oczy.

<Leighton?>

Od Leo CD Charlie

Chciałem lekko rozluźnić atmosferę, delikatnym uśmiechem, ale dziewczyna od razu zepsuła to marszcząc brwi i warcząc, że mówi poważnie. Rozumiem ją doskonale. Cofnąłem ręce z jej ciała i usiadłem na łóżku, przytwierdzając się do kroplówki. Gdy Charlie chciała usiąść koło mnie, odsunąłem się kawałek. Dlaczego tak postąpiłem ? Nie chce jej krzywdzić oraz martwić. Sam już dosyć wycierpiałem, a po cholerę mam jeszcze w to wplatać dziewczynę. Na dodatek doszły te słowa, które wypowiedziała prawie niesłyszalnie.
- Zrozum Leo, to dla twojego dobra. Czego tu nie rozumiesz ? Gdybyś słuchał go od początku, byłoby już po wszystkim.
Udało się jej przeczesać moje włosy, a po chwili złożyła na mojej głowę krótki pocałunek.
- Naprawdę, powinieneś dać sobie tę szansę - westchnęła i opuściła pomieszczenie.
Położyłem się na łóżku i zacząłem się nad tym wszystkim zastanawiać. Te jej dwa słowa "Kocham cię" znaczą dla mnie wiele. Ale czy ja jestem gotowy, na to ponownie ? Charlie jest moim oczkiem w głowie lecz nie wiem czy będę umiał powiedzieć jej te dwa słowa.
Resztę dnia przeleżałem. Choć nie raz korciło mnie aby wszystkiego się pozbyć i iść do niej,  powiedzieć jej wszystko.
Wieczorem zajrzał do mnie Pax. Sprawdził mi szwy, odpiął mnie od wszystkiego, usunął wenflon i oznajmił mi, że jak się obudzę, będę mógł wrócić do siebie pod warunkiem, że nie zrobię nic głupiego.
Zapewniłem go. Nie mam najmniejszej ochoty tutaj wracać.
***
Wstałem o piątej. Jestem w końcu wolny i mogę iść do siebie.
Ruszyłem w stronę swojego pokoju, w tej chwili liczył się tylko dobry prysznic.
Gdy dotarłem do pomieszczenia, chwyciłem ubrania z szafy i poszedłem pod chłodny strumień wody.
Po ogarnięciu się wyszedłem z łazienki i spojrzałem na zegar. Wskazówki wskazywały godzinę piątą trzydzieści.
Chciałem iść do Charlie ale pomyślałem, że poczekam jeszcze chwilę.
Dziewczyna może jeszcze spać.
Popatrzyłem na Sanczesa. Zwierzak smacznie spał. Dlaczego ja choć raz nie mogę spać jak normalny człowiek do ósmej przynajmniej ?
Przetarłem dłońmi twarz i ubrałem trampki po czym skierowałem się do skrzydła dziewczyn.
Stanąłem przed drzwiami Charlie i zastanawiałem się po co ja tu właściwie przyszedłem. Wziąłem głęboki wdech i zapukałem.
Otworzyła mi siwowłosa dziewczyna, która miała w ustach szczoteczkę do zębów i wyglądała strasznie. Jej oczy były podkrążone i lekko czerwone. To podpowiedziało mi, że nie spała tej nocy.
- Właź - powiedziała po czym wróciła nad umywalkę.
Najwidoczniej Charlie nie będzie miała humoru.
Mój uśmiech trochę przygasł.
Podszedłem do niej i objąłem ją w talii, po czym oparłem brodę na jej ramieniu.
- Dlaczego nie spałaś ? - zapytałem cicho.
- Nie mogłam - westchnęła.
Popatrzyłem w lustro i zobaczyłem dziewczynę, która patrzy w to samo miejsce.
- Kocham cię - wyszeptałem najciszej jak umiałem i zamknąłem powoli oczy po czym delikatnie musnąłem ustami jej szyję.
Charlie przymknęła oczy.
Po czym zapytała czy mogę na chwilę wyjść z pomieszczenia, gdyż ona chce się przebrać.
Oczywiście, opuściłem łazienkę i poszedłem po śniadanie.
Na tackę zabrałem dwie kawy i bułki. Dodatkiem do tego był słodki batonik.
Wróciłem do pokoju dziewczyny otwierając drzwi łokciem.
- Śniadanie podano - lekko się uśmiechnąłem widząc dziewczynę rozczesującą włosy i odstawiłem tacę na komodę.
- Dziękuję - delikatnie uniosły jej się kąciki ust.
Gdy ta odłożyła szczotkę podszedłem do niej i przytuliłem.
- Przydałoby ci się trochę snu - powiedziałem z troską w głosie...

Charlie ?
Wena mi na koniec spierdoliła :(

Od Ethian'a Cd. Caroline Do Charlie

Ale żeby od razu burdel, bałagan. No rozumiem, jest trochę kurzu, ale jak co drugi dzień widzę izolatkę, nie ma co mi się dziwić. Zresztą to i tak jest "tymczasowe miejsce pobytu". No więc rozłożyły się. Jedna okupuję łóżko, druga fotel. Dobrze, że są tu dwa. Poczułem wiercenie w kieszeni, no tak gadzina w niej cały czas była. Otworzyłem ją i mały łebek wychylił się z niej. Chwila orientacji w terenie i wyskoczyła z kieszeni, prosto na fotel.
-Tak chcesz pogrywać? - przybliżyłem do niej głowę. Jedyne co usłyszałem to syczenie. Menda się doigra. Usiadłem więc na podłodze opierając się o ścianę.
-No więc skoro wszystkie panie znalazły sobie miejsce... - spojrzałem z pogardą na jaszczurkę. -To
może otworzę butelkę, jako "dżentelmen".
-No już dawno to powinieneś zrobić. - oświadczyła Caroline.
-No już, już, nie krzycz tylko. - przewróciłem oczami. Złapałem za butelkę i podszedłem do szafki, w celu wyciągnięcia z niej korkociągu. Zwinnym ruchem wbiłem korkociąg w korek, kilka razy go przekręciłem i zamaszystym ruchem wyciągnąłem z butelki. Butelka "odbezpieczona" można polewać. Wyjąłem jeszcze trzy kieliszki i polałem. Grzecznie podałem po kieliszku i wróciłem na podłogę.
-Czemu jej nie zdejmiesz i nie położysz gdzieś indziej? - mówiła Charlie poprawiając poduszkę za plecami i siadając wygodnie.
-Zrobiłbym to, ale problem w tym, że gryzie i uważa, że to ona ustala zasady.
-Jakie gryzie, mnie jeszcze nie ugryzła. - powiedziała Caroline biorąc łyk wina. Zrobiłem to samo.
-Ciebie najwidoczniej coś nie chce gryź, mi to robi kiedy się tylko nadarzy okazja... - brałem kolejny łyk. - Plus taki, że jest mała i mogę ją nosić w kieszeni. - dodałem.

<Charlie?>
<Nie mam weny ;-; zabijcie mnie ;-;>

sobota, 4 marca 2017

Od Caroline cd. Ethiana

A jednak pan śmiertelnie poważny zabijaka potrafi się bawić i odnaleźć w sobie pragnące zabawy dziecko. Wiedziałam, że Charlie naprawi tą całą patową sytuację i wyratuje chociaż w minimalnym stopniu naszą dwójkę. Choć miałam świadomość, że nie wykręcę się od tłumaczeń to nie zamierzałam puki co mówić coś więcej. Nie taka moja natura. Kiedyś się zwierzę, być może nawet Ethian`owi.
Moje kąciki ust delikatnie się podniosły w nienaturalnym dla mnie entuzjastycznym uśmiechu.
-Psujesz piękne chwile - złapałam się pod boki, trącając jego ramię delikatnie swoją nogą. Spiorunował mnie spojrzeniem, które mówiło, że jak najszybciej mam zabrać buta najdalej od niego. A pomimo tego na jego twarzy czaił się uśmiech, o który nie podejrzewałabym jego samego.
-Nie popadajmy zbytnio w wzajemnym zaufaniu - pokręcił głową, siadając i podkurczając nogi.
Całkowicie się z nim zgodziłam, gestem wyrażając swoje zdanie i kątem oka patrząc na Charlie, stojącą tuż obok. Tak na prawdę wiedziałam, że chłopak nadal czeka na mój ruch, odpowiedź albo chociażby kilka słów wyjaśnień. Przed chwilą sam powiedział, że nie zwierzajmy się sobie. Czemu miałabym to łamać.
-Mam pomysł... - uniosłam do góry ramiona w energicznym ruchu - Być może nie jest on najlepszym, ale tobie się spodoba- wskazałam palcem na Ethiana, posyłając mu tajemniczy wyraz twarzy. Uniósł brwi, oczekując na propozycję - Urządźmy sobie coś w rodzaju mini party. Chyba jeszcze w szafie trzymam butelkę wina. A trzeba ją w końcu wypić - mężczyzna wymienił się porozumiewawczym spojrzeniem z siwowłosą. Wzruszyłam ramionami, widząc jak ich nie do końca pewne spojrzenia padają prosto na mnie.

piątek, 3 marca 2017

Od Leighton cd Ethian

Jak on bił tych kolesi. Byłam i jestem przerażona. Spiełam się, chciałam iść ale zostałam. Próbowałam jeść dalej ale moje dłonie się trzesły jak nigdy. Chciałam coś powiedzieć ale jakby zabrakło mi słów. Spojrzałam na niego tak żeby się nie gapić jak jakaś zakochana bez pamięci, ja nie z tych.
Gdy już w miarę wszystko zjadłam odniosłam naczynia, no ale ten pech. Ktoś chyba podstawił mi nogę i poleciałam na twarz wszystko mi wypadło z rąk i poleciałam na nie. Ktoś mnie z podłogi podniósł nawet nie zauważyłam kiedy. Gdy już poczułam grunt pod stopami, zerknełam za siebie stał Ethian, nadal mnie trzymał. Gdy wyswobodziłam się z uścisku. Pobiegłam do wyjścia z stołówki i pokierowałam się do pokoju szybko. Gdy już weszłam i zamknęłam drzwi, obejrzałam swoje ciało dokładnie. Kilka siniaków zapewnie będzie. Chyba nic więcej się nie stało.
Gdy wzięłam prysznic, ubrałam się i zaplotłam włosy w dwa warkocze. Gdy już chciałam usiąść i wziąć się za ciąg dalszy pisania, ktoś zapukał.
- Nie spodziewałam się gości, jak myślisz Rhae kto to może być. - Gdy otworzyłam drzwi stało w nich dwóch kolesi.
- To ona. Idziesz z nami. - zrobiłam krok do tyłu.
- Choć tu gówniaro! - Już prawie mnie za rękę trzymał, lecz Rhae szczeknał na niego. Ten tylko się zaśmiał i podszedł bliżej. Mój obrońca złapał jego rękę w pysk i powalił go.
To może dziwnie brzmi, ale no nie lubi jak ktoś mnie próbuje skrzywdzić, wpada w furie.
Szybko go odciągnęłam i uciekam z pokoju ciągnąć go za sobą.
Nie oglądałam się za siebie, biegłam ile sił miałam w nogach.
- Pogarszasz swoją sytuację. Wracaj natychmiast, już ty jedna mała suko. - Wpadłam i jak piłeczka odbiłam się od klatki piersiowej, jak mniemam kogoś. Szybko się podniosłam i spojrzałam za siebie byli bardzo blisko.
- Pomóż mi - Spojrzałam na niego, ale musiałam zadrzeć głowę. Ethian to znowu on, schowałam się za nim i kurczowo się trzymałam jego koszulki, żeby tylko nikt mnie nie widział.
- Ty. Tobą innym razem się zajmiemy, gdzie ta mała blond włosa suka, biegła tędy. - Mówił, a ja coraz bardziej kurczowo go trzymałam, przestałam na chwilę oddychać żeby mnie nie słyszeli. Rhaegear stał blisko mnie jakby chciał mi stworzyć pole ochronne.
- Pobiegła w innym kierunku. Suka to możesz być ty. - Poczułam jego mięśnie, jest nieźle umieśniony.
Gdy obchodzili w inną stronę, słyszałam jeszcze jak gadali między sobą, chyba byli wkurzeni, że im uciekałam.
- Możesz już puścić, poszli. - Odskoczyłam jak poparzona i prawie upadłam gdyby nie nadgarstek. Jak już się odzyskałam równowagę otrzepałam się z niewidzialnego kurzu.
- D-Dziękuję.
- Nie bój się. - Gdy już chciał iść, złapałam go za rękę.
- Poczekaj, czy możesz przyjść do mnie do pokoju, ja nie chcę być sama, boję się że oni wrócą? Proszę. - puściłam go, patrzyłam się na niego dłuższą chwilę. Pokierował się w kierunku, z którego biegam.
Gdy już byliśmy w moim pokoju, usiadłam na łóżku. Schowałam notes do szuflady obok łóżka i spojrzałam się na niego. Teraz dokładniej mogłam się przyjrzeć.
Jego koszulka opinała jego klatkę.
- Zrób zdjęcie starczy na dłużej.
- Możesz usiąść, są miejsca.

Ethian?

Od Ethian'a Cd. Leighton

Wczorajsza siłownia dobrze mi zrobiła. Nawet nie było tak źle, jak na te kilka dni przerwy. Stołówka była dziś pełna, jak na tą porę to dość sporo. Zawsze wiele osób wolało przychodzić później. Trudno się mówi, ja raczej nic na to nie poradzę, jeszcze... Niestety nie mogłem pozwolić sobie na siedzenie samemu. Przysiadło się kilka osób. Póki są Cicho jest okej. Po chwili podeszłą nowa i spytała się czy może usiąść obok. Co ja ostatnio tyle lasek przyciągam? Zgodziłem się, w końcu nie będzie tylko stała. Niby zwykły posiłek, lecz musieli go przerwać pracownicy. Podeszli do mnie we dwóch.
-Ethian idziesz z nami!
-Przecież nic jeszcze dzisiaj nie zrobiłem. - uniosłem na nich wzrok pełny pogardy i złości.
-oho, zaraz się zacznie. - dobiegł głos gdzieś z tyłu.
-Nie obchodzi nas to, idziesz!
-I co jeszcze, nigdzie mi się nie widzi z wami iść. -zacisnąłem pięści.
-Zrobimy to siłą. - jeden podszedł do mnie i złapał mnie za ramię.
-Puszczaj.
-Bo co nam zrobisz?
-Właśnie to. - uderzyłem tyłem głowy o jego klatkę. Wstałem z miejsca. Daleko go w ten sposób nie odepchnąłem, ale wystarczyło by od razu polecieć z pięściom. W tym momencie podlatywał drugi. Sprzątnąłem go butem w klatkę piersiową. Wylądował na pobliskim stolę. Dobrze, że już pustym. Podszedłem do tego z wcześniej i rzuciłem nim o ścianę. Troszkę mu może zająć wstanie. Drugi natomiast zdążył wstać. Szybko złapałem go za koszulkę i podciąłem. Znów na ziemi. Kilka mocnych pięści poleciało na jego twarz. Nie będę ukrywał, krew poszła i to mocno. Raczej sam nie wstanie. Odwróciłem się do tego leżącego pod ścianą. Lepiej się walczy jeden na jednego. Za dużo zachodu przy grupie. Powoli zaczął wstawać. Podbiegłem do niego i poczęstowałem go kopem pod żebra.
-Tobie nie pozwoliłem jeszcze wstać. - stanąłem pomiędzy lezącymi. Nie nadawali się już do walki. Strzepnąłem z ręki krew jednego i rozłożyłem ręce. - Ktoś jeszcze chętny?! Nie? Przyślij następnym razem kogoś lepszego. - osoby wokół, nie musiały wiedzieć do kogo te słowa, ta osoba to wiedziała. Wróciłem na miejsce i do posiłku. Siedząca obok mnie nowa chyba była przerażona.

<Leighton?>

Od Ethian'a Cd. Olivii

-Więc idź go poszukać. - odburknąłem, po czym odwróciłem się w stronę drzwi.
-Czemu mi pomogłeś? Przed chwilą wywaliłeś mnie z pokoju.
-Coś zaczęło mi warczeć pod drzwiami, to tyle. - odwróciłem głowę w jej stronę. - A teraz idź zająć się swoimi sprawami. - dodałem i wszedłem do pokoju. Nie miałem zamiaru jej pomagać. Nie mój problem, że jakiś deamon ją atakuje. Niech pogada z właścicielem. Zresztą co się przejmuje, mam swoje problemy, tyle mi starczy. Udałem się do łazienki i wziąłem długi prysznic. Wystarczająco długi by odczuć ból ran na plecach. Koniec na dzisiaj. Wyszedłem spod prysznica ubierając tylko bieliznę i spodenki. Przetarłem ręcznikiem włosy i wróciłem do pokoju. Ciekawe w którym momencie się po mnie zjawią. W końcu pobiłem dzisiaj już dwóch. Słabo jak na taki dzień. Chociaż po tym jak mnie wkurzyła to znokautował bym i tuzin. Ubrałem białą koszulkę i wyszedłem z pokoju. Było koło godziny dziewiętnastej, a mój żołądek domagał się jakiegoś posiłku. "Nie możesz być tak twardy jak ja". Wszedłem na stołówkę. Kilka osób siedziało w małych grupkach. Standardowo już dla mnie wziąłem porcję i usiadłem sam w rogu. Najgorsze w tym było, że zawsze ktoś musiał się dosiąść. Było tak i tym razem. Siadło obok dwóch młodych i zaczęli rozmawiać. Chociaż bym rozmową tego nie nazwał. Same pierdoły. Ich obecność zaczynała mnie powoli wnerwiać.
-Zamkniecie się w końcu? Chcecie pogadać, to idźcie gdzie indziej. - mówiłem wpatrzony w talerz.
-A co przeszkadza Ci to?
-Jak widzisz? Wynocha.
-Bo co? - wstałem z miejsca, złapałem go za koszulkę i przyparłem do ściany.
-Bo skończysz jak idioci tu pracujący. - poważny wzrok mówiący, że nie wyjdzie stad cało spoglądał na niego. Uniosłem drugą pięść, miałem już uderzać. Nagle zachwiałem się i straciłem siły. Dzieciak oswobodził się i odskoczył na parę metrów. Paralizator. Znowu to samo. Czyli przyszli po mnie. Dwóch mężczyzn z placówki. Powalili mnie na kolana i wykręcili ręce do tyłu. Założyli kajdanki i zaczęli wywlekać ze stołówki. Czyli w końcu się poniektórzy nauczyli. W momencie wywlekania mnie z stołówki w jej drzwiach stanęła Olivia.
-I co, masz za swoje. - mówiła z śmiechem w głosie.
-Ryj. - stanowczo warknąłem.
-Myślisz, że się boję. - zacząłem się szarpać.

<Olivia?>

czwartek, 2 marca 2017

Od Danaya'i cd Leo

Siedziałam w pokoju dokładnie to miałam bajzel w nim. Ciuchy i wszystko było wszędzie. Szukałam jednej rzeczy.
- To nie, to też nie.  Gdzie to jest do cholery. - Podeszłam do łóżka i znalazłam pod poduszka mała bransoletkę, która miałam przy sobie zawsze. Miała doczepiane małe ozdoby. Niezbyt lubię się taki rzeczami dzielić. Założyłam bransoletkę i mogłam zabrać się za ogarnięcie. Zaczęłam robić porządki i wzięłam prysznic. Założyłam krótkie spodenki i top. Położyłam się na łóżku, patrzyłam na sufit i myślałam.
Wstałam i wyszłam z pokoju, niezamykajac drzwi. Poszłam na świeże powietrze i pobiegłam na tyły budynku, wspiełam się na drzewo i odpaliłam papierosa. Zaciągajac się.
Zanim się spostrzegłam, nikogo nie było już. Wtedy zeszłam i przemknęłm do pokoju. Minęłam na korytarzu Leo. Szarpnełam go za nadgarstek, żeby się zatrzymał. Wciągając go do pokoju.
- No hej Leo.

Leo?

Od Hache Do Hailey

Moja dotychczasowa znajoma wraz ze swoim Daemonem zniknęła pewnej nocy.
Jej brak sprawił,ze poczułem ogromną pustkę czyżby została rozdzielona i nie żyje.
A morze uciekła. Nie ukrywam,ze nawet taki koleś jak ja odczuwa smutek i zal po utracie bliskiej osoby. Cóż może nie byliśmy razem nigdy ale nasze relacje mogły na to wskazywać. Akira położyła głowę na moim kolanie. Chyba jej tez brakowało nieznośnego kota mojej przyjaciółki .. a może to było jednak coś o wiele więcej. Nerwy ledwo trzymałem na wodzy od jej zniknięcia zatraciłem się w udoskonalaniu swej sylwetki wyciskając siódme poty na siłowni. Niszczyłem swoje płuca przez papierosy wypalane paczkami dziennie. Ja chyba na prawdę zacząłem cierpieć po jej stracie.

*******

Akira zmusiła mnie do opuszczenia pokoju. Wyszedłem z nią niechętnie złapałem paczkę fajek i zapalniczkę. Jej wzrok mówił wszystko "Błagam nie truj się tak przez nią"
Spacerowałem po placu,Akira odbiegła ode mnie zapaliłem jednego papierosa a potem kolejne dwa. Zamknąłem się w swoim świecie. Nagle Akira podbiegła i złapała mnie za nogawkę
-Ku**a czego !
~~Kretynie dawaj za mną a nie głupio pytasz !
-Dobra !!
Wilczyca kierowała mnie w stronę dziewczyny jej towarzysz patrzył na mnie błagalnym wzrokiem i wymieniał krótkie spojrzenia z Akirą
-Co chcesz ?
~~Ja nie potrafię Ci pomóc ale ona może .. po rozmowie z Zolinem wiem,ze oboje jesteście w identycznej sytuacji więc mnie nie denerwuj !
Pokiwałem przecząco głowa ale Akira nie dała za wygraną.
Podszedłem do dziewczyny siedzącej na ławce Zolin i Akira odeszli kawałek dalej.
-Cześć .. sama tak tutaj ?
-Owszem .. nie licząc Zolina ..-szepnęła
-Szczerze to chyba twój Daemon i mój się zgadali czy ty nie byłaś z tym kolesiem co zwiał ?
-Może tak .. może nie ..
Nie wiedziałem co mam gadać ale rys i moja wilczyca zabijały mnie wzrokiem
-Wiesz mnie tez niedawno opuściła dziewczyna która chyba kochałem
-Chyba ?
-No to tak,że nie byliśmy razem ale byliśmy
-Bredzisz
-Tak wiem to skomplikowane .. może się gdzieś przejdziemy i lepiej poznamy
-Nawet nie znam twojego imienia
-No tak Hache Arenas
-Arenas twoja siostra to Olivia ?
-Tak ..
-Hmm śmiesznie się składa
-Bo ?
-Nie ważne .. Hailey.
-To co idziemy się przejść ?

<Hailey> 

Od Leighton cd Ethian

Dzień zapowiadał się dobrze. Ładna pogoda,  promienie słońca przebijały się przez okno. Rhae wylegiwał się na podłodze, na którą padały promienie. Leżałam na plecach. Trzymałam notes.
- Rhae, jak myślisz co by tu dalej napisać. - Spojrzałam na niego, spał. Przewróciłam się na brzuch i zaczęłam ciąg dalszy pisać.
  Aris mimo przeciwskazań rodziców pojechała do ciotki. Anastazja, nie raz dzwoniła,  czy też pisała abym przyjechała. Lecz mama jak zwykle się nie zgadzała żebym pojechała. Steven mój ojczyn nie raz powtarzał, że mama i Anastazja się pokłóciły.
Tak więc już byłam w drodze do domu cioci.
- Miasteczko Riverday. Miłe tajemnicze miasteczko, w którym w tajemniczych okolicznościach zginęło rodzeństwo Rosalia i Jason Wersalionowie. Nikt nie wie co dokładnie się wydarzyło, nikt nie znalazł ciał. - Czytałam. Jadąc z szoferem cioci.
Spojrzałam przez okno na widoki, piękne miasteczko z wieloma tajemnicami - pomyślałam. Niewiele się działo jak jechałam.
Ciocia czekała pod posiadłościa. Kiedy ja tu ostatnio byłam,  pewnie jako mała dziewczynka. - Powiedziała moja podświadomość
Josh, szofer zabrał moje walizki do zamku tak można to nazwać. Wyglądał pięknie, ale zarazem mrocznie. Gdy szłam w kierunku cioci. Widać było jej szczęście,  bo no w końcu jej siostrzenica przyjechała.
- Cześć ciociu. - Przytulilam ja z uśmiechem, pachnie czekolada i mięta. Tak jak zapamiętałam.
- Moja piękna Aris, jak wydoroślałaś. Twoje mleczne włosy teraz są jak smoła połączona z fiołkami. Ślicznie. - Wyswobodziłam się z uścisku, i razem z Anastazja weszliśmy do domu.
Mój pokój był tam gdzie wtedy. Na piętrze. Jak apartament, wyglądający. Luksusowy i... - Przerwałam gdyż Rhae skomlał. Odłożyłam notes, zamykając go. Wstałam z łóżka, założyłam sweter, który sięgał do połowy ud, oraz baletki. Wzięłam kluczyk i razem z szczeniakiem wyszłam, zakluczajac pokój.  Gdy schowałam kluczyk do kieszeni swetra. Szliśmy nogę w łapę na świeże powietrze.  No jak to psy pobiegł sobie w jakimś kierunku,  na tyle ile mnie widział. Szłam powoli w jego kierunku, nie specjalnie mi się śpieszyło.
Dopiero po dwóch godzinach zaczęliśmy wracać. Na stołówce były tłumy. Powoli trzymając za obroże bestyjke dotarliśmy do kucharek.  Wzięłam to na co miałam ochotę. Szukałam wolnego miejsca, już chciałam iść bo w rogu było wolne miejsce. Lecz musieli je zająć. Zauważyłam Ethiana siedział z kimś. Podeszłam nieśmiało.
- Hej - Powiedziałam cicho - Czy to miejsce jest wolne? - Tym razem on się spojrzał, choć było głośno usłyszał mnie i skinieniem głowy zaprosił mnie do stołu. Usiadłam na wolnym miejscu. Jadłam wolno i dawałam też Rhae. Próbowałam być cicho i niewidzialna, niezbyt lubię takie tłumy i żeby ktoś zwracał na mnie uwagę.

Ethian?

Od Olivii C.D Ethian

Ten koleś na zbyt wiele sobie pozwolił,mogło mu się to nie spodobać. Cóż narwaniec czego się spodziewałam. Momentalnie  wzbudził mój gniew i niechęć do swojej osoby.Wywalił mnie za drzwi co za brak manier i kultury. Nie będę jak kretynka tu stała  spojrzałam przed siebie i ruszyłam po drodze lekko rozmasowując nadgarstek. Nagle poczułam czyjś wzrok w ciemności para świecących ślepi wpatrzonych wprost na moja osobę.
-Shogun-szepnęłam
Jednak nie to nie był on
-Akira-szepnęłam  nieco bardziej niepewnie
Z ciemności wyszedł Kojot .. pamiętam go zaatakował mnie już raz
Zaczęłam się powoli cofać .. rozejrzałam się za Shogunem ale go nie było musiało się coś stać
Powoli oddalałam się ale mroczne stworzenie miało wobec mnie inny plan
-Spokojnie ... -szeptałam sama do siebie
Nagle zwierze rzuciło się na mnie czułam już ten ból ugryzienia zamknęłam oczy ale tak się nie stało
Usłyszałam pisk otworzyłam oczy przede mną stał nie kto inny jak Ethian stwór uciekł
- Nic Ci nie jest .. ?
Byłam teraz zszokowana i zmniejszana jak ? skąd wiedział ? czemu mi pomógł ? chwile temu to on by mnie najszlachetniej zabił ..
-Dziękuje-wydukałam
-Gzie twój tygrysek ?
-Nie wiem .. musiało się mu coś stać .. nigdy mnie nie zostawia ..
W tym momencie poczułam coś dziwnego .. zaniepokoił mnie jego brak.

<Ethian>

Od Ethian'a Cd. Leighton

Zanim zacznę część właściwą opowiadania, pragnę zawrzeć tutaj małe sprostowanie i wyjaśnić parę błędów. Pierwszą rzeczą, którą poruszę jest twój pies Rhaegear. Tutaj jest pierwszy błąd, mianowicie nie mogłaś dostać go od dziadków. Według fabuły bloga jest on Twoim deamonem, czyli jest z Tobą od urodzenia, częścią twojej duszy. Drugi błąd jest w momencie, gdy Twoi zastępczy rodzice przywieźli Cię tutaj. Nie ma takiej możliwości. Ośrodek znajduje się na wyspie, jedynym sposobem by się tutaj dostać to helikopter lub łódź. Oni sami nie mogli Cię tutaj odwieźć/dostarczyć. Zostałaś co najwyżej zabrana przed ludzi z ośrodka sprzed domu. Trzecią uwagą ode mnie jest to iż Twój telefon i laptop został zabrany przed dotarciem na wyspę. Nie masz tutaj kontaktu z światem zewnętrznym, to jest zamknięta strefa, więc nie możesz wydzwaniać do osób z poza niej. Internet jest raz na jakiś czas, a wiele stron jest po blokowanych, więc nie masz nawet możliwości do nich napisać. Jedynie jakieś informacje raz na jakiś czas. To co przed chwilą napisałem jest lekkim sprostowaniem do błędów i od tego momentu będę się trzymał tego, co napisałem wyżej. Poniżej właściwa część opowiadania.

Od Leo CD Danayi

Gdy zobaczyłem dziewczynę w takim kolorze na włosach zacząłem się zastanawiać czy to na pewno ona.
W pewnym momencie jak wpadła na mnie zapytała jak tam z Charlie.
W sumie to ją nie powinno jakoś specjalnie interesować.
***

Stałem chwilę na korytarzu po czym zapukałem.
- Tak ?
- Moge ? - zapytałem niepewnie.
- Wchodź - dostałem odpowiedź.
Oparłem się o drzwi i patrzyłem na dziewczynę.
- Co ? - zapytała w końcu.
- Coś ty zrobiła z włosami ?
- Udoskonaliłam.
- Nie wydaje mi się.
- Dlaczego tak uważasz ? - uniosła lekko brew.
- W tamtym kolorze było ci lepiej... - rzekłem krzyżując ręce na piersi i marszcząc czoło.
- Problem masz ?
- Nie mam problemu... tylko mówię ci, że przed tem wyglądałaś lepiej.
- Czyżby ?
- Tak - powiedziałem stanowczo i nadusiłem łokciem na klamke.
Drzwi się otwarły a ja ledwo utrzymałem równowage.
- Danaya, po prostu jakby co, to daj znać... przyjdę albo ty przyjdziesz.
W tej chwili nie czekałem nawet na żadną odpowiedź. Chciałem już isć, wiedziałem, że z nią żadnej walki nie wygram na temat wyglądu. Takie są dziewczyny....

Danaya ? Sory, że krótkie ale szpital nie daje weny.. -.-"

środa, 1 marca 2017

Od Leighton Do Ethian'a

Leżałam na brzuchu i patrzyłam się tępo w mój Pamiętnik. Prowadziłam go od szóstych urodzin odkąd dali mi go rodzice. Było tam wszystko, zdjęcie mnie i rodziców, opis wypadku, nowa rodzina... Myślałam, że jeśli sobie przypomnę rodzice wrócą, myliłam się. Zawsze to samo. Podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na okno. Padało, kolejny dzień.
Wtedy mi się przypomina...

Rhaegear



  • »Spectre: Leighton 
  • »Płeć: Samiec
  • »Imię: Rhaegear

Leighton Sara MeeSter

  • ⇀Płeć: Kobieta
  • ⇀Imię i Nazwisko: Leighton Sarah MeeSter 
  • ⇀Przezwisko: Mari, Le, Sarah 
  • ⇀Wiek: 17 lat 
  • ⇀Data Urodzenia: Siedemnasty Dzień Siódmego Miesiąca
  • ⇀Orientacja: Heteroseksualna bądź Aseksualna... Nie wiadomo do końca 

Popularne posty